Było oblegane dłużej niż Berlin, Leningrad i każde inne miasto w nowożytnej historii Europy. W ciągu prawie czterech lat zbrojnej blokady nałożonej przez Serbów, na jego ulicach zginęło ponad 11 tys. mieszkańców, a 50 tys. zostało rannych. W czwartek mija 20 lat od czasu rozpoczęcie oblężenia Sarajewa - miasta-symbolu upadku wielonarodowej Jugosławii. Dziś tamta historia kojarzy się światu przede wszystkim z cieszącą się najgorszą sławą "aleją snajperów". To z nimi mieszkańcy miasta toczyli przez lata rodzaj gry, w której przegrany mógł nawet zginąć. "Run or R.I.P.", "Pazi, snajper!" - ostrzegali siebie mieszkańcy Sarajewa napisami na murach lub tabliczkach między blokami, po czym biegli przez skrzyżowania, wstrzymując oddech.
Wiosną 1991 roku rozpad Jugosławii był już dawno przesądzony. Na przestrzeni tygodnia oderwanie od federacji ogłosiły Słowenia i Chorwacja, a w marcu 1992 r. w ich ślady poszła wielonarodowa Bośnia i Hercegowina. Jej mieszkańcy w referendum zdecydowali, że chcą utworzyć niezależne państwo. Jednak parlament w Belgradzie będącym stolicą rozpadającej się federacji, stwierdził, że oderwana zostanie w ten sposób część terytorium Serbii i nie może się na to zgodzić. To oznaczało wojnę.
Wzgórza wokół miasta
Decyzją prezydenta Serbii Slobodana Milosevicia, z końcem marca 1992 r. w okolice Sarajewa - stolicy nowoproklamowanego państwa - został wysłany korpus zbrojny Romanija składający się z żołnierzy Serbskiej Armii Bośni i Hercegowiny. Tą kierował w tamtym czasie Radovan Karadżić.
Na wzgórzach okalających miasto osadzono około 300 czołgów, 100 miotaczy min i kilkaset moździerzy. Prawie 13 tysięcy żołnierzy zostało podzielonych na osiem dywizji i przez cztery lata oblężenia miasta ich struktura i dowództwo zostawały właściwie te same. Wobec 40-70 tysięcy żołnierzy wchodzących często w skład oddziałów paramilitarnych broniących miasto - była to grupa stosunkowo niewielka. Serbowie mieli jednak ogromną przewagę w uzbrojeniu i zajęli strategiczne pozycje nad Sarajewem, mając je "otwarte" dla ognia dzień i noc.
Tysiące ludzi krzyczały: 'Opuśćcie broń, opuśćcie broń!' Wtedy jeden z serbskich żołnierzy posłał w powietrze serię ostrzegawczą z karabinu, żeby powstrzymać tłum przed wejściem na most oddzielający ich od serbskiego oddziału...Sarajewo - 5.04.1992 Reuters
5 kwietnia 1992
W wydanym w 1996 r. raporcie ONZ nt. wojny w b. Jugosławii, który opisuje działania wojskowe dzień po dniu, pod datą 5 kwietnia 1992 roku znajduje się depesza reportera agencji Reuters, który przebywał wtedy w Sarajewie i był świadkiem pierwszych strzałów i wybuchów w mieście.
"Tysiące mieszkańców miasta wyszło na ulice w pokojowej, antywojennej demonstracji w przeddzień spotkania ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej, którzy mieli zdecydować o uznaniu Bośni i Hercegowiny za niepodległe państwo. Napięcie wzrosło tuż po godz. 2.00 po południu, kiedy minął ostateczny termin demobilizacji sił obrony terytorialnej republiki BiH składających się głównie z chorwackich i muzułmańskich oddziałów. Rozwiązania oddziałów domagali się Serbowie uznający decyzję prezydenta Bośnia, Aliji Izetbegovicia o mobilizacji jednostek, za akt agresji wobec rządu w Belgradzie" - donosiła agencja. Izetbegović tego dnia nie ugiął się jednak przed żądaniami Serbów i bośniacka telewizja odczytała jego apel o utrzymanie pokoju w republice.
W międzyczasie gęstniejący tłum sarajewian rozpoczął marsz w kierunku budynku ministerstwa obrony republiki oraz innych budynków zajętych w ostatnich dniach przez uzbrojone oddziały serbskie, które napływały do miasta. "Tysiące ludzi krzyczało: +Opuśćcie broń, opuśćcie broń!+ Wtedy jeden z serbskich żołnierzy posłał w powietrze serię ostrzegawczą z karabinu, żeby powstrzymać tłum przed wejściem na most oddzielający ich od serbskiego oddziału."
Protestujący się nie zatrzymali i padły strzały. Kilka osób osunęło się na ziemię, inne wpadły do rzeki. Równocześnie w wielu punktach miasta otwarto ogień, a w budynki uderzyły pierwsze pociski nadlatujące ze wzgórz. O 23.00 trwała już prawdziwa walka, a na ulicach pojawiły się wojskowe pojazdy i patrole muzułmańskie oraz chorwackie starające się zorganizować obronę.
Sarajewskie róże
Tak rozpoczęło się oblężenie miasta, trwające łącznie 1425 dni. Bardzo szybko stało się bowiem jasne, że Serbowie zrezygnowali z prób zdobywania miasta i urządzają sobie w nim coś w rodzaju "igrzysk". W kolejnych miesiącach światem wstrząsały nie tylko nagrania i zdjęcia z ulic Sarajewa, na których ginęli ludzie, ale też na przykład zdjęcia patriarchy Serbii Pawła, który odwiedzał żołnierzy, błogosławił ich sprzęt i obserwował ze wzgórz ostrzał miasta.
W nim panami życia i śmierci byli jednak snajperzy. Setki z nich przesiadywały całymi dniami na dachach budynków i bardzo systematycznie, bez pośpiechu "eliminowały" kolejnych mieszkańców miasta. Najczęściej byli to starcy albo dzieci nie potrafiące dostatecznie szybko przebiec przez otwartą przestrzeń między jednym a drugim blokiem lub z dzielnicy do dzielnicy.
Z czasem Sarajewo zmieniło się dla samych jego mieszkańców nie do poznania, a nowymi znakami orientacyjnymi w jego mozaice stały się miejsca masakr i posterunki snajperów. Do dziś najlepiej kojarzonymi z miastem symbolami z czasu wojny są tzw. sarajewskie róże oraz "aleja snajperów" (ulica Zmaja od Bosne, czyli Bośniackiego Smoka) odtworzona m.in. w hollywoodzkim filmie z 1997 r.
Róże w stolicy Bośni w czasie oblężenia stały się symbolem śmierci. Mieszkańcy zauważyli bowiem, że granaty spadające na ulice i chodniki tworzą w nich bruzdy przypominające płatki kwiatów. Już po wojnie wiele z nich zostało zalanych czerwoną i różową farbą, by upamiętniać miejsca masakr, w których ginęło niekiedy nawet po kilkanaście osób.
"Uważaj, snajper!"
Mieszkańcy miasta, odcięci od pomocy humanitarnej, która z czasem zaczęła do nich docierać w postaci zrzutów z samolotów, codziennie starali się o zdobycie pożywienia - a w zimie, dodatkowo - drewna na opał. Tym sposobem Sarajewo straciło wszystkie swoje parki, równocześnie zamieniane w cmentarze, dla których w półmilionowym mieście też nie było już miejsca.
Jednocześnie tworzyły się nowe wzory komunikacji między mieszkańcami. Obecność snajperów z czasem zaczęła przypominać rodzaj toczącej się na ulicach gry. Obok znaków informujących na tablicach o zakazie wyprzedzania lub ograniczeniu prędkości pojawiały się te, skierowane do przechodniów. "Uważaj, snajper!" (Pazi, snajper) czy "Biegnij lub spoczywaj w pokoju" (Run or R.I.P.).
Jeden z miejscowych pisarzy, Antonije Żalica, który większość wojny spędził w Sarajewie, nazwał tę codzienną walkę o przetrwanie "rytmem Romea". Trudno mu było sobie bowiem wyobrazić kogoś innego, kto - jak bohater Szekspira - w ciągu zaledwie kilku dni przeżył tyle, co mieszkańcy jego miasta.
"Słuchajcie, co wydarzyło się temu chłopcu. Istny dom wariatów. Zakochał się, zaręczył, ożenił, zabił człowieka, potem konspiracja, noc poślubna w domu wroga, wygnanie, śmierć żony, powrót z wygnania, jeszcze raz zabija i w końcu sam umiera" - pisał w książce "Ślad smoczej łapy". Rzeczywiście, prawie nikt w Sarajewie nie przeżył wojny z dala od tragedii, która stała się jego osobistym udziałem.
Zabici i ranni
W ciągu czterech lat na Sarajewo spadło 470 tys. pocisków i granatów, a więc ok. 330 dziennie. Władze Bośni i Hercegowiny 2 lata po wojnie w końcu doliczyły się wszystkich strat spowodowanych przez bombardowania. Co czwarty budynek w mieście został poważnie zniszczony, kolejne 64 proc. jego zabudowy częściowo, a 10 proc. w małym stopniu. Oznacza to, że tylko ok. 2 proc. budynków tak mieszkalnych, jak użyteczności publicznej, uniknęło pocisku wystrzelonego z jednego z okalających miasto wzgórz.
Wojna kosztowała życie 11 tys. 541 mieszkańców stolicy Bośni. Rannych zostało około 50 tys. W tych liczbach zawiera się śmierć 1 tys. 601 dzieci, ran odniesionych przez kolejne 15 tys. oraz dziesiątek tysięcy sierot, które po wojnie w wielu przypadkach przez lata żyły w domach dziecka lub zostały oddane do rodzin w wielu krajach Europy, USA czy Kanadzie.
Zachód widziany z Bośni
Mieszkańcy Sarajewa o wojnie starają się jednak od lat przede wszystkim zapominać, a nie ją rozliczać. Mimo to naturalne jest, że co pewien czas pojawiają się komentarze i próby odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego w obliczu tragedii tego miasta i wszystkich żyjących w nim narodów, wystarczająca odpowiedź Zachodu w postaci interwencji militarnej NATO przyszła dopiero po latach walk na Bałkanach?
Jednym z symboli miasta jest wioska olimpijska stworzona z okazji igrzysk w 1984 roku. To na jej terenie wiosną 1992 roku pojawiły się jedne z pierwszych nagrobków ofiar oblężenia Sarajewa.
"Wszystko to wyglądało na symbol przedrzeźniający zachodni świat, który 8 lat wcześniej tu świętował, a teraz zostawił to miejsce, by się wykrwawiło - w imię jedność swoich organizacji, NATO i ONZ" - napisał po latach jeden z fotoreporterów, którzy byli w Sarajewie w czasie wojny, Amerykanin Roger M. Richards.
Adam Sobolewski//gak
Źródło: tvn24.pl