- Wyobraź sobie, że nie możesz iść do szkoły, nie możesz pracować, nie możesz iść do parku, na zakupy, nie możesz sama wybrać się w podróż, jesteś zamknięta w czterech ścianach i nie masz żadnych praw, nie możesz decydować o swojej przyszłości, bo tej przyszłości nie ma - mówi jedna z trzech Afganek, które udzieliły mi wywiadu, opisując, jak teraz wygląda bycie kobietą w Afganistanie, w ocenie ONZ jednym z najgorszych miejsc do życia dla kobiet na świecie.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Od sierpnia 2021 roku, kiedy talibowie przejęli władzę w Afganistanie, sytuacja kobiet i dziewcząt pogarszała się z miesiąca na miesiąc. Stopniowe wprowadzanie zakazów i ograniczeń doprowadziło w tym kraju według Human Rights Watch do najpoważniejszego na świecie kryzysu praw kobiet. Organizacja informowała o tym w lipcu 2023 roku.
Pomimo początkowych zapewnień, że tym razem kobiety zachowają swoje prawa, talibowie stopniowo wprowadzali zakazy ograniczające ich udział w życiu publicznym.
Zaczęli od zakazu edukacji powyżej szóstej klasy, zakazu samodzielnych podróży po kraju, przez zakaz udziału w życiu politycznym, zakaz pracy w większości zawodów, aż po zakaz korzystania z parków i zamknięcie salonów piękności.
Po kilku miesiącach, jeszcze w 2021 roku, sytuacja w Afganistanie zniknęła z czołówek serwisów informacyjnych, pojawiły się inne konflikty i kryzysy na świecie, a głos afgańskich kobiet stawał się coraz słabiej słyszalny.
- Zostałyśmy same, w nędzy, pobawione wszystkiego, zamknięte w domach, popadając w coraz czarniejszą otchłań, bez perspektyw na jakąkolwiek zmianę. Jedyną nadzieją pozostaje dla nas ucieczka z kraju albo samobójstwo. Ja nie mogę wyjechać, bo nie mam paszportu i nie mam pieniędzy. Raz próbowałam się zabić - opowiada jedna z moich rozmówczyń. - Afganistan stał się dla nas więzieniem, w którym powoli umieramy - dodaje.
Rozmawiałam z trzema Afgankami o tym, jak przez ostatnie dwa i pół roku zmieniło się ich życie. Tylko jedna z moich rozmówczyń chciała, by przedstawić ją prawdziwym imieniem, choć nadal jest w Afganistanie. Dwie pozostałe - jedna w Afganistanie, druga, która uciekła do Pakistanu - poprosiły o anonimowość. Wszystkie trzy poprosiły o jedno: opowiedz nasze historie, opowiedz, przez co przechodzimy, by ludzie w twoim kraju nie zapomnieli o kobietach w Afganistanie.
Nie mam nic do stracenia
Zakira jest 31-letnią działaczką społeczną i aktywistką na rzecz praw kobiet. Zrobiła licencjat z prawa i nauk politycznych. Była pracowniczką społeczną i aktywnie działała w swojej prowincji na rzecz kobiet, współpracując z władzami lokalnymi. Teraz marzy tylko o wyjeździe z kraju, ale nie ma na to pieniędzy. Ledwo wiąże koniec z końcem. Ukrywa się, ponieważ od początku przejęcia władzy przez talibów brała udział w kobiecych protestach, które spontanicznie organizowały przeciwko wprowadzanym ograniczeniom.
- Od przejęcia rządów przez talibów walczyłam z ich polityką i przeciwko prawu, które wprowadzali. Organizowałyśmy się spontanicznie z innymi kobietami, głównie w mediach społecznościowych, i po prostu wychodziłyśmy na ulicę. Wzięłam udział w ponad 45 protestach. Stopniowo wszystkie prawa zostały nam odebrane, ale będę walczyła o nie aż do śmierci. Nie mam nic do stracenia, bo nasze życie to i tak powolna śmierć - mówi.
O tym, że talibowie stosują apartheid płciowy, pisze Human Rights Watch. Według tej broniącej praw człowieka organizacji sytuacja w Afganistanie jest coraz gorsza, a kobiety, które sprzeciwiają się nakładanym na nie ograniczeniom - aktywistki, prawniczki, dziennikarki - narażone są na inwigilację, nękanie, napaści, zatrzymania, więzienie i tortury. Kobiety są również aresztowane za najróżniejsze przewinienia. Po wprowadzeniu nakazu noszenia hidżabu, czyli obowiązkowego nakrycia głowy, talibowie zaczęli także masowo zatrzymywać kobiety i dziewczęta pod zarzutem noszenia "niewłaściwego hidżabu". Dziewczynki w wieku 7-12 lat muszą nosić hidżab, od dojrzałych nastolatek wymaga się burki.
- Przeżyłam groźby, ataki i w końcu aresztowanie przez talibów. Obecnie się ukrywam, nie wiem, jak długo tak możemy żyć - mówi Zakira. Aktywistka przebywa teraz daleko od Kabulu, stolicy kraju, i co jakiś czas zmienia miejsce ukrycia. Razem z nią jest mąż, który podobnie jak ona stracił zatrudnienie. Wcześniej pracował w afgańskiej telewizji jako reporter. - Oboje nie zarabiamy, pomaga nam rodzina, ale jest bardzo ciężko, bo czuję, że jesteśmy dla niej ciężarem. Często myślę o śmierci. Raz próbowałam już popełnić samobójstwo. Któregoś dnia wypiłam leki, bardzo dużo, ale nie umarłam, zasnęłam. Obudziłam się po trzech dniach - opowiada Zakira.
Na wzrost liczby prób samobójczych wśród dziewcząt i kobiet zwraca uwagę Rada Praw Człowieka ONZ. Na posiedzeniu Rady w czerwcu 2022 roku Fawzia Koofi, była wiceprzewodnicząca afgańskiego parlamentu, powiedziała, że brak możliwości i zły stan zdrowia psychicznego zbierają straszne żniwo:
Każdego dnia co najmniej jedna lub dwie kobiety popełniają samobójstwo z powodu braku możliwości, fatalnego zdrowia psychicznego i presji, jakiej są poddawane.
Według amerykańskiego instytutu badawczego Centrum Wilsona 80 proc. samobójstw w Afganistanie popełniają kobiety. To tendencja odwrotna niż wskazują dane Światowej Organizacji Zdrowia, według których na świecie to mężczyźni dwukrotnie częściej niż kobiety odbierają sobie życie.
W Afganistanie trudno zebrać dane o dokładnej liczbie samobójstw i podejmowanych prób samobójczych, bo talibowie zabronili pracownikom służby zdrowia przekazywania takich informacji na zewnątrz. Ponadto wiele przypadków, takich jak Zakiry, pozostaje w czterech ścianach. Ona po próbie samobójczej nie trafiła do szpitala, po prostu kilka dni przeleżała w domu.
CZYTAJ TAKŻE: MUZYKA CICHNIE, POGLĄDY ZNIKAJĄ POD BURKAMI I TURBANAMI. "BOJĘ SIĘ O SWOJĄ RODZINĘ" >>>
- Talibowie doprowadzają kobiety do takiego stanu, że nie widzimy już sensu dalszego życia. Zamiast umierać powoli zamknięte w domach, pozbawione praw, same odbieramy sobie życie. Ja często myślę o śmierci. Boję się o setki młodych dziewcząt, które żyją w Afganistanie. Widziałam tak wiele młodych kobiet zabieranych przez talibów jako żony, brali po dwie, trzy, pod przymusem. Jedyną alternatywą dla nich była śmierć. Widziałam, jak odbierały sobie życie - mówi Zakira.
"Jesteśmy świadkami momentu, w którym coraz większa liczba kobiet i dziewcząt w Afganistanie postrzega śmierć jako coś lepszego niż życie w obecnych okolicznościach" - informowała w swoim oświadczeniu w lipcu 2022 roku Alison Davidian, przedstawicielka ONZ ds. kobiet w Afganistanie.
- Afganistan to jest kraj, gdzie kobiety nie mają edukacji, pracy, wolności i godności. To jest kraj, gdzie kobiety stopniowo pozbawia się życia. Powiedz to w swoim kraju - prosi Zakira.
Gdyby nie dzieci, poddałabym się
- Kiedy talibowie przejęli władzę, widziałam, jak brali młode dziewczęta i kobiety za żony. Wiele dziewcząt z desperacji popełniało samobójstwo - wspomina Mariam. W Afganistanie już 15-, 16-letnie dziewczęta mogą być wydawane za mąż, ale zdarza się, że talibowie biorą za żony i młodsze dziewczynki.
Ustalamy, że moją rozmówczynię przedstawię jako Mariam, chce pozostać anonimowa. Zanim talibowie przejęli władzę, pracowała jako lekarka i niezależna dziennikarka. Była też aktywną członkinią Rady Kobiet w swoim dystrykcie.
Mariam jest mężatką. Jej mąż pracował w sądzie, stracił pracę. Mają dwie córki, a w tej chwili kobieta jest w trzeciej ciąży. Rodzina uciekła do Pakistanu. - Straciliśmy dom, podpalono nasz samochód, pieniądze zostały w banku. By ratować życie, uciekliśmy, nie zabierając ze sobą nic - opowiada.
Mariam musiała uciekać, bo część rodziny jej siostry dołączyła do talibów i opowiedziała im o jej działalności aktywistycznej i dziennikarskiej. - Uciekliśmy w nocy, ale nas szukali. Ja i mój brat otrzymywaliśmy od nich wiadomości głosowe. Straszyli nas, grozili. Żona mojego brata, która wcześniej pracowała w wojsku, została zgwałcona przez talibów. To było straszne - opowiada Mariam. Kiedy Mariam uciekła do Pakistanu, na początku pracowała w szpitalu, jej mąż też pracował, ale nielegalnie.
- Brat męża został zabity przez talibów. Przetrzymywali go przez trzy miesiące, torturowali, razili prądem i w takim stanie zostawili bez pomocy, aż zmarł. Tak postępują talibowie z tymi, którzy uznawani są przez nich za wrogów - opowiada Mariam.
Sytuacja rodziny pogorszyła się jesienią ubiegłego roku, kiedy rząd Pakistanu podjął decyzję o deportowaniu mieszkających w Pakistanie Afgańczyków. Deportacje miały objąć ponad 1,5 miliona osób, które według szacunków pakistańskich władz miały przebywać w kraju nielegalnie. Zaczęły się zatrzymania w miejscach pracy, wynajmujący mieszkania zaczęli wymawiać afgańskim rodzinom najem.
- Zostałam aresztowana, przebywałam przez kilka dni na policji. Kiedy mnie wypuszczono ze względu na to, że mam małe dzieci, okazało się, że w tym czasie właściciel wyrzucił nas z mieszkania, więc wraz z dziećmi, matką i niepełnosprawnym bratem znaleźliśmy się na ulicy. Mój mąż w tym czasie, razem z kilkoma osobami, w obawie przed aresztowaniem uciekł do Iranu. Zostałam więc sama z dziećmi, matką i niepełnosprawnym bratem na ulicy, po prostu na ulicy. Przejechaliśmy do Afganistanu, ale ukrywaliśmy się, ponieważ bałam się talibów. Nie mieliśmy się gdzie podziać, nie mieliśmy nawet chleba. Nasze życie stało się piekłem. Byłam już wtedy w ciąży, ale nie wiedziałam o tym - opowiada Mariam.
To wtedy Mariam otrzymała informację o polskiej organizacji pozarządowej Nanga Parbat, prowadzonej przez Renatę Lewandowską. Poprosiła o pomoc. Organizacja sprowadziła Mariam i jej rodzinę ponownie do Pakistanu. - Uratowali nas, znaleźli schronienie, zapewnili jedzenie. Ja teraz nie pracuję, nie mielibyśmy nawet co jeść - mówi Mariam.
Mariam mieszka teraz z dziećmi, mamą i niepełnosprawnym bratem w jednym pokoju. - W Afganistanie mieliśmy dobre życie, piękny dom, dzieci były szczęśliwe - wspomina. Wysłała mi kilka zdjęć z dawnego życia w Afganistanie. Wygląda na nich przepięknie. Ma na sobie piękną sukienkę, biżuterię, jest uśmiechnięta. Na innym zdjęciu są jej córki. Świętują urodziny, też w pięknych sukienkach, otoczone zabawkami, balonami, w ślicznie urządzonym dziecięcym pokoiku. Kiedy któregoś razu rozmawiamy na wideo, Mariam pokazuje mi swoje córeczki. Widzę wtedy, w jakich warunkach mieszkają teraz. Siedzą na dywanie w niewielkim pokoju o brudnych, pożółkłych ścianach. Poza poduszkami w pokoju nie ma nic. Mariam jest smutna, zmęczona, na kolanach trzyma córki. To przytłaczający widok w porównaniu ze zdjęciami przedstawiającymi ich życie w Afganistanie, które mi wcześniej przesłała.
- Nie mam też wieści o mężu, czekam, aż się odnajdzie, ale nie wiem, co się z nim dzieje. Dzieci pytają mnie co chwilę: "kiedy wróci tata?" Nie wiem, co im odpowiedzieć. Gdyby nie organizacja pozarządowa, która się nami opiekuje, byłabym bezdomna, z dziećmi, w ciąży. Jestem silna tylko dla moich dzieci. Gdyby nie one, poddałabym się. Nie chciałabym żyć - mówi Mariam i zaczyna płakać.
Odebrali nam nawet tożsamość
32-letnia dziennikarka również prosi o anonimowość. Zmieniam jej imię na Roya. Ma licencjat z dziennikarstwa, w zawodzie pracuje od 12 lat. Jest mamą trojga malutkich dzieci. - Nadal, pomimo represji, staram się pracować jako dziennikarka, ale to, co robię, jest niebezpieczne. Próbuję teraz pracować dla mediów internetowych. Cały czas staram się pisać o sytuacji kobiet, mniejszości seksualnych, o tym, co robią talibowie. Robię to anonimowo, ale boję się, że mnie odkryją. Wtedy grozi mi śmierć - opisuje.
Talibowie wiedzieli, czym zajmowała się wcześniej, bo dostała od nich wiele ostrzeżeń. Pierwsze już w sierpniu 2021 roku, kiedy przejęli władzę.
- Wówczas Komisja ds. Promowania Cnót i Rozpatrywania Skarg wysłała mi list ostrzegawczy, zakazując angażowania się w działalność medialną i społeczną, i nakazując pokutę za moją dotychczas wykonywaną pracę. Miesiąc później ponownie dostałam od nich pismo, żebym się do nich stawiła. Zignorowałam je. Po kolejnym miesiącu pismo wysłano do przedstawiciela naszej dzielnicy, instruując go, aby przekazał mi wiadomość, żebym zaprzestała dziennikarskiej działalności. Po miesiącu był kolejny list i potem kolejny, aż wysłali pismo do naszego przedstawiciela okręgu, aby zmusić mnie do stawienia się na policji. Wtedy ten przedstawiciel przyszedł po mnie i z nim udałam się na policję. Tam spotkałam się z nieludzkim i poniżającym traktowaniem. Zostałam zatrzymana w areszcie. Powiedzieli, że muszą przekazać moją sprawę do wydziału bezpieczeństwa, a następnie do sądu. Dzięki pomocy przedstawiciela dystryktu, członków lokalnej społeczności i starszyzny, zostałam zwolniona z aresztu. Poświadczyli za mnie, zapewniając, że nie będę już działała przeciwko islamskiemu rządowi talibów - opowiada Roya.
Pomimo zagrożenia Roya kontynuuje pracę dziennikarki. - Jest bardzo ciężko, bo to praca dorywcza. Kiedy pojawia się możliwość, współpracuję z różnymi mediami. Piszę o zbrodniach talibów, o naszej sytuacji, o ich opresji. Nie zarabiam wiele, czasem robię to zupełnie bez wynagrodzenia, ale to jedyne, co mogę zrobić. Informować o tym, co się dzieje pomimo ogromnego ryzyka, jakie się z tym wiąże - przyznaje.
Represje, jakich doświadczyła Roya, zatrzymanie, ciągły strach o życie, nie pozostały bez śladu. - Mam problemy psychiczne, emocjonalne, depresję. Nie mam żadnych perspektyw na lepsze życie, nie będzie lepiej, będzie tylko gorzej. W areszcie byłam traktowana podle i z pogardą. To, czego tam doświadczyłam, było pozbawione człowieczeństwa, sprawiedliwości i przestrzegania zasad islamu. Widziałam, jak kobiety były przez talibów wykorzystywane seksualnie i torturowane - opowiada Roya.
CZYTAJ TAKŻE: TALIBOWIE NIENAWIDZĄ KOBIET. "PRZEŻYŁAM TRZY TRAUMY W ŻYCIU, KAŻDĄ, KIEDY POJAWILI SIĘ NA MOJEJ DRODZE" >>>
Dziennikarka próbowała z rodziną wydostać się z kraju, ale bezskutecznie. - Wysłałam ponad pięćset wiadomości do różnych mediów i instytucji międzynarodowych z prośbą o pomoc, ale nikt mi dotychczas nie pomógł - mówi.
W związku z wprowadzonym przez talibów zakazem pracy w najgorszej sytuacji znalazły się wdowy i kobiety samotne, które często były jedynymi żywicielkami swoich rodzin. One popadły teraz w największe ubóstwo. - Coraz więcej kobiet żebrze na ulicach, sprzedaje swoje córki albo wydaje je za mąż. Talibowie zmuszają matki, by robiły to swoim córkom, by mieć za co wyżywić pozostałe dzieci. Kobiety nie mają wyboru - opowiada Roya.
Według analizy amerykańskiego Institute of Peace sprzed czterech miesięcy, pod rządami talibów Afganistan pozostaje jednym z najbiedniejszych krajów na świecie, z jednymi z największych potrzeb humanitarnych. Fakt, że kobiety nie mogą pracować, sprawia również, że nie mogą działać w agencjach pomocowych, więc trudniej dostarczyć wsparcie czy usługi medyczne bezpośrednio do potrzebujących kobiet, bo nie ma kto tego zrobić. To według pracowników Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) pogorszyło i tak już fatalną sytuację ekonomiczną kobiet w Afganistanie i fatalny dostęp do opieki medycznej. Według UNDP pogłębia się niedożywienie wsród kobiet, a także rośnie liczba chorób wynikających z braku dostępu do leków czy opieki okołoporodowej. UNDP zwraca uwagę, że restrykcje talibów, jeśli chodzi o studiowanie i naukę, będą miały swoje widoczne konsekwencje za kilka lat, kiedy w Afganistanie będzie brakowało pracownic służby zdrowia, co sprawi, że kobiety pozostaną całkowicie pozbawione profesjonalnej opieki medycznej.
W raporcie opublikowanym w lutym tego roku, zatytułowanym "Katastrofa w przewidywalnej przyszłości: Kryzys opieki zdrowotnej w Afganistanie", organizacja Human Rights Watch zwraca uwagę, że załamanie gospodarki Afganistanu po przejęciu władzy przez talibów w sierpniu 2021 r. wyrządziło dramatyczne szkody w i tak bardzo słabym systemie opieki zdrowotnej w tym kraju. Organizacja oceniła:
Talibowie poważnie utrudniają kobietom dostęp do opieki zdrowotnej, a koszty leczenia i leków sprawiły, że opieka zdrowotna jest poza zasięgiem większości Afganek i Afgańczyków.
Przez poprzednie dwie dekady afgański rząd był uzależniony od międzynarodowego wsparcia rozwojowego i organizacji, które finansowały podstawową opiekę zdrowotną, więc kiedy po przejęciu władzy przez talibów wiele organizacji wycofało się z kraju, system ten praktycznie się załamał. Według ONZ sytuacja będzie się pogarszać, a w 2024 roku blisko 24 miliony ludzi, czyli więcej niż połowa populacji Afganistanu, będą potrzebowały pomocy humanitarnej. Amerykańska organizacja Mercy Corps zwraca uwagę, że pomoc humanitarna udzielana Afganistanowi nie nadąża za pogarszającymi się warunkami w kraju i nie pokrywa rosnących potrzeb społeczeństwa.
- Wszystko jest teraz takie smutne jak nasz strój, bo kobiety muszą nosić długie, czarne płaszcze i zakrywać twarz czarną zasłoną. Odebrali nam nawet tożsamość. Nie ma naszych twarzy na ulicach, bo musimy je zakrywać. Nie możemy chodzić do parków, na place zabaw, do restauracji. Takie nieludzkie prawa nie istnieją w żadnym islamskim kraju. Talibowie odebrali nam wszystko, a odbierając nam podstawowe prawo do edukacji, odebrali nam przyszłość. Tak, w Afganistanie nie ma już dla kobiet przyszłości. Pozostaje ucieczka albo śmierć - mówi Roya.
Autorka/Autor: Miłka Fijałkowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock