Niedaleko szpitala w mieście Kiziltepe w prowincji Mardin w południowo-wschodniej Turcji doszło do wybuchu - donoszą lokalne media. Atak mógł być skoordynowany z inną środową eksplozją, w prowincji Diyarbakir. O oba zamachy tureckie media obwiniają bojowników kurdyjskich.
Niedaleko miasta Diyarbakir, stolicy zamieszkanej głównie przez Kurdów prowincji o tej samej nazwie, doszło w środę do zamachu na pojazd policyjny. Zginęło co najmniej czterech cywilów, a 13 osób zostało rannych.
Atak był prawdopodobnie skoordynowany z innym wybuchem, do którego doszło w okolicach szpitala w mieście Kiziltepe w prowincji Mardin. Eksplozja zabiła trzy osoby i raniła co najmniej 25 osób. Wśród rannych jest co najmniej pięcioro dzieci w wieku od dwóch do pięciu lat - powiedział agencji Associated Press zastrzegający anonimowość przedstawiciel władz.
Wcześniej tego dnia w okręgu Uludere w prowincji Sirnak na południowym wschodzie kraju doszło do ataku bombowego, w którym zginęło pięciu tureckich żołnierzy, a ośmiu zostało rannych.
Konflikt kurdyjsko-turecki
Partia Pracujących Kurdystanu uważana jest przez władze w Ankarze, USA i Unię Europejską za organizację terrorystyczną. Po załamaniu się rozejmu z PKK w lipcu zeszłego roku w zamachach i walkach na południowym-wschodzie Turcji zginęło około 400 żołnierzy i policjantów oraz kilka tysięcy bojowników. Według opozycji śmierć poniosło też od 500 do 1000 cywilów. PKK domaga się większej autonomii dla Kurdów w Turcji. Od 1984 roku konflikt kurdyjsko-turecki kosztował życie ponad 40 tys. osób, głównie rebeliantów.
Autor: kg//rzw / Źródło: CNN Turk, Daily Sabah, Reuters, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Twitter/Daily Sabah