Tysiące mieszkańców Sydney wyszły na ulice w proteście przeciwko przepisom ograniczającym sprzedaż alkoholu. Ich zdaniem nowe uregulowania zabijają życie nocne w mieście.
Przepisy wprowadziły zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach po godz. 22. Ostatnie drinki są serwowane w lokalach o 3 w nocy, a właściciele przybytków w centrum Sydney mają nie wpuszczać już klientów po godz. 1.30.
Przepisy zostały wprowadzone w lutym 2014 roku po napadach i przypadkach śmierci osób pod wpływem alkoholu w czasie nocnych libacji. Nie do wszystkich ta argumentacja przemawia.
W najnowszych protestach zwołanych przez organizację "Keep Sydney Open Group" wzięły udział tysiące osób, których zdaniem przepisy uderzają w kulturę i różnorodność Sydney.
- Prawo wprowadzające ograniczenia dla życia nocnego Sydney prowadzi do tego, że agresywna atmosfera i przemoc rozlewa się na inne obszary życia - przekonywała cytowana przez "Guardiana" 28-letnia uczestniczka protestu.
Według uczestników demonstracji nowe ustawy doprowadzą do spadku o 40 proc. przychodów z występów na żywo.
Służba zdrowia popiera przepisy
W zarzutami protestujących nie zgadzają się pracownicy służby zdrowia. Według ich relacji od wprowadzenia przepisów liczba przemocy związanej z alkoholem spadła o jedną trzecią: wszystkie napaści spadły o 32 proc., a liczba osób poważnie rannych w wyniku zajść po alkoholu wyraźnie spadła w dół. Od wprowadzenia nowych zapisów nie było żadnych zgonów w związku z przemocą po alkoholu oraz odnotowano jedynie trzy przypadki przyjęć na oddział intensywnej terapii związanych z tego typu ekscesami.
- To prawo ratuje życie, nie chodzi o ograniczanie ludziom spędzania miło czasu, tu chodzi o ich bezpieczeństwo na koniec dnia - przekonuje jeden z lekarzy.
Autor: kło\mtom / Źródło: Guardian, tvn24.pl