Dzień po masakrze w Kirkuku, w której zginęło 85 osób, szef sztabu sił zbrojnych USA oświadczył, że "wyrobił sobie pozytywny obraz sytuacji" w Iraku. Tymczasem w prowincji Abara ruszyła kolejna ofensywa przeciwko sunnickim bojówkom.
- W Iraku zaszła w ostatnich miesiącach "całkowita przemiana", jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Nie tylko w prowincji Anbar, lecz także w Bagdadzie - tak po spotkaniu za amerykańskimi dowódcami stwierdził generał Peter Pace.
- Nie chodzi już o wyparcie Al-Kaidy z Ramadi [stolicy prowincji Anbar - red.], bo została już wyparta, lecz o wspomożenie lokalnej policji i lokalnej armii, danie im szansy stanięcia mocno na nogach i zorganizowanie się - zapewniał o sukcesach wojskowy. Generał zapowiedział jednocześnie, że ta optymistyczna ocena będzie miała wpływ na jego rekomendację dla prezydenta George'a W. Busha, który zastanawia się nad kontynuowaniem obecnej strategii w Iraku. Decyzja ma zapaść we wrześniu. W Iraku stacjonuje obecnie 158 tys. żołnierzy amerykańskich. Od stycznia ich liczba zwiększyła się o ok. 30 tys., ale gen. Pace zapowiada, że do końca roku wojskowych na wojnie nie przybędzie.
W ustabilizowaniu sytuacji w Iraku może również pomóc powrót do parlamentu szyitów lojalnych wobec radykalnego duchownego Muktady Al-Sadra. Opuścili oni ławy legislatury pięć tygodni temu, po tym jak w Samarze w powietrze wyleciał wysadzony przez sunnitów szyicki meczet. Sadryści współwiną za zamachy obarczyli sunnitów z irackiego rządu i domagali się zapewnienie bezpieczeństwa szyickiej większości. Teraz, gdy rząd zgodził się odbudować zniszczoną świątynię i zabezpieczyć trasę z Bagadu do Samaru, sadryści postanowili bojkot zakończyć.
Tymczasem w prowincji Anbar, z której stolicy oczyszczenia cieszył się Pace, rozpoczęła się duża ofensywa skierowana przeciwko sunnickim milicjom. Dziewięć tysięcy Amerykanów i Irakijczyków od niedzieli zwalczać będzie zjednoczone siły lokalnych sunnitów, którzy wydali bezpardonową wojnę islamskim fundamentalistom z Al-Kaidy. Wojskowi będą starali się zarówno zapobiec dalszemu rozlewowi krwi, jak i utemperować nastroje milicji. Waszyngton obawia się bowiem, że spychana na razie z Anbaru Al-Kaida powróci i zaatakuje z jeszcze większą siłą. Ponadto bezkarnie uzbrojone bojówki sunnitów zdecydowanie nie pasują do planów rozwiązania irackiego kryzysu.
Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl