Poszczególne sytuacje, mimo pewnych podobieństw, "różnią się w zależności od kraju i byłoby niemądre stosować wobec nich jednakowe podejście" - tak sekretarz stanu Hillary Clinton broni selektywnej polityki administracji USA wobec zrywów rewolucyjnych w krajach arabskich.
W przemówieniu w Krajowym Instytucie Demokratycznym Clinton tłumaczyła, dlaczego USA poparły zbrojną interwencję NATO w Libii, ale nie zdecydowały się na podobny krok wobec Syrii i Bahrajnu, także ogarniętych powstaniami przeciw dyktaturze.
Nasze decyzje są odbiciem naszych interesów w regionie, związanych z naszą walką przeciw Al-Kaidzie, obroną naszych sojuszników i zabezpieczeniem dostaw energii. (...) Niekiedy nie wszystkie te interesy są zbieżne, taka jest rzeczywistość Hillary Clinton
Nawiązując do Syrii, Clinton ponownie wezwała jej prezydenta Baszara al-Asada do rezygnacji z urzędu i oświadczyła, że dopóki to nie nastąpi, "Ameryka i społeczność międzynarodowa będą nadal wywierać presję na niego i jego brutalny reżim".
Dlaczego?
USA zaostrzyły sankcje wobec Syrii, którą od dawna starają się izolować na arenie międzynarodowej za sponsorowanie terroryzmu. Sekretarz stanu sugerowała jednak, że interwencja zbrojna w Syrii i Bahrajnie nie leżałaby w interesie USA i ich sojuszników. - Nasze decyzje są odbiciem naszych interesów w regionie, związanych z naszą walką przeciw Al-Kaidzie, obroną naszych sojuszników i zabezpieczeniem dostaw energii. (...) Niekiedy nie wszystkie te interesy są zbieżne, taka jest rzeczywistość - oświadczyła.
Clinton nie rozwinęła bliżej tego wątku. Komentatorzy przypominają, że Waszyngton długo liczył, że Asad będzie liberalizował swój system rządów i że pomoże w pokojowym rozwiązaniu konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Źródło: PAP