Lecący w niskich chmurach nad centrum Londynu śmigłowiec wpadł na wysoki dźwig. Maszyna spadła na ulicę obok ruchliwego węzła komunikacyjnego Vauxhall. We wraku zginął pilot, a spadające szczątki zabiły przechodnia. Kilkanaście osób zostało rannych. Jak stwierdził szef londyńskiej policji, to, że nie było większej liczby ofiar, jest "cudem".
Do katastrofy doszło chwilę po godzinie ósmej rano czasu lokalnego, w czasie porannego szczytu komunikacyjnego. Z nieznanych przyczyn śmigłowiec zawadził o dźwig stojący na budowie najwyższego budynku mieszkalnego Wielkiej Brytanii, liczącej niemal 200 metrów Wieży Św. Jerzego stojącej na brzegu Tamizy w dzielnicy Vauxhall.
Katastrofa w centrum metropolii
Ciężko uszkodzony helikopter Agusta A109 miał według świadków niemal pionowo spaść na ziemię wirując w sposób niekontrolowany. Po uderzeniu w ziemię wrak natychmiast stanął w ogniu, podpalając dwa samochody i dwa budynki przy ulicy Wandsworth. Miejsce upadku znajduje się około dwustu metrów od podstawy wieżowca.
Na miejscu zginął pilot śmigłowca i przypadkowy przechodzień, którego trafiły spadające z góry szczątki maszyny i dźwigu. Przybyli w ciągu kilku minut na miejsce ratownicy przewieźli do szpitali sześć osób, a siedmiu udzielili pomocy na miejscu. Nikt nie odniósł obrażeń zagrażających życiu. Strażacy opanowali pożar w około pół godziny.
Miejsce wypadku szybko zamknięto dla ruchu, a pobliską stację metra i kolejki Vauxhall zamknięto. Pociągi przez ponad godzinę jedynie przejeżdżały nie zatrzymując się.
Szczęście w nieszczęściu
Śmigłowiec spadł na zazwyczaj ruchliwą ulicę, którą do pobliskich stacji i przystanków autobusowych o poranku często ciągną rzesze ludzi. Jak podkreślił szef londyńskiej policji, to, że nie było więcej ofiar, należy nazwać "cudem".
Środowy poranek na pewno do wyjątkowo szczęśliwych może zaliczyć operator dźwigu, w który wpadł śmigłowiec. Mężczyzna wyjątkowo spóźnił się do pracy, skutkiem czego dopiero wspinał się do swojej kabiny, kiedy ta została zniszczona przez uderzenie helikoptera. Gdyby był tam wcześniej, mógłby zginąć. Jak podało BBC, roztrzęsiony operator powiedział kolegom, że teraz musi kupić los na loterię. Czytaj więcej na ten temat
Szybka reakcja na katastrofę
Jak podkreślają brytyjskie media, służby ratunkowe działały bardzo sprawnie i szybko opanowały sytuację. - Jadąc ulicami Vauxhall można odnieść wrażenie, że nic się nie stało, w odległości kilku przecznic od miejsca katastrofy nic się nie dzieje - powiedział Maciej Woroch, reporter "Faktów TVN".
Służbom podziękował i pogratulował sprawnego działania premier David Cameron występujący przed parlamentem. Dodał też, że zasadne będzie przejrzenie prawa regulującego loty śmigłowców nad miastami.
Wypadek we mgle
Przyczyny wypadku nie są znane. Na miejscu pracują już specjaliści z brytyjskiej komisji ds. badania wypadków lotniczych, ale wyniki swojego dochodzenia ogłoszą dopiero za kilka miesięcy.
Wiadomo, że śmigłowiec z doświadczonym pilotem za sterami miał zgodnie z planem lecieć z lądowiska Redhill w Surrey do Elstree w Hertfordshire. Z powodu silnej mgły miał jednak poprosić o zgodę na zmianę kursu i lądowanie na lądowisku w Battersea, dzielnicy obok Vauxhall.
Jak powiedział Artur Kieruzal z Polskiego Radia Londyn, powołując się na członka komisji badającego wypadek, jego przebieg był prawdopodobnie bardzo prosty. Pilot śmigłowca wykonując rutynowy lot, najprawdopodobniej z powodu fatalnych warunków atmosferycznych nie zauważył wystającego ramienia dźwigu.
W brytyjskich mediach pojawiły się głosy okolicznych mieszkańców, którzy twierdzą, że wysoki dźwig przy Wieży Św. Jerzego mógł nie być prawidłowo oświetlony. Wiele osób twierdzi, że w ostatnich tygodniach nie widzieli przepisowego silnego czerwonego światła pulsującego na jego szczycie. Policja stwierdziła, że zbada sprawę.
Wykluczono podłoże terrorystyczne zdarzenia. Spekulacje na ten temat pojawiły się natychmiast po wypadku, bowiem maszyna spadła kilkaset metrów od siedziby głównej brytyjskiego wywiadu, MI6.
Autor: mk//tka / Źródło: Reuters, Sky News, tvn24.pl