Czteroletni chłopiec, chory na zapalenie płuc, zmarł nagle, kiedy na prośbę rodziców zajmowała się nim szamanka. Wszystko działo się w Kraju Nadmorskim na dalekim wschodzie Rosji.
Rodzice zanieśli czteroletniego Dmitrija Kazaczuka do szamanki w ich wiosce Siergiejewka, 135 km od Władywostoku. Niestety wizyta ta zakończyła się tragicznie - śmiercią dziecka.
Bulwarówka "Twoj Dień" napisała, że chłopiec pozostał z szamanką sam, podczas gdy jego rodzina została zahipnotyzowana. Gdy rodzice obudzili się z hipnotycznego snu, dziecko już nie żyło.
Przyczyna nieznana
- Śledztwo wykazało, że dziecko zmarło podczas niestandardowej terapii medycznej - powiedziała Aurora Rimska z prokuratury generalnej. Kobieta przyznała, że dokładna przyczyna zgonu nie jest jeszcze znana.
W sprawie wypowiedział się rzecznik praw dziecka Paweł Astachow. Winą za śmierć dziecka obciążył on rodziców małego Dmitrija, uznając ich postępowanie za "aroganckie i nieodpowiedzialne".
Szamani praktykują na niektórych obszarach Syberii od tysięcy lat. Ich popularność bardzo wzrosła, gdy rozpad Związku Radzieckiego w 1991 roku położył kres ich prześladowaniu przez komunistyczne władze.
Źródło: PAP