Pisała o śmierci Bandarenki, od 50 dni przebywa w areszcie. Do dziś nie wszczęto dochodzenia

Źródło:
PAP
Tłumy w miejscu, gdzie został śmiertelnie pobity Raman Bandarenka
Tłumy w miejscu, gdzie został śmiertelnie pobity Raman Bandarenka TUT.BY
wideo 2/20
Tłumy w miejscu, gdzie został śmiertelnie pobity Raman Bandarenka TUT.BY

Dziennikarka niezależnego portalu TUT.by Kaciaryna Barysewicz, która pisała o śmierci Ramana Bandarenki, jest w areszcie już 50 dni. W areszcie przebywa też lekarz, który badał mężczyznę, dotkliwie pobitego przez nieznanych sprawców. Według oficjalnych informacji, Bandarenka zmarł z powodu obrażeń odniesionych w "sąsiedzkiej kłótni", niezależne media obwiniają funkcjonariuszy białoruskich sił porządkowych.

31-letni Raman Bandarenka 11 listopada zeszłego roku wyszedł na podwórko przed swoim domem – nazywane Placem Przemian. Nieznajomi mężczyźni, prawdopodobnie funkcjonariusze w cywilu, zdejmowali wówczas biało-czerwono-białe wstążki - symbole opozycyjnych protestów - którymi było ozdobione. Doszło do wymiany zdań, potem do przepychanki, w trakcie której Bandarenka miał upaść i uderzyć się w głowę. Następnie został zaniesiony przez mężczyzn do nieoznakowanego mikrobusa. Przebieg zdarzeń odtworzono na podstawie relacji świadków i nagrań wideo.

Kilka godzin później Bandarenka trafił do mińskiego szpitala z ciężkimi obrażeniami, w tym ranami głowy. Niedługo potem zmarł.

Oglądaj TVN24 w internecie>>>

Obalona wersja władz

Oficjalnie władze przekonywały, że doszło do "sąsiedzkiej kłótni" i stwierdziły, że milicja znalazła nieprzytomnego Bandarenkę na ulicy. Później Komitet Śledczy podał, że Bandarenka był pijany, co powtórzył prezydent Alaksandr Łukaszenka.

Zaprzeczył wersji władz, trafił do aresztu. Apel o uwolnienie anestezjologa

Wersję tę podważyła w swojej publikacji 13 listopada Kaciaryna Barysewicz na łamach portalu TUT.by. Informację o tym, że w krwi mężczyzny nie było alkoholu oraz potwierdzające to dokumenty przekazał jej lekarz pogotowia ratunkowego Arciom Sarokin. Oboje przebywają w areszcie z zarzutem "ujawnienia tajemnicy lekarskiej, pociągającego za sobą poważne konsekwencje".

Od kilkudziesięciu dni za kratkami przebywają także dwie dziennikarki Biełsatu – Kaciaryna Andrejewa i Dasza Czulcowa. Prowadziły one relację z Placu Przemian, na którym gromadzili się ludzie, by upamiętnić śmierć Bandarenki. Również mają zarzuty karne – za organizację i przygotowanie działań poważnie naruszających porządek publiczny.

Agnieszka Romaszewska-Guzy o okolicznościach śmiertelnego pobicia Ramana Bandarenki w Mińsku
Agnieszka Romaszewska-Guzy o okolicznościach śmiertelnego pobicia Ramana Bandarenki w MińskuTVN24

Według niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy obecnie zarzuty karne za pracę podczas protestów ma 15 osób, dziewięć z nich jest w aresztach.

Sprawa śmierci mężczyzny z Placu Przemian dotychczas nie tylko nie została wyjaśniona, ale nie rozpoczęto nawet dochodzenia, chociaż Alaksandr Łukaszenka zapewniał, że okoliczności będą zbadane.

Rozmowy o wydarzeniach z Placu Przemian

W internecie pojawiły się nagrania dźwiękowe, na których ludzie, zidentyfikowani przez media jako kickbokser i mistrz świata w muay thai Dzmitryj Szakuta (miał między innymi szkolić siły specjalne milicji) i Dzmitryj Baskau (szef białoruskiej federacji hokeja) rozmawiali o wydarzeniach z Placu Przemian. Omawiali miedzy innymi szczegóły przepychanki i zatrzymań, których mieli być uczestnikami.

Telewizja Biełsat określiła ich jako ludzi "powiązanych z otoczeniem Łukaszenki", a to, że rozmawiają właśnie oni, potwierdziła ekspertyza fonoskopijna nagrania zlecona przez TUT.by.

Akcja protestacyjna na Placu Przemian, gdzie został pobity Bandarenka TUT.by

Autorka/Autor:tas//rzw

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: TUT.by

Tagi:
Raporty: