Co najmniej 24 osoby nie żyją, a kilkadziesiąt zostało rannych po tym, jak islamscy radykałowie zaatakowali somalijski parlament w Mogadiszu.
Miastem co chwilę wstrząsały silne eksplozje. W kierunku budynku parlamentu, w którym odbywały się pierwsze w tym roku obrady, poleciały pociski moździerzowe. Sama budowla nie została trafiona.
Na atak rebeliantów odpowiedziały siły pokojowe Unii Afrykańskiej. Wielu rannych to ofiary, które przypadkowo znalazły się na linii ognia.
Anarchia od lat
Islamscy radykałowie już od trzech lat prowadzą ofensywę przeciw przejściowym władzom kraju. Niedzielną ofensywę rozpoczęli z dzielnicy Bakara, gdzie mają swoją twierdzę.
Tuż przed wybuchem walk spiker parlamentu Szejk Aden Madobe zwrócił się do prezydenta Szejka Szarifa Szejka Ahmeda o powołanie nowego premiera. Parlamentarzyści zagłosowali jednak za odwołaniem spikera izby, a premier Omar Abdiraszid Ali Szarmake oskarżył go później o zdradę.
Somalia pozostaje w stanie anarchii od 1991 r., obecny rząd przejściowy kontroluje zaledwie skrawek państwa. Wielu somalijskich parlamentarzystów mieszka poza granicami kraju z obawy o własne bezpieczeństwo. Po raz ostatni parlament Somalii obradował w grudniu ub. roku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24