Nowy okręt podwodny rosyjskiej floty, Rostów nad Donem, doznał niesprecyzowanych "problemów technicznych” w drodze do bazy na Morzu Czarnym. Jak podają rosyjskie media, jednostka wraca do Sankt Petersburga, gdzie została zbudowana. Okręt od wielu miesięcy przechodził próby na Morzu Beringa.
Nie są znane szczegóły problemów Rostowa nad Donem. Rosyjskie media i blogerzy piszą jedynie, że ich natura jest "techniczna”. Najpewniej doszło do jakiejś awarii układu napędowego, bo okręt ma wracać do Sankt Petersburga na holu. Według niektórych doniesień Rostów nad Donem dotarł tam już w czwartek rano, pod osłoną ciemności. Problemy prawdopodobnie pojawiły się gdzieś na Atlantyku, bo okręt płynął z baz Floty Północnej na Półwyspie Kola do czarnomorskiego portu Noworosyjsk. Skala uszkodzeń nie jest znana. Ponieważ okręt został odholowany do Kronsztadu (baza floty obok Sankt Petersburga), problemy z napędem muszą być poważne. Gdyby nie były, łatwiej byłoby mu zawinąć do bazy w Bałtyjsku i tam szybko usunąć usterki. W Sankt Petersburgu jest natomiast znacznie lepiej rozbudowane zaplecze remontowe, w tym Stocznia Admiralicji, która zbudowała okręt.
Skryty powrót do miejsca powstania
Nie wiadomo, ile czasu Rostów nad Donem spędzi na przymusowym postoju. Mogą to być tygodnie, a nawet dłużej. Tymczasem Rostów nad Donem miał do końca roku trafić w skład Floty Czarnomorskiej. Wzmocnienie jej sił podwodnych ma duże znaczenie dla Rosjan, obecnie bowiem praktycznie one nie istnieją. Sytuacji tej ma zaradzić seria sześciu okrętów projektu 636, nazywanych też Warszawianka. Ich budowa, jak na warunki rosyjskie, idzie dość sprawnie, ale i tak opóźnienia są nagminne. Pierwotnie zapowiadano, że dwa pierwsze okręty serii, Noworosyjsk i właśnie Rostów nad Donem, trafią na Morze Czarne jeszcze w 2014 roku. Okazało się to jednak niewykonalne. Ten pierwszy dotarł do bazy w Noworosyjsku w ostatnich dniach września. Rostów nad Donem miał do niego niedługo dołączyć, ale wszystko wskazuje na to, że jeszcze przez jakiś czas to się nie stanie. Sytuację nowych Warszawianek utrudnia to, że baza w Noworosyjsku ciągle jest w budowie i ze względu na liczne opóźnienia będzie gotowa prawdopodobnie dopiero pod koniec przyszłego roku. Na razie można z niej korzystać prowizorycznie, co zapewne odbije się na sprawności załóg i okrętów.
Opóźnienie cennego wzmocnienia
Niezależnie od opóźnień i problemów prawdą jest, że po dwóch dekadach kompletnej posuchy i nieotrzymywania żadnych nowych okrętów, Flota Czarnomorska zaczyna być wzmacniana. Nawet samotny Noworosyjsk jest znaczącym dodatkiem do jej siły. Choć jego pierwotną odmianę zaprojektowano na przełomie lat 70. i 80. w ZSRR jako projekt 877 Halibut, to została ona później poważnie zmodernizowana do wersji określanej projekt 636 Warszawianka. Okręty w tej wersji stały się przebojem eksportowym i na całym świecie sprzedano ich niemal 30. Dopiero teraz budują je też dla siebie. Okręty projektów 877 i 636, zbiorczo określane przez NATO jako Kilo, są uznawane za bardzo udane w swojej klasie. Dobrze sprawdzają się w działaniach na relatywnie płytkich wodach przybrzeżnych. Są ciche i trudne do namierzenia. Rosyjskie media lubią je określać "czarnymi dziurami w oceanach", powołując się na opinię anonimowego oficera US Navy.
Dodatkowo są uzbrojone między innymi w rakiety dalekiego zasięgu Kalibr, które niedawno przeszły spektakularny chrzest bojowy w Syrii. To pierwsze rosyjskie okręty podwodne z takim sprzętem na pokładzie.
Autor: mk//rzw / Źródło: flotprom.ru, tvn4.pl
Źródło zdjęcia głównego: admship.ru