Dymisji Simeonowa od 26 dni domagały się protestujące matki niepełnosprawnych dzieci. Przyczyną stała się jego wypowiedź podczas wywiadu dla telewizji Skat należącej do jego nacjonalistycznej partii NFSB.
- Projekt ustawy o osobach niepełnosprawnych został opracowany dla przypodobania się grupie wrzeszczących bab, które spekulowały swoimi dziećmi. Pozbawione wszelkich uczuć macierzyńskich i troski wyprowadzały - czy to słońce, czy deszcz - te swoje niby chore dzieci na ulice - powiedział Simeonow, sprzeciwiając się zmianom ustawodawczym na rzecz matek niepełnosprawnych dzieci.
Jego zdaniem w ten sposób wymusiły pół miliarda lewów (250 mln euro).
Pod presją demonstracji za słowa wicepremiera przeprosił Borisow, jednak protestujące matki uznały jego przeprosiny za niewystarczające i kontynuowały protesty. Później przeprosił także Simeonow, lecz uczestniczki protestów domagały się jego dymisji.
Kolejna kontrowersyjna wypowiedź
W czwartek oliwy do ognia dolał partyjny kolega Simeonowa, poseł Petyr Petrow, który oświadczył, że "te całkiem nienormalne dzieci" należy umieszczać w sierocińcach, gdzie troszczyliby się o nie specjaliści, a ich matki powinny pójść do pracy. Według niego matki niepełnosprawnych dzieci wykorzystują swoją sytuację, by żyć z udzielanych przez państwo pieniędzy, i dlatego domagają się podniesienia świadczeń dla swoich dzieci także po ukończeniu przez nie 18 lat.
Wypowiedź Petrowa wywołała kolejną falę oburzenia. Przeprosiny wystosowali: koalicyjny partner Simeonowa w nacjonalistycznej koalicji Zjednoczeni Patrioci, wicepremier Krasimir Karakaczanow oraz szef klubu poselskiego centroprawicowej partii GERB Cwetan Cwetanow. Jednak piątkowe protesty okazały się wyjątkowo silne.
"Nie chodzi o moją osobę, nie chcę jednak obciążać rządu"
W wydanym oświadczeniu Simeonow ocenił, że po półtora roku sprawowania urzędu wicepremiera ma na swoim koncie same osiągnięcia. - Nie chodzi o moją osobę, nie chcę jednak obciążać rządu - powiedział. Dodał, że padł ofiarą medialnej nagonki, która z czasem dotknęła cały rząd.
Protestujące matki nie przerwały wówczas akcji, bo wciąż nie było wiadomo, czy Borisow przyjął złożoną przez Simeonowa rezygnację. - Będziemy ją kontynuować, dopóki nie będzie jasne, czy Simeonow odchodzi definitywnie - poinformowały.
Później służby prasowe rządu przekazały, że premier przyjął dymisję Simeonowa. Po otrzymaniu tej wiadomości kobiety postanowiły, że będą protestować do czasu zatwierdzenia tej rezygnacji przez parlament.
Autor: tmw/adso / Źródło: PAP