O północy zakończył się w Czechach 24-godzinny strajk pracowników transportu publicznego. Chociaż przez cały dzień na całym terytorium Czech nie kursowały pociągi, autobusy, tramwaje oraz - po raz pierwszy w historii - całkowicie stanęło praskie metro, to skutki protestu okazały się lżejsze od przewidywanych.
Obywatele Czech dobrze przygotowali się do strajku; do pracy udali się samochodami, taksówkami, rowerami, lub na piechotę. Inni wzięli wolne albo - gdy mogli - pracowali z domu. W Pradze na ulice wyjechała niewielka liczba tramwajów i autobusów, pozwalająca podróżnym dostać się do centrum miasta.
Strajk dotknął także pozostałe ważne ośrodki kraju: Brno, Ołomuniec, Uście nad Łabą i Hawierzów. Symbolicznie zaangażowali się w akcję motorniczy i kierowcy z Ostrawy, Pilzna oraz Czeskich Budziejowic.
Nocny odjazd
Natychmiast po zakończeniu strajku z dworca głównego w Pradze wyruszył pierwszy skład osobowy. Z opóźnieniem odjeżdżały też nocne pociągi dalekobieżne. W tym samym czasie na ulicach miasta pojawiła się większa liczba tramwajów i autobusów. Dyrekcja praskich zakładów komunikacji poinformowała, że na początku środki transportu niekoniecznie będą kursować zgodnie z rozkładem jazdy. Sytuacja do rana powinna wrócić do normy.
Nocne tramwaje i autobusy po strajku wyjechały także na ulice Brna, stolicy Moraw i drugiego pod względem wielkości miasta kraju.
Zmienić zmiany
Związkowcy poprzez swoją akcję domagali się od centroprawicowego rządu premiera Petra Neczasa zmian w zatwierdzonych planach reform systemu socjalnego, emerytalnego, służby zdrowia i podatków. Grozili także, że jeśli rządzący nie potraktują ich działań poważnie, zorganizują podobny protest na o wiele większą skalę.
Strajkowi towarzyszyły manifestacje. Największa, która odbyła się w stolicy, przyciągnęła około 2 tys. osób. Doszło do przepychanek z grupą przeciwników strajku. Uczestnicy protestu obrzucili też jajami i pomidorami ministra finansów Miroslava Kalouska.
Koalicja związków zawodowych pracowników transportu (KDOS) uznała strajk i towarzyszące mu wydarzenia za swe zwycięstwo. Jak podkreśliła, pokazała rządowi, że jest w stanie przeprowadzić pomyślny protest i doprowadzić go do końca.
Natomiast zdaniem szefa rządu Petra Naczasa strajk był działaniem czysto politycznym, które zwiększyło tylko panujące w kraju napięcia i spowodowało szkody gospodarcze. Straty poniesione przez samą kolej wyceniono na 130 mln koron (ok. 21 mln zł).
Źródło: PAP