Na Białorusi pozostało zaledwie kilkudziesięciu najemników grupy Wagnera, którzy po buncie i śmierci Jewgienija Prigożyna, masowo przenieśli się do tego kraju - podała rosyjska niezależna telewizja Nastojaszczeje Wriemia. Dlaczego?
Po nieudanym buncie Jewgienija Prigożyna w obwodzie rostowskim w czerwcu 2023 roku na Białoruś trafiło kilka tysięcy najemników grupy Wagnera. Co tam robili i gdzie są teraz? Pod koniec czerwca ubiegłego roku we wsi Cel w obwodzie mohylewskim w ekspresowym tempie powstał obóz polowy dla wagnerowców. Obecnie nie ma tam ani obozu, ani najemników - informuje w sobotnim materiale stacja.
Według szacunków białoruskiej opozycji w obozie polowym w wiosce Cel (w pobliżu tego miejsca znajduje się jednostka wojskowa - red.) mogło przebywać około ośmiu tysięcy wagnerowców. Mieli głównie szkolić białoruskich żołnierzy i funkcjonariuszy struktur siłowych, przekazując im "doświadczenie bojowe", zdobyte m.in. na wojnie w sąsiedniej Ukrainie.
Po śmierci Prigożyna
Liczba najemników na terenie Białorusi znacznie spadła po nagłej śmierci szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna, który - w niejasnych okolicznościach - zginął w katastrofie lotniczej. Dokładnie dwa miesiące po buncie, lecący z Moskwy do Petersburga Embraer z Prigożynem na pokładzie, spadł w obwodzie twerskim. Na pokładzie prywatnego odrzutowca znajdował się także Dmitrij Utkin, dowódca formacji, posługujący się pseudonim "Wagner" (stąd nazwa Grupa Wagnera).
Uładzimir Żyhar z białoruskiej organizacji BELPOL, zrzeszającej byłych funkcjonariuszy milicji, powiedział telewizji Nastojaszczeje Wriemia, że w kraju pozostało "nie więcej niż 20 (wagnerowców)" i że zajmują się głównie szkoleniem milicjantów.
- Prowadzą jakieś ćwiczenia i szkolenia, ale ich liczba stale maleje. Z tego, co wiemy, są wywożeni lub sami wyjeżdżają do Afryki - dodał Żyhar.
Wagnerowcy wyjeżdżają z Białorusi
Zdaniem komentatora Radia Swoboda i znanego politologa Walera Karbalewicza, rozmieszczenie najemników na Białorusi było tymczasowym rozwiązaniem konfliktu między prezydentem Władimirem Putinem a Jewgienijem Prigożynem, zaś Alaksandr Łukaszenka wykorzystał to do własnych celów.
- Łukaszenka wymyślił wersję, że wagnerowcy chcą "wybrać się na wycieczkę" do Polski, ale on ich "nie wypuści". To był mechanizm nacisku, szantażu na sąsiadów: Litwinów i Polaków - dodał Karbalewicz.
- Wagnerowcy nie mają na Białorusi czego szukać. Nikt nie zamierzał im płacić takich pieniędzy, jakie otrzymywali w Rosji. Zostało ich zupełnie niewielu, kilkadziesiąt osób, które zapewne nie mają dokąd pojechać - ocenił politolog.
Koniec historii
Historia najemników Grupy Wagnera na Białorusi - zdaniem rozmówców telewizji Nastojaszczeje Wriemia - dobiegła końca i nie odegrali oni w tym kraju żadnego szczególnego wpływu.
- Nie było większego kontaktu między tak zwanymi białoruskimi strukturami siłowymi a wagnerowcami, ponieważ to ludzie o zupełnie innym charakterze - powiedział Żyhar, zauważając, że wagnerowcy byli zainteresowani przede wszystkim zarabianiem pieniędzy, a nie tym, co interesowało Łukaszenkę.
Najemnicy, którzy pozostali na Białorusi, wchodzą do pododdziałów tamtejszego MSW, a nie resortu obrony, a głównym zadaniem białoruskiej milicji jest obecnie walka z opozycją i sprzeciwem - komentuje telewizja Nastojaszczeje Wriemia.
Kanał Biełaruski Hajun napisał w sobotę, że najemnicy Grupy Wagnera w dalszym ciągu pracują z żołnierzami białoruskich wojsk wewnętrznych (MSW) i armii, choć "nie jest to potwierdzane oficjalnie". Podał również przykłady zajęć prowadzonych przez najemników w kwietniu na poligonach Obóz-Lesnowski i Osipowicze.
Źródło: Nastojaszczeje Wriemia, PAP
Źródło zdjęcia głównego: twitter.com/MOD_BY