Polskie kilkadziesiąt przypadków wykrycia wirusa A/H1N1 jest doprawdy niczym wobec ok. 100 tys. nowych przypadków tygodniowo w Wielkiej Brytanii. Tam wręcz odradza się chorym zgłaszanie się do szpitala.
Zachorowań jest tak wiele, że nikt ich już nie liczy. Lekarze nie chcą nawet, by pacjenci zgłaszali się do przychodni. Jeśli ktoś uważa, że ma grypę, dostanie paczkę z lekiem tamiflu, który ma zapobiec jej rozwojowi.
Władze chcą bowiem zatrzymać chorych w domach, by nie pomnażali kolejnych zachorowań. Szczególnie dramatyczna sytuacja dotyczy dzieci - niektóre szkoły już stoją przed perspektywą zamknięcia tuż po początku roku szkolnego.
Z jednej strony nie przyjdą do nich chorzy uczniowie, a z drugiej rodzice boją się posyłać do nich swoje jeszcze zdrowe dzieci.
Brytyjska telewizja publiczna BBC dostała nawet polecenie, by przygotować specjalny kanał edukacyjny, tak by dzieci, które z powodu grypy muszą zostać w domu, nie traciły cennego czasu.
Krytyczny raport lordów
Jednak nie wszystko idzie władzom gładko. Parlamentarna komisja zajmująca się badaniem działań rządu w czasie pandemii grypy, zarzuciła gabinetowi Gordona Browna, że zaniedbał niektóre środków ostrożności.
Izba Lordów zarzuciła rządowi m.in., że infolinia, z której mają korzystać zarażeni, nie działa jak powinna. W istocie jest ona przeciążona i padła zaledwie kilka godzin po uruchomieniu w ubiegły czwartek.
Departament zdrowia broni się, że linia już działa, a jej "ostateczna wersja" będzie działać w następnych miesiącach, tak by być gotową na nadejście jesiennej fali nowych zachorowań.
Do tej pory na nową grypę w Wielkiej Brytanii zmarło 30 osób.
Rosjanie zakazują
Brytyjską pandemią przejmują się też obcokrajowcy. Rosyjskie władze epidemiologiczne zakazały wyjazdów na Wyspy zorganizowanych grup studentów i uczniów, które miały uczyć się języka angielskiego.
W Rosji zanotowano 28 przypadków zachorowań na A/H1N1.
Źródło: Reuters, TVN24