Zrozpaczeni rodzice nieuleczalnie chorego Charliego Garda od miesięcy walczą w sądach o to, by ich dziecka nie odłączać od aparatury podtrzymującej życie. Teraz pojawiła się szansa na poddanie go eksperymentalnej terapii w Stanach Zjednoczonych. Materiał "Faktów z Zagranicy" TVN24 BiS.
11-miesięczny Brytyjczyk Charlie Gard cierpi na rzadką chorobę genetyczną. Nie widzi, nie słyszy, ma uszkodzony mózg. Jego rodzice - Chris Gard i Connie Yates - od miesięcy toczą batalie sądowe o podtrzymywanie czynności życiowych syna. Przegrali w brytyjskim Sądzie Najwyższym i Europejskim Trybunale Praw Człowieka, który dwa tygodnie temu oddalił ich skargę.
Sądy i lekarze są zgodni: dziecku trzeba pozwolić umrzeć i zaprzestać podtrzymywania przy życiu. Chłopiec miał zostać odłączony od aparatury w ubiegły czwartek, 6 lipca.
- 4 sierpnia 2016 roku był najszczęśliwszym dniem w naszym życiu. Wtedy urodził się Charlie. 6 lipca 2017 roku będzie najgorszym dniem w naszym życiu - powiedziała na nagraniu zamieszczonym w ubiegłym tygodniu w internecie Connie Yates.
Eksperymentalna terapia
Chłopca jednak nie odłączono od aparatury. Jego sprawa wróciła do Sądu Najwyższego za sprawą szpitala "w związku z doniesieniami o nowych dowodach dotyczących potencjalnej" i eksperymentalnej terapii, która mogłaby pomóc chłopcu.
Rodzice do środy mają udowodnić, że eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych zadziała. - Popiera nas siedmiu lekarzy z całego świata: z Włoch, Stanów Zjednoczonych i Anglii. Ta terapia daje nawet 10-procentowe szanse na powodzenie. Czujemy, że musimy tego spróbować - powiedziała po wyjściu z sądu Yates.
I dodała: - Nie mamy nic do stracenia. On zasługuje na szansę.
Autor: pk\mtom / Źródło: FZZ, Telegraph