Dużo osób, które sprawdzały protokoły wyborcze, wskazuje, że najprawdopodobniej Łukaszenka realnie przegrał te wybory i co ważne, przegrał je z kobietą, osobą, która nie jest zawodowym politykiem - zauważył w TVN24 białorutenista, dr Mirosław Jankowiak. Przyznał, że zajmuje się Białorusią ponad 20 lat i "pierwszy raz jest świadkiem takiego niesamowitego ruchu" obywateli.
Na Placu Niepodległości w centrum Mińska trwa wielotysięczny wiec zwolenników przemian na Białorusi. Jego uczestnicy domagają się wolnych wyborów i dymisji prezydenta Alaksandra Łukaszenki, a także uwolnienia ludzi zatrzymanych w czasie kampanii i protestów powyborczych.
- Jesteśmy świadkami niesamowitych wydarzeń na Białorusi, wręcz przełomowych. Zajmuję się Białorusią ponad 20 lat i pierwszy raz jestem świadkiem takiego niesamowitego ruchu Białorusinów - skomentował bieżące wydarzenia w tym kraju dr Mirosław Jankowiak z Instytutu Słowiańskiego Czeskiej Akademii Nauk.
Zwrócił uwagę, że demonstrujący "wierzą w to, że to może być po 26 latach koniec Łukaszenki". - Tutaj potrzebujemy jeszcze troszeczkę czasu, zobaczymy, co przyniosą nam dzisiejsze momenty - powiedział, przypominając, że w niedzielę oprócz demonstracji, które trwają już tydzień, odbył się wiec poparcia dla prezydenta. Dodał, że były tam obecne osoby "przymuszone pod presją zwolnienia z pracy". - To był wymuszony wiec - dodał.
- Z drugiej strony mamy dziesiątki tysięcy osób protestujących za demokracją, niepodległością i uwolnieniem się od ostatniego sowieckiego przywódcy na obszarze europejskiej części Związku Radzieckiego - mówił.
"Jest duże zdziwienie Łukaszenki i jego aparatu władzy"
Dr Jankowiak powiedział w TVN24, że w przypadku aktualnych protestów "jest duże zdziwienie Łukaszenki i jego aparatu władzy". - W poprzednich latach, kiedy były wybory prezydenckie, właściwie te protesty ograniczały się do opozycji, osób prozachodnich, które walczyły też o język czy kulturę białoruską. To też jest jeden z ważniejszych aspektów osób dążących do demokracji - tłumaczył. Zaznaczył, że wtedy protesty odbywały się przede wszystkim w Mińsku, z udziałem konkretnego lidera.
- W tym momencie mamy inną sytuację. Łukaszenka po raz pierwszy zauważył, że to nie tylko opozycjoniści, których można było zaszufladkować do magicznego pudełka: "osoby finansowane przez Europę Zachodnią", "opozycja walcząca o język białoruski".
Łukaszenka to "nie jest człowiek, który oddaje pole"
Gość TVN24 zaznaczył, że to, co się dzieje teraz na Białorusi, "zbierało się przez szereg lat". Zwrócił uwagę, że protestować zaczęła także i "ludność, która wcześniej była obojętna wobec rządów Łukaszenki". Dodał, że Białorusini to spokojny naród. - Są wyciszeni, spokojni i to było widać w poprzednich latach - tłumaczył. Wyjaśnił, że sytuację zaognić mogła trudna "sytuacja gospodarcza" oraz "potworne fałszerstwa, które widzimy na własne oczy".
Jak dodał, administracja Łukaszenki pokazała, że nawet nie potrafiła w miarę sensownie tych wyborów sfałszować, bo dużo osób, które obserwowały, sprawdzały protokoły wyborcze, "rzeczywiście wskazuje, że najprawdopodobniej Łukaszenka realnie przegrał te wybory i co ważne, przegrał je z kobietą, osobą, która nie jest zawodowym politykiem". - Teraz Łukaszenka ma przeciwko sobie nie tylko tę prozachodnią opozycję, ale także i pielęgniarki, zwykłych ludzi, osoby pracujące w zwykłych zakładach przemysłowych. To są lekarze, naukowcy, dyplomaci, dziennikarze - wymieniał.
- To sytuacja podbramkowa - podsumował. Zaznaczył przy tym, że "Łukaszenka nigdy wcześniej się nie cofał". - To nie jest człowiek, który oddaje pole. On czasem oddawał pole Putinowi i Moskwie, ale wtedy, gdy musiał i miał z tego konkretne, wymierne korzyści polityczne, zazwyczaj wewnętrzne - mówił.
W wyborach prezydenckich na Białorusi ubiegający się o piątą reelekcję prezydent Łukaszenka, według wstępnych oficjalnych wyników, otrzymał ponad 80 procent głosów. Jego rywalka, kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska, uzyskała 10 procent poparcia. Według opozycji wyniki sfałszowano. Po ogłoszeniu niedzielnych sondaży na ulice wielu białoruskich miast wyszły tysiące osób, przeciwnych dalszym rządom Łukaszenki. W czasie protestów, które nieprzerwanie trwają, dochodziło do starć manifestujących z milicją. Tysiące osób zostało zatrzymanych.
Źródło: TVN24