Andrzej Poczobut spędza kolejne święta w białoruskim więzieniu. Dziennikarz i aktywista Związku Polaków na Białorusi jest tam od ponad roku. Żyje w "celowo utworzonej przez władze blokadzie informacyjnej", nie ma kontaktu nawet z bliskimi. Nie uległ jednak naciskom władz reżimu, które "z pewnością naciskają, by przyznał się do winy, prosił o ułaskawienie" - powiedział Barys Harecki z niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, którego Poczobut jest członkiem.
- Andrzej Poczobut jest w więzieniu już od ponad roku. Przebywa w ciężkich warunkach fizycznych i psychicznych. Z naszych informacji wynika, że żyje w blokadzie informacyjnej, ograniczana jest nawet jego korespondencja - powiedział Polskiej Agencji Prasowej Barys Harecki ze zlikwidowanego przez władze niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
W sobotę Poczobut obchodził 49. urodziny. Ani z powodu świąt, ani urodzin czy z jakiejkolwiek innej ważnej okazji nie ma możliwości kontaktu z najbliższymi. Od chwili aresztowania w marcu 2021 roku nie rozmawiał z żoną nawet telefonicznie. Śledczy "nie widzą uzasadnienia" dla widzeń, o które wielokrotnie prosiła żona Oksana Poczobut. Posiadanie telefonu komórkowego jest zakazane, a rozmowy przez więzienny aparat stacjonarny przysługują więźniom na Białorusi dopiero po zapadnięciu wyroku.
Bliscy osadzonych mogą pisać listy, kartki i telegramy. Te jednak nie zawsze dochodzą, bo więzienni nadzorcy mogą blokować nawet ten rodzaj kontaktu pod dowolnym pretekstem.
"Blokada informacyjna", "korytarz śmierci"
O tym, co dzieje się za ścianami aresztu w Żodzinie, można dowiedzieć się tylko od adwokatów, którzy mówią bardzo niewiele i z listów, które oczywiście są cenzurowane. Lub na przykład od tych, którzy za kratami mieli kontakt z więźniem i już wyszli na wolność. Takie informacje od byłego aresztanta, który miał siedzieć w tej samej celi, co Poczobut, opublikowała niedawno "Rzeczpospolita".
Według gazety Poczobut był w ubiegłym roku przez pewien czas przetrzymywany w "korytarzu śmierci", w najmroczniejszej części mińskiego aresztu, gdzie osadzani są skazani na karę śmierci. To, jak oceniają osoby znające praktyki białoruskiego systemu, mogło służyć tylko jednemu - wywarciu presji psychicznej i zmuszeniu do zgodzenia się na warunki władz.
- Andrzej żyje w celowo utworzonej przez władze blokadzie informacyjnej. Prawdopodobnie - jak w przypadku trójki zwolnionych jeszcze w ubiegłym roku działaczek mniejszości polskiej - usłyszał warunek: zwolnienie za wyjazd z kraju. Z pewnością naciskano na niego, by przyznał się do winy, prosił o ułaskawienie. To w jego przypadku nie wchodzi w grę. On od początku dał jasno do zrozumienia, że nie wyjedzie z kraju na warunkach władz. I że będzie bronić swojej niewinności - mówił Harecki.
Sprawę aktywistów ZPB, która rozpoczęła się w marcu 2021 roku, Harecki postrzega jako "klasyczną, czystej wody sprawę polityczną". - To jest oczywiste - zaczęła się na fali zaostrzenia w relacjach z Polską i służy z jednej strony jako karta przetargowa, a z drugiej - jako narzędzie do zniszczenia i zdemoralizowania organizacji polskiej mniejszości, której władze nie mogły kontrolować - stwierdził.
- Myślę, że władza miała na celu zdemoralizowanie środowiska przez to, że jego liderzy przyznają się do winy, pokajają się, wyjadą. Pokazać słabość, wykorzystać to do uzasadnienia absurdalnych zarzutów, by tę organizację przedstawić w negatywnym świetle, skompromitować - dodał.
Aresztowani za rzekomą "rehabilitację nazizmu". W areszcie pozostał tylko Poczobut
23 marca 2021 roku w Grodnie została zatrzymana szefowa ZPB Andżelika Borys, najpierw za organizację imprezy kulturalnej, którą władze uznały za "nielegalną". Poczobut, działaczki Irena Biernacka i Maria Tiszkowska zostali zatrzymani dwa dni później. Nieco wcześniej w Brześciu do aresztu trafiła Anna Paniszewa, tamtejsza aktywistka mniejszości.
Wszczęto postępowanie karne, a aktywistów oskarżono o rzekomą "rehabilitację nazizmu", zarzucając im wychwalanie zbrodniarzy wojennych, w tym jednego z żołnierzy wyklętych, Romualda Rajsa "Burego", odpowiedzialnego za powojenne zbrodnie na białoruskich cywilach. Z artykułu 130. paragraf 3. białoruskiego kodeksu karnego wszystkim groziła kara do 12 lat więzienia.
Po krótkim pobycie w areszcie w Mińsku całą piątkę przeniesiono do aresztu w Żodzinie pod Mińskiem. W maju 2021 roku Biernackiej, Tiszkowskiej i Paniszewej pozwolono wyjechać do Polski, ale bez możliwości powrotu. Władze białoruskie przekonywały, że żadnego przymusu nie było, jednak same działaczki przyznały, że nie pozostawiono im wyboru - wolność mogła być tylko poza granicami Białorusi. Poczobut na takie rozwiązanie się nie zgodził.
Kilka tygodni temu z aresztu wypuszczono Andżelikę Borys, której długotrwały pobyt w ciężkich więziennych warunkach zrujnował zdrowie. Jednak jaka dokładnie jest sytuacja prawna Borys, nie wiadomo. Działaczka pozostaje na Białorusi. Nie kontaktuje się z mediami. Polskie MSZ zapewnia, że jest z nią w kontakcie i udziela niezbędnego wsparcia.
Białoruskie środowiska obrońców praw człowieka, władze Polski i społeczność międzynarodowa kategorycznie uznały sprawę karną wobec przedstawicieli polskiej mniejszości za "motywowaną politycznie" i pokazową represję, która wpisuje się w falę ataków na społeczeństwo obywatelskie na Białorusi i wolność słowa.
Na Białorusi jest obecnie 1133 osób, uznanych za więźniów politycznych przez organizacje praw człowieka. W rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Za kratami pozostaje 26 dziennikarzy.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24