Wiosną 1991 roku rozpad Jugosławii był już dawno przesądzony. Na przestrzeni tygodnia oderwanie od federacji ogłosiły Słowenia i Chorwacja, a w marcu 1992 r. w ich ślady poszła wielonarodowa Bośnia i Hercegowina. Jej mieszkańcy w referendum zdecydowali, że chcą utworzyć niezależne państwo. Jednak parlament w Belgradzie będącym stolicą rozpadającej się federacji, stwierdził, że oderwana zostanie w ten sposób część terytorium Serbii i nie może się na to zgodzić. To oznaczało wojnę.
Wzgórza wokół miasta
Decyzją prezydenta Serbii Slobodana Milosevicia, z końcem marca 1992 r. w okolice Sarajewa - stolicy nowoproklamowanego państwa - został wysłany korpus zbrojny Romanija składający się z żołnierzy Serbskiej Armii Bośni i Hercegowiny. Tą kierował w tamtym czasie Radovan Karadżić.
Na wzgórzach okalających miasto osadzono około 300 czołgów, 100 miotaczy min i kilkaset moździerzy. Prawie 13 tysięcy żołnierzy zostało podzielonych na osiem dywizji i przez cztery lata oblężenia miasta ich struktura i dowództwo zostawały właściwie te same. Wobec 40-70 tysięcy żołnierzy wchodzących często w skład oddziałów paramilitarnych broniących miasto - była to grupa stosunkowo niewielka. Serbowie mieli jednak ogromną przewagę w uzbrojeniu i zajęli strategiczne pozycje nad Sarajewem, mając je "otwarte" dla ognia dzień i noc.
Tysiące ludzi krzyczały: 'Opuśćcie broń, opuśćcie broń!' Wtedy jeden z serbskich żołnierzy posłał w powietrze serię ostrzegawczą z karabinu, żeby powstrzymać tłum przed wejściem na most oddzielający ich od serbskiego oddziału...Sarajewo - 5.04.1992 Reuters
5 kwietnia 1992
W wydanym w 1996 r. raporcie ONZ nt. wojny w b. Jugosławii, który opisuje działania wojskowe dzień po dniu, pod datą 5 kwietnia 1992 roku znajduje się depesza reportera agencji Reuters, który przebywał wtedy w Sarajewie i był świadkiem pierwszych strzałów i wybuchów w mieście.
"Tysiące mieszkańców miasta wyszło na ulice w pokojowej, antywojennej demonstracji w przeddzień spotkania ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej, którzy mieli zdecydować o uznaniu Bośni i Hercegowiny za niepodległe państwo. Napięcie wzrosło tuż po godz. 2.00 po południu, kiedy minął ostateczny termin demobilizacji sił obrony terytorialnej republiki BiH składających się głównie z chorwackich i muzułmańskich oddziałów. Rozwiązania oddziałów domagali się Serbowie uznający decyzję prezydenta Bośnia, Aliji Izetbegovicia o mobilizacji jednostek, za akt agresji wobec rządu w Belgradzie" - donosiła agencja. Izetbegović tego dnia nie ugiął się jednak przed żądaniami Serbów i bośniacka telewizja odczytała jego apel o utrzymanie pokoju w republice.
W międzyczasie gęstniejący tłum sarajewian rozpoczął marsz w kierunku budynku ministerstwa obrony republiki oraz innych budynków zajętych w ostatnich dniach przez uzbrojone oddziały serbskie, które napływały do miasta. "Tysiące ludzi krzyczało: +Opuśćcie broń, opuśćcie broń!+ Wtedy jeden z serbskich żołnierzy posłał w powietrze serię ostrzegawczą z karabinu, żeby powstrzymać tłum przed wejściem na most oddzielający ich od serbskiego oddziału."
Protestujący się nie zatrzymali i padły strzały. Kilka osób osunęło się na ziemię, inne wpadły do rzeki. Równocześnie w wielu punktach miasta otwarto ogień, a w budynki uderzyły pierwsze pociski nadlatujące ze wzgórz. O 23.00 trwała już prawdziwa walka, a na ulicach pojawiły się wojskowe pojazdy i patrole muzułmańskie oraz chorwackie starające się zorganizować obronę.
Sarajewskie róże
Tak rozpoczęło się oblężenie miasta, trwające łącznie 1425 dni. Bardzo szybko stało się bowiem jasne, że Serbowie zrezygnowali z prób zdobywania miasta i urządzają sobie w nim coś w rodzaju "igrzysk". W kolejnych miesiącach światem wstrząsały nie tylko nagrania i zdjęcia z ulic Sarajewa, na których ginęli ludzie, ale też na przykład zdjęcia patriarchy Serbii Pawła, który odwiedzał żołnierzy, błogosławił ich sprzęt i obserwował ze wzgórz ostrzał miasta.
W nim panami życia i śmierci byli jednak snajperzy. Setki z nich przesiadywały całymi dniami na dachach budynków i bardzo systematycznie, bez pośpiechu "eliminowały" kolejnych mieszkańców miasta. Najczęściej byli to starcy albo dzieci nie potrafiące dostatecznie szybko przebiec przez otwartą przestrzeń między jednym a drugim blokiem lub z dzielnicy do dzielnicy.
Z czasem Sarajewo zmieniło się dla samych jego mieszkańców nie do poznania, a nowymi znakami orientacyjnymi w jego mozaice stały się miejsca masakr i posterunki snajperów. Do dziś najlepiej kojarzonymi z miastem symbolami z czasu wojny są tzw. sarajewskie róże oraz "aleja snajperów" (ulica Zmaja od Bosne, czyli Bośniackiego Smoka) odtworzona m.in. w hollywoodzkim filmie z 1997 r.
Róże w stolicy Bośni w czasie oblężenia stały się symbolem śmierci. Mieszkańcy zauważyli bowiem, że granaty spadające na ulice i chodniki tworzą w nich bruzdy przypominające płatki kwiatów. Już po wojnie wiele z nich zostało zalanych czerwoną i różową farbą, by upamiętniać miejsca masakr, w których ginęło niekiedy nawet po kilkanaście osób.
"Uważaj, snajper!"
Mieszkańcy miasta, odcięci od pomocy humanitarnej, która z czasem zaczęła do nich docierać w postaci zrzutów z samolotów, codziennie starali się o zdobycie pożywienia - a w zimie, dodatkowo - drewna na opał. Tym sposobem Sarajewo straciło wszystkie swoje parki, równocześnie zamieniane w cmentarze, dla których w półmilionowym mieście też nie było już miejsca.
Jednocześnie tworzyły się nowe wzory komunikacji między mieszkańcami. Obecność snajperów z czasem zaczęła przypominać rodzaj toczącej się na ulicach gry. Obok znaków informujących na tablicach o zakazie wyprzedzania lub ograniczeniu prędkości pojawiały się te, skierowane do przechodniów. "Uważaj, snajper!" (Pazi, snajper) czy "Biegnij lub spoczywaj w pokoju" (Run or R.I.P.).
Jeden z miejscowych pisarzy, Antonije Żalica, który większość wojny spędził w Sarajewie, nazwał tę codzienną walkę o przetrwanie "rytmem Romea". Trudno mu było sobie bowiem wyobrazić kogoś innego, kto - jak bohater Szekspira - w ciągu zaledwie kilku dni przeżył tyle, co mieszkańcy jego miasta.
"Słuchajcie, co wydarzyło się temu chłopcu. Istny dom wariatów. Zakochał się, zaręczył, ożenił, zabił człowieka, potem konspiracja, noc poślubna w domu wroga, wygnanie, śmierć żony, powrót z wygnania, jeszcze raz zabija i w końcu sam umiera" - pisał w książce "Ślad smoczej łapy". Rzeczywiście, prawie nikt w Sarajewie nie przeżył wojny z dala od tragedii, która stała się jego osobistym udziałem.
Zabici i ranni
W ciągu czterech lat na Sarajewo spadło 470 tys. pocisków i granatów, a więc ok. 330 dziennie. Władze Bośni i Hercegowiny 2 lata po wojnie w końcu doliczyły się wszystkich strat spowodowanych przez bombardowania. Co czwarty budynek w mieście został poważnie zniszczony, kolejne 64 proc. jego zabudowy częściowo, a 10 proc. w małym stopniu. Oznacza to, że tylko ok. 2 proc. budynków tak mieszkalnych, jak użyteczności publicznej, uniknęło pocisku wystrzelonego z jednego z okalających miasto wzgórz.
Wojna kosztowała życie 11 tys. 541 mieszkańców stolicy Bośni. Rannych zostało około 50 tys. W tych liczbach zawiera się śmierć 1 tys. 601 dzieci, ran odniesionych przez kolejne 15 tys. oraz dziesiątek tysięcy sierot, które po wojnie w wielu przypadkach przez lata żyły w domach dziecka lub zostały oddane do rodzin w wielu krajach Europy, USA czy Kanadzie.
Zachód widziany z Bośni
Mieszkańcy Sarajewa o wojnie starają się jednak od lat przede wszystkim zapominać, a nie ją rozliczać. Mimo to naturalne jest, że co pewien czas pojawiają się komentarze i próby odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego w obliczu tragedii tego miasta i wszystkich żyjących w nim narodów, wystarczająca odpowiedź Zachodu w postaci interwencji militarnej NATO przyszła dopiero po latach walk na Bałkanach?
Jednym z symboli miasta jest wioska olimpijska stworzona z okazji igrzysk w 1984 roku. To na jej terenie wiosną 1992 roku pojawiły się jedne z pierwszych nagrobków ofiar oblężenia Sarajewa.
"Wszystko to wyglądało na symbol przedrzeźniający zachodni świat, który 8 lat wcześniej tu świętował, a teraz zostawił to miejsce, by się wykrwawiło - w imię jedność swoich organizacji, NATO i ONZ" - napisał po latach jeden z fotoreporterów, którzy byli w Sarajewie w czasie wojny, Amerykanin Roger M. Richards.
Adam Sobolewski//gak
Źródło: tvn24.pl