Policja użyła armatek wodnych, pałek i gumowych kul do rozpędzenia antyrządowego protestu w stolicy Armenii. Demonstranci protestowali przeciwko podwyżkom cen za energię. Siły porządkowe interweniowały o świcie.
Ubrani po cywilnemu mężczyźni we wtorek o świcie wkroczyli na plac przed pałacem prezydenckim w Erywaniu, gdzie w poniedziałek wieczorem protestowało kilka tysięcy osób. Kilkaset z nich zostało w tym miejscu na noc.
"Policja wkroczyła do akcji rozpędzenia tłumu, używając armatek wodnych, pałek i gumowych kul. Przyjechały także pojazdy opancerzone" - informowała ormiańska sekcja Radio Swoboda. W starciu z funkcjonariuszami zostało rannych co najmniej 20 osób. Rozgłośnia podała, że wśród zatrzymanych i poturbowanych są także jej dziennikarze.
Jak relacjonowały lokalne media, funkcjonariusze bili również dziennikarzy i konfiskowali ich sprzęt. "Szczególnie brutalni byli policjanci ubrani po cywilnemu" - informowało Radio Svoboda.
Cytowani przez rozgłośnię przedstawiciele policji tłumaczyli, że protest był nielegalny, a czterogodzinne rozmowy z aktywistami w sprawie opuszczenia placu nie dały efektów.
Ceny w górę
Demonstranci oskarżają rząd prezydenta Serża Sarkisjana, że podnosząc taryfy na energię elektryczną, doprowadza ich do ubóstwa.
Podobne manifestacje odbyły się także poza stolicą, jednak również zostały rozpędzone przez policję z użyciem siły.
Zgodnie z decyzją władz od 1 sierpnia ceny elektryczności w Armenii mają wzrosnąć o ok. 16 procent. Armenia, jak zauważa agencja AFP, jest silnie uzależniona od gospodarki rosyjskiej, przeżywającej kryzys i odczuwającej skutki zachodnich sankcji.
Autor: tas/ja / Źródło: rus.azatutyun.am, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters