Wielka Brytania wyśle do Bengazi około 20 doświadczonych doradców wojskowych, by wzmocnić swoją ekipę dyplomatyczną w stolicy libijskich powstańców. Szef francuskiego MSZ przyznał tymczasem, że Zachód nie docenił zdolności Muammara Kaddafiego do przetrwania.
Jak podało brytyjskie MSZ, dodatkowy personel będzie "wspierał i doradzał" Narodowej Radzie Libijskiej "co do sposobów lepszej ochrony ludności cywilnej".
Oficerowie brytyjscy "będą doradzać w sprawie poprawy wojskowych struktur organizacyjnych, komunikacyjnych i logistycznych", a także "rozdzielania pomocy humanitarnej i dostarczania pomocy medycznej".
Władze w Londynie podkreślały, że doradcy wojskowi nie będą szkolić ani dozbrajać libijskich powstańców, walczących z siłami lojalnymi wobec przywódcy Libii Muammara Kadafiego.
Nie docenili Kaddafiego
Angażować się w lądową operację nie zamierzają też Francuzi. Według szefa francuskiego MSZ Alaina Juppe, Paryż nie ma zamiaru wysyłać swoich sił do Libii, mimo że sytuacja tam jest "trudna".
- Jestem całkowicie przeciwny rozmieszczeniu sił na terenie Libii - oznajmił w Stowarzyszeniu Prasy Dyplomatycznej w Paryżu w odpowiedzi na pytanie, czy nie powinno się wysłać do Libii 200-300 żołnierzy sił specjalnych z państw NATO, aby pomóc rebeliantom w lepszym naprowadzaniu samolotów koalicji na cele reżimu Muammara Kadafiego. - To zadanie należy do Narodowej Rady Libijskiej i jej sił. Mogą one odegrać tę rolę bez konieczności rozmieszczenia sił na ziemi - podkreślił Juppe.
Minister przyznał też, że Zachód nie docenił zdolności Muammara Kaddafiego do przetrwania, rozpoczynając wymierzoną przeciw niemu operację.
We wtorek siły lojalne wobec Muammara Kaddafiego wznowiły ostrzał Misraty, powodując ofiary cywilne. Wysoki przedstawiciel NATO przyznał zaś, że lotnictwo Sojuszu jest w tym regionie bezsilne. Ma bowiem ogromne problemy z lokalizacją i niszczeniem broni, wykorzystywanej przez reżim do atakowania miasta.
Źródło: reuters, pap