Bush jedzie do pogorzelców

Aktualizacja:

Spodziewane straty po pożarach w samym tylko hrabstwie San Diego w Kalifornii mogą przekroczyć miliard dolarów - podały w środę źródła oficjalne. Około pół miliona ludzi musi opuścić swoje domy - tak dużej ewakuacji nie było w USA od czasu uderzenia huraganu Katrina. Walka z żywiołem ciągle trwa.

Piotr Milewski (Radio Zet) z Nowego Jorku
Piotr Milewski (Radio Zet) z Nowego JorkuTVN24

Informacja o szacunkowych stratach zbiegła się z ogłoszeniem przez prezydenta George'a W. Busha stanu klęski żywiołowej w Kalifornii. Busha prosił o to gubernator stanu Arnold Schwarzenegger.

Stan klęski oznacza uruchomienie długoterminowych federalnych programów naprawczych, których zakres waha się od bezpośredniego wsparcia dla poszkodowanych nieobjętych ubezpieczeniem do pomocy w odbudowie infrastruktury.

Miliony poszły z dymem

- Ze wstępnych szacunków wynika, że tylko zniszczone domy oznaczają straty w wysokości ponad miliarda dolarów - powiedział szef ekip ratunkowych San Diego, Ron Lane. Dane te nie dotyczą strat biznesu.

Lane poinformował, że spalonych zostało co najmniej 1,2 tys. budynków, ale władze obawiają się, że ta liczba może wzrosnąć.

W sumie na całym terytorium pustoszonym od niedzieli przez pożary zniszczonych jest 1,5 tys. domów, a ewakuować trzeba ok. pół miliona ludzi.

Meteorolodzy pocieszają, że ogień będzie rozprzestrzeniał się wolniej, bo wiatr, który go przenosi, słabnie.

Boją się powtórki Katriny?

Prezydent Stanów Zjednoczonych ma dziś osobiście odwiedzić Kalifornię. Z bliska przyjrzy się szkodom wyrządzonym pożar. - Jadę, żeby się upewnić, że wszystko jest dobrze zorganizowane, i że nasza pomoc dociera tam gdzie trzeba - mówił Bush.

Przedstawiciele Białego Domu przekonują, że robią wszystko, żeby koszmar Katriny się nie powtórzył. - Współpraca między rządem federalnym a stanowymi służbami wygląda zupełnie inaczej niż wtedy. Tym razem wszystko działa dobrze - zapewniają.

Źródło: PAP