Parlament Europejski przyjął w środę rezolucję o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn. W dokumencie opowiedział się m.in. za zapewnieniem łatwego dostępu kobiet do antykoncepcji i możliwości aborcji. Swój sprzeciw wyrazili europosłowie polskiej prawicy.
Kobiety muszą mieć kontrolę nad swoimi prawami seksualnymi i rozrodczymi, szczególnie dzięki zapewnieniu łatwego dostępu do środków antykoncepcyjnych i możliwości aborcji. (...) Kobiety muszą mieć dostęp do nieodpłatnych konsultacji w sprawie aborcji Rezolucja Parlamentu Europejskiego
Najwięcej emocji wśród polskich europosłów wzbudził artykuł: "Kobiety muszą mieć kontrolę nad swoimi prawami seksualnymi i rozrodczymi, szczególnie dzięki zapewnieniu łatwego dostępu do środków antykoncepcyjnych i możliwości aborcji. (...) Kobiety muszą mieć dostęp do nieodpłatnych konsultacji w sprawie aborcji".
Zapisowi temu przeciwna była zarówno Platforma Obywatelska, jak i Prawo i Sprawiesliwość.
Niewiarygodnie łagodny zapis
Zdziwienia tym sprzeciwem nie kryła europosłanka SLD Joanna Senyszyn. - To sformułowanie jest niewiarygodnie łagodne i nie budzi wśród Europejczyków prawie żadnych wątpliwości, tylko wśród skrajnej, sklerykalizowanej prawicy polskiej. Nawet w polskim prawie kobiety mają możliwość dokonania aborcji w czterech ściśle określonych przypadkach, ale jednak mogą - stwierdziła polityk w rozmowie z PAP.
- To sformułowania jest czymś oczywistym w cywilizowanym świecie. Tym bardziej, że teraz, kiedy nie mamy już granic w UE, to możliwość skorzystania z przerwania ciąży jest uwarunkowana wyłącznie finansowo. Kobiety, które na to stać, mogą bez trudu wyjechać za granicę i tam ciążę usunąć - dodała Senyszyn.
Prawa kobiety
Eurodeputowani zaapelowali w rezolucji o upowszechnienie dostępu kobiet "do usług związanych ze zdrowiem seksualnym i rozrodczym" oraz propagowania wśród kobiet "ich praw i dostępnych usług".
PE wyraził przekonanie, że "pod pojęciem zdrowia seksualnego i rozrodczego rozumiemy ogólne dobre samopoczucie, zarówno fizyczne, psychiczne, jak i społeczne człowieka, we wszystkim, co dotyczy narządów rozrodczych, ich funkcji i działania".
"Uznanie pełnej fizycznej i płciowej niezależności kobiet jest warunkiem wstępnym skutecznej polityki w zakresie zdrowia seksualnego i rozrodczego, jak również zwalczania przemocy wobec kobiet" - głosi dalej rezolucja.
Szkodliwe zapisy
- W mojej opinii zapisy dotyczące zdrowia reprodukcyjnego oraz szerokiego i nielimitowanego dostępu do aborcji są szkodliwe. Rozstrzyganie o aborcji leży w kompetencji poszczególnych państw członkowskich, które w swoim ustawodawstwie odzwierciedlają społeczną aprobatę lub jej brak dla ochrony życia poczętego - protestowała w komunikacie prasowym europosłanka PO Joanna Skrzydlewska, która zasiada w komisji ds. kobiet PE.
Konrad Szymański z PiS też ostro protestował przeciwko rezolucji, którą nazwał "szkodliwym dokumentem". - Raport, proponując upowszechnienie dostępu do aborcji w Unii Europejskiej, narusza wyłączne kompetencje państw członkowskich w tym obszarze (...) Każdy odpowiedzialny prawodawca powinien robić wszystko, by liczba aborcji spadała. Upowszechnienie aborcji jest miarą upadku naszej kultury; jest miarą naszego odejścia od humanizmu - oświadczył.
Kobiece problemy
Sprawozdawca projektu, belgijski socjalista Marc Tarabella podkreślał, że artykuł dotyczący praw seksualnych i rozrodczych, to znikoma część corocznego raportu PE o sytuacji kobiet w UE.
I zwracał uwagę na inne zapisy: o dyskryminacji kobiet na rynku pracy, o tym, że wciąż padają one ofiarą przemocy i wykorzystania seksualnego oraz o trudnej sytuacji imigrantek. Przypomniał, że kobiety zarabiają wciąż średnio 14-17 proc. mniej niż mężczyźni.
Podkreślał również, że różnice w wynagradzaniu kobiet i mężczyzn, segregacja zawodowa i stereotypy dotyczące płci odnoszą się również do mężczyzn.
Rezolucja jest politycznym stanowiskiem PE, bez mocy prawnej.
Źródło: PAP