Chcą tańszej energii. Rozruchy


W Bułgarii w poniedziałek kolejny dzień trwały protesty przeciwko wysokim cenom energii. Oprócz nasilenia państwowej kontroli nad jej dystrybutorami i nacjonalizacji tych przedsiębiorstw protestujący domagają się również dymisji rządu.

Około 2 tys. osób zablokowało jedno z ważniejszych skrzyżowań w Sofii, a potem ruszyło pod parlament. Budynek obrzucono pomidorami i kamieniami. Doszło do starć z policją. Zatrzymano co najmniej trzy osoby, w tym jednego z organizatorów protestów - podała publiczna telewizja. Rozruchy trwały ponad dwie godziny.

Demonstranci nieśli hasła "Dymisja!", "Diankow odszedł, kolej na Borysowa!", "Bojko, idź sobie!". Simeon Diankow był wicepremierem i ministrem finansów w rządzie premiera Bojko Borysowa. W poniedziałek podał się do dymisji.

Szeroki front

W poniedziałek protesty odbyły się również w innych bułgarskich miastach. Kilka tysięcy osób wyszło na ulice w Błagojewgradzie i Starej Zagorze. W Kazanłyku w środkowej części kraju spalono flagę i godło rządzącej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii). W Warnie około 3 tys. osób zablokowało ruch, wzywając premiera: "Bojko, odejdź!". W Płowdiw spalono czwarty od początku protestów samochód należący do dystrybuującej energię firmy EVN. Demonstranci, którzy organizują się w internecie, zapowiadają kontynuację protestów. Prezydent Rosen Plewnelijew w poniedziałkowym wystąpieniu wyraził zrozumienie dla protestujących. - Początek protestów dały wysokie rachunki, lecz wystąpienia mają głębsze korzenie - poczucie braku sprawiedliwości, niskie dochody. Spodziewam się adekwatnych kroków od odpowiedzialnych instytucji - podkreślił. Jednocześnie opozycja w reakcji na poniedziałkową dymisję Diankowa zażądała powołania tymczasowego gabinetu i rozpisania przyśpieszonych wyborów. Normalnie wybory powinny się odbyć na początku lipca. Z apelami o natychmiastowe ustąpienie centroprawicowego rządu Borysowa wystąpili lider lewicy Sergiej Staniszew i szef tureckiej partii Ruch na rzecz Praw i Swobód (DPS) Lutfi Mestan.

Przeciwko podwyżkom

Protesty w Bułgarii, których powodem są ponadprzeciętnie wysokie rachunki za prąd i ogrzewanie za grudzień, trwają od ponad dwóch tygodni. W niedzielę demonstracje odbyły się w 27 miastach. Blokowano ulice, niszczono portrety premiera i ministrów. Najliczniejsza była demonstracja w Warnie, w której wzięło udział 30 tys. osób. W Sofii i kilku innych miastach doszło do starć z policją. By uspokoić sytuację, władze obiecały podjęcie pilnych działań w celu regulacji rynku energii elektrycznej dla ludności. Przedsiębiorstwa dystrybucji energii elektrycznej w Bułgarii zostały sprywatyzowane w 2004 r. Większościowe udziały w zakładach w zachodniej części kraju, w tym w Sofii, nabyła czeska firma CEZ, w Płowdiw i południowej Bułgarii - austriacka EWN. Zakłady w regionie Warny i północno-wschodniej części Bułgarii kupiła niemiecka E.ON, która w minionym roku odsprzedała je czeskiej spółce PRO-Energo. Rząd Borysowa wystawił na sprzedaż na giełdzie mniejszościowe udziały należące do skarbu państwa.

Autor: mn/tr / Źródło: PAP