Zdemolowane i poprzewracane meble, zniszczone całe pomieszczenia, zbite telewizory - tak wyglądają biura brazylijskiego pałacu prezydenckiego Planalto po niedzielnym, trwającym kilka godzin szturmie zwolenników Jaira Bolsonaro. Zniszczenia w mediach społecznościowych pokazał prezydencki minister Paulo Pimenta.
W niedzielne popołudnie liczony w tysiącach tłum zwolenników byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro przypuścił szturm na Kongres, Sąd Najwyższy i pałac prezydencki w stolicy kraju Brasilli. Po około czterech godzinach służbom porządkowym udało się odzyskać kontrolę nad budynkami. Aresztowano ponad 400 osób. Po protestujących pozostały liczne zniszczenia.
Te dokonane w pałacu prezydenckim Planalto zaprezentował w mediach społecznościowych minister ds. komunikacji w kancelarii urzędującego prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy, Paulo Pimenta.
- Jestem w swoim biurze na drugim piętrze pałacu Planalto. Jak widać, wszystko jest zniszczone - mówi na nagraniu Pimenta, prezentując zdemolowane i poprzewracane meble oraz między innymi telewizory. - To, co zostało tu zrobione, to zbrodnia, odrażająca rzecz. Zobaczcie, co ci wandale tu zrobili, jaki chaos. Zniszczyli dzieła sztuki, dziedzictwo kraju - kontynuuje.
Pimenta dodał również, że ludzi, którzy dokonali zniszczeń trzeba traktować jak margines i przestępców, którzy "zrobili to wbrew demokracji i przeciwko Brazylii".
Nie pogodzili się z wynikiem wyborów
Lula został zaprzysiężony na prezydenta 1 stycznia. Jego minimalne zwycięstwo (50,9 proc.) poprzedziła jedna z najbardziej polaryzujących kampanii wyborczych w historii. Nie wszyscy wyborcy Jaira Bolsonaro pogodzili się z wynikiem - część z nich od końca października, kiedy odbyła się druga tura, koczowała przed kwaterą główną brazylijskiego wojska w stolicy kraju, początkowo licząc, że armia nie dopuści do zaprzysiężenia Luli.
Obozowiska radykalnych zwolenników byłego prezydenta wrosły także w innych miejscach kraju. To, jak sobie z nimi poradzić od początku spędzało sen z powiek nowej brazylijskiej administracji. Minister sprawiedliwości Flavio Dina dał się poznać jako zwolennik siłowego ich usunięcia, natomiast minister obrony Jose Mucio apelował o unikanie konfrontacji za wszelką cenę. W poniedziałek władze zaczęły rozmontowywać koczowisko w Belo Horizonte, stolicy stanu Minas Gerais, co doprowadziło do zamieszek.
Wydarzenia w Brasilii przywołują na myśl atak na Kapitol, jakiego dwa lata temu dopuścili się zwolennicy Donalda Trumpa. Jednak w przeciwieństwie do USA, brazylijski Kongres ma obecnie przerwę, wznowi pracę dopiero w lutym.
Bolsonaro znajduje się na Florydzie, dokąd udał się przed zaprzysiężeniem Luli, unikając tym samym tradycyjnego przekazania mu prezydenckiej szarfy.
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: Paulo Pimenta/Twitter