Britney Spears opublikowała w mediach społecznościowych serię swoich nagich zdjęć. Piosenkarka zakryła miejsca intymne rękoma i nałożonymi w aplikacji ikonkami, ale i tak wywołała falę komentarzy zaniepokojonych fanów, którzy martwią się o jej stan psychiczny. - Motywacji takiego działania osób publicznych może być dużo, niekoniecznie musi być to sygnał alarmowy - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Krzysztof Korona, psychoterapeuta.
"Wszystkich was bardzo kocham" - tak jedno ze swoich zdjęć, opublikowanych we wtorek rano polskiego czasu na Instagramie, podpisała Britney Spears. Gwiazda stoi naga, zakrywa piersi dłońmi. Jej miejsca intymne zasłania czerwone serce, które zostało cyfrowo naniesione już na etapie edycji fotografii. To jedno z kilku nagich zdjęć piosenkarki, które pojawiło się w mediach społecznościowych w ciągu kilku godzin.
W podpisie innej podobnej fotografii gwiazda zastanawiała się, czemu "wygląda na wakacjach o 10 lat młodziej". Zaznaczyła też, że zdjęcie zostało wykonane, zanim zaszła w kolejną ciążę.
"Manifest gwiazdy" czy "poważne problemy psychiczne"?
Profil, na którym piosenkarka opublikowała zdjęcia, jest obserwowany przez niemal 41 milionów internautów, dlatego fotografie błyskawicznie wywołały falę komentarzy. Wielu użytkowników apeluje do Britney Spears o usunięcie zdjęć ze względu na dobro jej dzieci. Inni martwią się, że gwiazda ma problemy psychiczne i "się publicznie poniża".
Piosenkarka już wcześniej w podobny sposób szokowała opinię publiczną. Pierwsza seria jej nagich zdjęć została opublikowana w styczniu. Gwiazda wtedy zaznaczała, że walczy w ten sposób z "szaloną reakcją", kiedy kobieta pokazuje swoje ciało. Chciała też - jak zaznaczała we wpisach - dać prawo akceptowania swojej nagości i cielesności, "nawet jeżeli ciało nie jest idealne".
Po pierwszej serii zdjęć niektórzy komentujący martwili się, że jest to dowód na jej "poważne problemy psychiczne". Inni jednak brali gwiazdę w obronę, podkreślając, że jest to jej "manifest" i "odważna walka z kulturowymi ograniczeniami wiążącymi kobiety".
Ekspert: pięć możliwych scenariuszy
Krzysztof Korona jest psychologiem, seksuologiem, ekspertem sądowym i superwizorem. W rozmowie z tvn24.pl zastrzega, że nie chce bezpośrednio odnosić się do sprawy Britney Spears, ale zgadza się na rozmowę na temat podobnych publikacji.
- Przede wszystkim chciałbym uspokoić odbiorców takich zdjęć: publikowanie treści naruszających standardy społeczne nie musi być dowodem na zaburzenia psychiczne autora, chociaż oczywiście jest to jedno z możliwych wyjaśnień - mówi ekspert.
Wskazuje, że artyści często mają specyficzną, twórczą osobowość, która nakazuje im "szokowanie odbiorców, żeby zwrócić uwagę na siebie lub poruszaną kwestię".
- Nie wolno nam też zapominać, że zainteresowanie odbiorców jest potencjałem, który można potem skapitalizować. Wzrost zainteresowania celebrytą, który robi coś szokującego, można przeliczyć na konkretny zarobek - mówi Korona.
Jego zdaniem, publikowanie kontrowersyjnych treści może być też związane z działaniem używek lub potrzebą zemsty.
Dodaje, że takie publikacje "tyczą się głównie osób, które nie mogły przez pewien czas o sobie w pełni decydować. - Kiedy odzyskują wolność, decydują się na kroki, na które nigdy by im nie pozwolono. Jest to forma kompensacji i manifestacji wolności - mówi ekspert.
Odzyskana wolność po 13 latach
W 2008 roku ojciec Spears wraz z jego ówczesnym adwokatem Andrew Walletem uzyskał kontrolę nad wszystkimi aspektami życia Britney, w tym nad jej szacowanym na 60 milionów dolarów majątkiem. Artystka zmagała się wtedy z trudnościami psychicznymi i uzależnieniami. Ojciec wielokrotnie bronił decyzji dotyczących piosenkarki i starał się przekonać, że chce dla córki "tego, co najlepsze".
Piosenkarka przez 13 lat nie mogła się cieszyć pełnią wolności. W tym czasie wydawała platynowe albumy, występowała m.in. w telewizji i w Las Vegas, ale nie miała kontroli nad finansami żadnego z tych projektów.
We wrześniu ubiegłego roku sąd w Los Angeles zawiesił ojca piosenkarki Britney Spears w prawach sprawowania nad nią kurateli.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Instagram