- Wszystkie przyczyny, teorie, są w tej chwili brane pod uwagę. Brany jest także pod uwagę błąd pilotów - powiedział w TVN24 korespondent "Faktów" w Rosji Andrzej Zaucha, odnosząc się do katastrofy Jaka-42 koło Jarosławia. Odnaleziono już jedną z czarnych skrzynek maszyny; druga prawdopodobnie znajduje się pod leżącym w wodzie ogonem Jaka-42.
Do katastrofy doszło o godz. 16.05 czasu moskiewskiego (14.05 czasu polskiego). Samolot spadł wkrótce po starcie. Federalna Agencja Transportu Lotniczego (Rosawiacja) podała, że Jak-42 nie zdołał nabrać wysokości, zawadził o antenę radiolatarni, rozpadł się na kilka części i runął na ziemię. Część kadłuba wpadła do rzeki.
Przeżyły 2 osoby
Na pokładzie maszyny znajdowało się 45 osób: ośmiu członków załogi i 37 pasażerów. Pasażerami byli hokeiści, trenerzy, lekarze i pracownicy techniczni Lokomotiwu Jarosław. Drużyna leciała do Mińska na mecz Kontynentalnej Ligi Hokejowej (KHL) z tamtejszym Dynamem.
Zginęły 43 osoby, a dwie zostały ciężko ranne. Jedną z dwóch osób, które przeżyły katastrofę, jest zawodnik hokejowej reprezentacji Rosji Aleksandr Galimow. Druga osoba to inżynier pokładowy Aleksandr Sizow. Stan rannych lekarze określają jaką bardzo ciężki. Galimow ma poparzone 90 proc. powierzchni ciała.
Sizow, zdaniem Zauchy, był przytomny, choć w stanie szoku gdy wydobywano go z wraku. - Nie był w stanie wczoraj rozmawiać, chociaż był przytomny tuż po tym, gdy go znaleziono - mówił Zaucha. Stan inżyniera pokładowego jest nieco lepszy, niż hokeisty, ale na temat jego szans lekarze też nie chcą spekulować.
Ratownicy wydobyli już ciała wszystkich ofiar katastrofy. W Jarosławiu trwa procedura ich rozpoznania. Według stanu z godz. 13 czasu moskiewskiego (11 czasu polskiego) zidentyfikowano 12 zabitych.
Wiceminister: cały pas był wolny
Wiceminister transportu Walerij Okułow zaprzeczył, jakoby przyczyną wypadku mogło być to, że pilot nie miał do dyspozycji całej drogi startowej; że stały na niej samoloty uczestników III Światowego Forum Politycznego, które w środę pod patronatem prezydenta Rosji rozpoczęło się w Jarosławiu.
Okułow oświadczył, że to nieprawda. Podkreślił, że pilot miał do dyspozycji 2850 metrów pasa. Według wiceministra transportu, w momencie katastrofy na terenie całego portu lotniczego znajdowały się tylko cztery samoloty i kilka śmigłowców.
Okułow zaprzeczył także, by kontrolerzy lotów na lotnisku Tunoszna byli w tym dniu przeciążeni pracą z powodu jarosławskiej konferencji. Urzędnik podał, że w ciągu całego dnia port przyjął siedem maszyn.
Nie był w stanie się oderwać
Eksperci zwracają uwagę, że podczas rozbiegu pilot minął punkt bezpiecznego poderwania samolotu. Jak-42 uniósł się w powietrze dopiero na samym końcu pasa startowego, już z gruntu. Świadkowie mówią, że widzieli kurz wydobywający się spod kół maszyny.
Kapitan poprosił o zgodę na start. Zgodę dałem. Kapitan powinien był ponownie nawiązać łączność po osiągnięciu wysokości 200 metrów, jednak do niej nie doleciał. Kapitan nie zgłaszał żadnych problemów. Arij Nowik, kontroler lotów
Podobny przebieg wypadków przedstawił wysłannik Faktów TVN w Rosji Andrzej Zaucha. - Jak twierdzą specjaliści, jeszcze po zakończeniu się betonowych płyt pasa startowego ciągle było widać na ziemi ślady kół - powiedział korespondent TVN.
W efekcie Jak-42 nie zdołał nabrać wysokości, przechylił się na lewe skrzydło, zawadził o radiolatarnię znajdującą się w odległości 450 metrów od progu pasa i runął na ziemię.
Zbyt długi rozbieg
Wersję o zbyt długim rozbiegu samolotu potwierdził kontroler lotów lotniska Tunoszna, który kierował startem Jaka-42. - Kapitan poprosił o zgodę na start. Zgodę dałem. Kapitan powinien był ponownie nawiązać łączność po osiągnięciu wysokości 200 metrów, jednak do niej nie doleciał. Kapitan nie zgłaszał żadnych problemów - oświadczył 38-letni Arij Nowik, którego wypowiedź przytacza portal Life News.
Według kontrolera, maszyna spadła po niespełna minucie od rozpoczęcia rozbiegu; poderwała się na wysokość około 10 metrów. - Minął punkt startu, przejechał kilkadziesiąt metrów, wjechał na grunt, z którego wystartował. Po chwili przechylił się na lewy bok i spadł - relacjonował Nowik, kontroler z 12-letnim stażem.
Problemy z silnikami?
Piloci, którzy latają takimi samolotami, a których cytuje dziennik "Kommiersant", są zdania, że przyczyną wypadku mogły być problemy z silnikami podczas rozbiegu. Ich zdaniem, defekt mógł nastąpić po minięciu przez Jaka-42 punktu bezpiecznego startu. Według nich, jeśli nastąpiłoby to wcześniej, kapitan zdążyłby wyłączyć ciąg silników i rozpocząłby hamowanie.
Minął punkt startu, przejechał kilkadziesiąt metrów, wjechał na grunt, z którego wystartował. Po chwili przechylił się na lewy bok i spadł. Arij Nowikow, kontroler lotów
Piloci oceniają, że skoro kapitan nie zdążył wpłynąć na sytuację, oznacza to, że usterka pojawiła się, gdy prędkość maszyny przekroczyła 200 km/h. W takiej sytuacji nawet przy awaryjnym hamowaniu samolot nie zdołałby zatrzymać się w obrębie pasa. Zgodnie z instrukcją, poderwanie przedniego podwozia powinno nastąpić przy prędkości 215 km/h, a dla nabrania wysokości Jak-42 potrzebuje 420 km/h.
Złe ułożenie ładunku?
Jeszcze inna wersja mówi mówi o złym wyważeniu maszyny. - W ładowni samolotu bagaż mógł zostać ułożony w taki sposób, że właśnie problemy z oderwaniem dzioba i wystartowaniem w powietrze - poinformował na antenie TVN24 Zaucha.
- Te wszystkie przyczyny, teorie są w tej chwili brane pod uwagę. brany jest także pod uwagę błąd pilotów - dodał.
Źródło: PAP