Do studentów strzelał ich kolega Koreańczyk

 
Do studentów strzelał ich koreański kolega.

23-letni Seung Hui Cho studiował literaturę anglieską i mieszkał na terenie kampusu - poinformowała policja. Mężczyzna zastrzelił 32 osoby, w tym - najprawdopodobniej - swoją byłą dziewczynę.

Pierwszą ofiarą Koreńczyka według oficjalnych informacji policji był "jego znajoma". Jednak z prasowych przecieków wynika, że zabita studentka to była dziewczyna mordercy. Porzuciła go dla innego mężczyzny. Zginął wraz z nią.

Po dwóch godzinach od pierwszego zabójstwa Cho wkroczył do oddalonego od akademika budynku Noris Hill. Z relacji świadków wiadomo, że morderca zabijał swe ofiary bez słowa, przechodząc z jednej sali wykładowej do drugiej. Niektórym studentom udało się uciec przez okna - wyskakiwali z pierwszego piętra.

Ciała ofiar Koreańczyka znaleziono w czterech salach wykładowych i na korytarzach Noris Hill. Strzelec leżał pośród ciał swoich ofiar w jednej z nich. Jego identyfikacja trwała tak długo, bo nie miał przy sobie żadnego dowodu tożsamości, a jego twarz była zmasakrowana po samobójczym strzale w głowę.

W jego plecaku znaleziono m.in. rachunek za zakup pistoletu Glock kaliber 9 mm, jednego z narzędzi przestępstwa. Był tam również napisany przez niego list, którego treści na razie nie ujawniono.

Policja potwierdziła, że broń użyta do zastrzelenia pary w pokoju w domu akademickim w kampusie była tą samą bronią, której użyto w dwie godziny później w salach wykładowych. Tam zginęło pozostałych 31 osób. Żadnych wątpliwości nie pozostawiają też odciski palców Cho, znalezione w obu miejscach.

Wątpliwości te podnosiła na początku policja i władze uczelni. Obserwatorzy podejrzewają, że sugestie, jakoby dwa incydenty mogły być od siebie niezależne, służyły usprawiedliwieniu szeroko krytykowanego postępowania uczelni i policji.

W Virginia Tech wszyscy zadają pytanie, dlaczego po pierwszej strzelaninie, o godz. 7.15 rano, władze szkoły nie zrobiły nic, aby zapewnić jej ochronę, nie zaalarmowały studentów o grożącym niebezpieczeństwie i nie odwołały dalszych zajęć.

Rektor Charles Steger tłumaczy się, że myślał, iż po pierwszych dwóch zabójstwach sprawca uciekł z kampusu i że chodziło o "izolowany incydent". Niektórzy rodzice ofiar domagają się jego dymisji.

Dziś ma się odbyć msza żałobna w intencji zamordowanych studentów. Uczestnictwo w niej zapowiedział prezydent George Bush z żoną.

Źródło: "New York Times"