Dziewięć z 17 ofiar śmiertelnych czwartkowego zatonięcia wycieczkowej amfibii w stanie Missouri w Stanach Zjednoczonych należało do tej samej rodziny - poinformowały lokalne władze w piątek czasu miejscowego.
Na pokładzie jednostki znajdowało się 31 osób, były wśród nich dzieci. Ofiary śmiertelne były w wieku od roku do 70 lat. Trzy z 14 uratowanych osób są poważnie ranne - przekazały władze. Wśród zmarłych jest kapitan amfibii, która utonęła.
Z 11 członków rodziny, która wzięła udział w feralnej wycieczce, uratowała się tylko Tia Coleman i jej siostrzeniec. - Straciłam wszystkie dzieci, straciłam męża. - powiedziała Coleman, która ze szpitalnego łóżka udzieliła wypowiedzi regionalnej telewizji Fox 59.
- Czuję się dobrze, ale jest mi bardzo, bardzo ciężko. - dodała.
Bez kamizelek
Jak twierdzi ocalała kobieta, kapitan amfibii już w trakcie rejsu powiedział pasażerom, by nie zakładali kamizelek ratunkowych, co - jak oceniła - prawdopodobnie przyczyniło się do dużej liczby ofiar. Według jej relacji załogę ostrzegano przed nadchodzącą burzą.
Do wypadku doszło na sztucznym jeziorze Table Rock koło miasta Branson w czwartek około godziny 19 czasu lokalnego. Nadejście burzy i uderzenie nagłego szkwału zaskoczyło na wodzie dwie amfibie. Obie skierowały się ku brzegowi, ale dopłynęła do niego tylko jedna.
Tragiczny bilans
Była to jedna z najtragiczniejszych pod względem liczby ofiar katastrofa w branży turystycznej w Stanach Zjednoczonych w ostatnich latach. W ciągu ostatnich 20 lat w USA doszło do kilku tragicznych wodnych i lądowych wypadków z udziałem wycieczkowych amfibii, w których zginęło ponad 30 osób.
Autor: ad//rzw / Źródło: PAP