1 października 1999 roku 4-letnia Julia Moisiejenko z Białorusi wsiadła z ojcem do podmiejskiego pociągu. Mężczyzna zasnął, a kiedy się obudził, córki nie było w pobliżu. Rodzice szukali jej na dworcach kolejowych przez kilka dni, później zawiadomili milicję. Po 20 latach dziewczyna odnalazła bliskich. "Cuda się zdarzają" - podało w komunikacie białoruskie MSW informujące o tym zdarzeniu.
1 października 1999 roku 4-letnia Julia, pochodząca z obwodu mińskiego, wsiadła z ojcem do podmiejskiego pociągu relacji Mińsk-Osipowicze. Mężczyzna jechał na targ do pobliskiego miasteczka Puchowicze. W pewnym momencie zasnął. Kiedy się obudził, córki nie było.
Rodzice szukali dziecka na stacjach kolejowych, rozmawiali z pasażerami pociągów, pytali o nią sprzedawców ulicznych, rozklejali jej zdjęcia, rozmawiali z pasażerami w pociągach, sprawdzili wszystkie studnie w okolicy. Kiedy ich poszukiwania nie przyniosły efektów, zawiadomili milicję.
Funkcjonariusze przeszukali pociągi, dworce i stacje kolejowe. Zdjęcia Julii przesłano do wszystkich komisariatów milicji w Mińsku. O zaginięciu dziecka pisały gazety. Żadnego śladu jednak nie było.
Telefon z Rosji
"W gorący sierpniowy poranek (tego roku - red.) dzwonek telefonu zmienił losy bohaterów tej historii. Do oficera dyżurnego milicji w Puchowiczach zadzwonił mężczyzna z Rosji. Opowiedział o swojej 24-letniej znajomej: sierocie, która dzieciństwo spędziła w szkole z internatem, a później trafiła do rodziny zastępczej. Pamięta, jak zagubiła się w pociągu podmiejskim" - podało w poniedziałkowym komunikacie białoruskie MSW.
Mężczyzna, który zadzwonił, jest rosyjskim działaczem społecznym. Mówił białoruskim funkcjonariuszom, że próbował znaleźć o swojej znajomej jakąkolwiek informację. Wpisywał do internetu słowa kluczowe: dziewczynka Julia, 4 lata, dziecko zaginęło. W ten sposób natrafił na artykuł w gazecie, która pisała o tym dwadzieścia lat temu. "Jego wątpliwości zniknęły: wszystko się zgadzało, nawet blizna na jej czole" - przekazało białoruskie MSW.
"Myślałam, że rodzice mnie zostawili"
Co się wydarzyło w październiku 1999 roku? 24-letnia dziś Julia nie pamięta dobrze wszystkiego, dlatego nie wiadomo, co stało się w pociągu. W rozmowie z białoruską sekcją Radia Swoboda wspominała, że przez jakiś czas jeździła pociągami z nieznajomym mężczyzną i kobietą. Tajemnicza para ukrywała się przed milicją, ale najwyraźniej nie miała pomysłu, co zrobić z dzieckiem. Później - według relacji Julii - mężczyzna wysadził ją z pociągu i zostawił ją na peronie w rosyjskim Riazaniu, setki kilometrów od domu.
4-letnia wtedy dziewczynka pamiętała imiona swoich rodziców oraz fakt, że ma brata i siostrę, ale nie potrafiła powiedzieć rosyjskiemu milicjantowi, który odnalazł ją na peronie, skąd pochodzi. Funkcjonariusz odwiózł ją na komisariat. Julia trafiła do domu dziecka. Kilka miesięcy później - do rodziny zastępczej.
- Moi przybrani rodzice wychowywali mnie jak własną córkę. Mają jeszcze dwóch własnych synów. Rodzina zastępcza dała mi wykształcenie, nie krzywdziła mnie i zawsze mnie wspierała - mówiła Radiu Swoboda. Jednocześnie podkreślała, że przez całe życie chciała dowiedzieć się czegoś o swoich biologicznych rodzicach. - Myślałam, że mnie zostawili. Teraz mam dwie matki i dwóch ojców.
Julia kilkakrotnie próbowała szukać biologicznych rodziców. Szukała jednak w Rosji, nie na Białorusi. Podobnie postępowały służby w Rosji, które skupiły się na poszukiwaniach w obwodzie riazańskim.
Spotkanie
Pierwsze spotkanie zaginionej córki z rodzicami i siostrą było bardzo emocjonalne. - Wszyscy byliśmy podekscytowani, wszyscy byliśmy w szoku. Moi rodzice przyjechali do komisariatu milicji (w Mińsku - red.) i od razu mnie rozpoznali - wspominała dziewczyna w rozmowie z Radiem Swoboda.
Na komisariacie specjaliści z białoruskiego Państwowego Komitetu Ekspertyz Sądowych pobrali próbki do badań DNA dziewczyny i jej matki. "Badanie potwierdziło pokrewieństwo w 99,999 procent" - podało MSW w Mińsku.
Biologiczni rodzice proszą, żeby córka do nich wróciła, ale ona raczej zamierza pozostać w Riazaniu. Tam urodziła się jej pięcioletnia obecnie córka, tam Julia ma pracę. Tam też, po rozwodzie z mężem, poznała przyjaciela, Ilję. To on w "gorący sierpniowy poranek" zadzwonił do oficera dyżurnego milicji w Puchowiczach.
Autor: tas//kg / Źródło: mvd.gov.by, Radio Swoboda
Źródło zdjęcia głównego: MSW Białorusi