Dania to kolejne państwo, które stawia przed sobą ambitny ekologiczny cel. Po 2030 roku sprzedaż samochodów osobowych z silnikiem diesla lub benzynowym ma być w królestwie zakazana.
- Samochody z silnikiem diesla i na benzynę w Danii muszą być przeszłością. Przyszłość jest zielona - powiedział Lars Lokke Rasmusen, premier Danii. Jak zapowiadają władze, ona będzie "elektryczna".
W ciągu najbliższych 12 lat na duńskich drogach ma pojawić się ponad milion elektrycznych samochodów. Dla mieszkańców to prawdziwa rewolucja. - Nie jesteśmy przygotowani na takie całościowe zmiany. Jeszcze nie możemy tego zrobić - powiedział jeden z Duńczyków.
"W Polsce stawianie progów jest ryzykowne"
Na ekologię stawiają wszystkie państwa skandynawskie. Wizja miast bez spalin wydaje się przybliżać. - Tam, gdzie ta energia jest pozyskiwana z odnawialnych źródeł, tam te deklaracje będą odważniejsze i częstsze - powiedział profesor Marcin Ślęzak, dyrektor Instytutu Transportu Samochodowego.
Wiedeń chce zakończyć sprzedaż aut z silnikiem spalinowym w 2020 roku, Oslo za 7 lat, a Berlin i Amsterdam w 2030 roku. Paryż i Londyn w 2040 roku.
W Polsce nie pojawiła się jeszcze data, kiedy sprzedaż tego typu aut miałaby zostać zakończona.
- Jesteśmy rynkiem zapóźnionym względem rozwiniętego świata. Jednak dominują u nas samochody używane, więc myślę, że tutaj stawianie takich progów byłoby bardzo ryzykowne - powiedział Przemysław Szafrański z "Wojen samochodowych" TVN Turbo.
Cel miliona elektryków w Polsce "nie jest obudowany ambitną polityką"
Podobnie jak władze Danii, premier Mateusz Morawiecki już rok temu zapowiadał miliony elektryków na polskich drogach.
- Nasz cel miliona samochodów elektrycznych do 2025 roku nie jest obudowany jeszcze ambitną polityką. Norwegia od samego początku wspiera finansowo rewolucję elektromobilną - powiedział Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny biznesalert.pl.
Rewolucją objęci są obywatele zainteresowani kupnem elektrycznych aut. W Oslo mogą liczyć na spore ulgi podatkowe. Jednak nie wszędzie jest tak zielono.
- Trochę gorzej jest na przykład w Niemczech, których fundamentem gospodarki jest przecież przemysł motoryzacyjny - poinformował Jakóbik.
Potrzeba zmiany mentalności
W większości państw europejskich brakuje też zaplecza, a samo ładowanie elektryka wciąż trwa za długo - od 45 minut do nawet godziny. Produkcja samochodów elektrycznych też nie jest przyrodzie obojętna. - Jeżeli zależy nam na usunięciu smogu z miasta, to na pewno tak. Jeżeli chodzi o kwestie utylizacji akumulatorów, to wciąż mamy z tym problem - powiedział profesor Ślęzak.
Mimo to koncerny, liczące się na rynku, tworzą kolejne innowacyjne auta, co pokazały ostatnie targi w Paryżu. - Jeżeli ktoś chce być top, to przede wszystkim stara się pokazać w samochodzie elektrycznym. Niekoniecznie musi on mieć bardzo opływowy charakter i bardzo sportowy wygląd, ale żeby był elektryczny - powiedział Ślęzak.
Jednak miłośnicy ryku silnika tradycyjnego w rewolucję nie wierzą. - Bardziej zastanowiłbym się, co robić, żeby dobrze i logicznie utylizować samochody - stwierdził Szafrański.
- Dopóki nie zmieni się mentalność, która jednak obecnie przemawia za tym, żeby każdy miał swój samochód, każdy dojeżdżał do pracy swoim środkiem transportu, będzie trudno o radykalne zmiany już teraz - ocenił Jakóbik.
Autor: asty//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24