Relacja Wojciecha Bojanowskiego z Żytomierza, w którym doszło do ataku rakietowego (relacja z 7.03.2022)TVN24
Reporter TVN24 Wojciech Bojanowski po ewakuacji z Kijowa musiał wyjechać z bombardowanej Białej Cerkwi. Teraz jest w Żytomierzu, który również padł celem rosyjskiego ataku. Reporter rozmawiał na zgliszczach budynków z Leną i Saszą, którzy tam mieszkali. - Tu w Żytomierzu zostało zniszczonych kilkanaście domów, ludzie, którzy zostali bez niczego. Wielkie szczęście, że ci państwo przeżyli. To kiedyś był ich dom, a dziś nie zostało tu praktycznie nic - opisywał Bojanowski.
Żytomierz to miasto położone około 140 kilometrów na zachód od Kijowa. W niedzielę doszło tam do dwóch ataków rakietowych, w których zginęli cywile. Zburzona została między innymi szkoła. Zginęły cztery osoby.
W mieście razem ze swoją ekipą jest reporter TVN24 Wojciech Bojanowski. Rozmawiał na zgliszczach budynków z Leną i Saszą, którzy tam mieszkali.
- Tu była kuchnia, tu był garaż - mówili, wskazując konkretne miejsca. Relacjonowali, że eksplozja była tak silna, że wywracała samochody do góry nogami.
Lena tłumaczyła, że tymczasowo skorzystają z pomocy ich kolegi, który udostępni im swoje mieszkanie we Francji.
- Tu w Żytomierzu zostało zniszczonych kilkanaście domów, ludzie, którzy zostali bez niczego. Wielkie szczęście, że ci państwo przeżyli, (...). To kiedyś był ich dom, a dziś nie zostało tu praktycznie nic- opisywał Bojanowski, pokazując zniszczenia.
Żytomierz "jednym z kluczowych miast", przez które prowadzi droga ewakuacji rannych
W swojej wcześniejszej relacji Bojanowski mówił, że z tych wszystkich miejsc, które do tej pory odwiedził, "to jest miasto najmocniej, najbardziej ufortyfikowane". - Na ulicach widać zapory przeciwczołgowe, a większość budynków miejskich, kluczowej infrastruktury, jest obłożona workami z piaskiem - opisał.
Wspomniał przy tym, że Żytomierz to "jedno z kluczowych miast, przez które teraz prowadzi droga ewakuacji rannych". - Wczoraj wieczorem dotarliśmy do szpitala, gdzie przewożeni są ranni, między innymi z Irpienia, z okolic Kijowa - wspomniał. Reporter ocenił, że sytuacja jest "napięta".
- Wszystkie nasze torby zostały przeszukane, żołnierze prosili, żeby pokazać, jakie mamy nagrania i zdjęcia w swoich telefonach. Poziom napięcia jest bardzo mocno wyczuwalny, nie tylko ze względu na ataki rakietowe, ale również na to, jak front się posuwa - mówił.
Bojanowski był w miejskim szpitalu, na oddziale intensywnej terapii. - Tu na wielu oddziałach jest kilkadziesiąt osób. Historie, które opowiadają, są przerażające - relacjonował.
- To nie jest wojna. Wojna jest, jak żołnierz strzela do żołnierza. Ale żołnierz do dziecka? Żołnierz do cywilów? Jestem żołnierzem. Zgadzam się, proszę bardzo, strzelajcie do mnie. Ale zostawcie cywilów, zostawcie dzieci, braci, siostry, matki, ojców, babcie, dziadków. Co oni do tego mają? Przecież nikomu nic nie zrobili - powiedział jeden z wojskowych, który trafił do szpitala.
Bojanowski podsumował, że "wojna z bliska" to "wiele łez i wiele tragicznych historii".
Poprzednie relacje Wojciecha Bojanowskiego z Ukrainy: