Sześć nowych okrętów US Navy zostało na czas nieokreślony wycofanych ze służby, a wszyscy pływający na nich mechanicy mają przejść ponowne szkolenie. Dodatkowo ogłoszono rezygnację z futurystycznych koncepcji, które miały czynić te jednostki wyjątkowymi. W ten sposób kontrowersyjny program okrętów do walki w pobliżu brzegu ostatecznie zderzył się z rzeczywistością.
Decyzja podjęta przez dowódcę sił nawodnych US Navy, wiceadmirała Toma Rowdena, jest efektem serii awarii na okrętach klasy Littoral Combat Ship (LCS). Problemy mają, lub miały w ciągu roku, cztery z sześciu będących w służbie. Do niedawna amerykańska flota zapewniała, że to nie związane z sobą incydenty będące dziełem przypadku, ale swoją najnowszą decyzją wiceadmirał przyznał, że chodzi o coś więcej.
Okręty w odstawkę
Według oświadczenia US Navy, wszystkie sześć okrętów zostało zawieszonych w służbie "z powodów inżynieryjnych" z dniem 31 sierpnia, choć poinformowano o tym tydzień później. Nie wiadomo, jak długo jednostki klasy LCS mają pozostać w bazach. US Navy chce wykorzystać ten nieokreślony czas do "zbadania, przeanalizowania i odnowienia" zdolności załóg do "obsługiwania okrętów w sposób bezpieczny". Oznacza to tyle, że ostatnia awaria jednostki klasy LCS, USS Coronado, przelała czarę goryczy. Okręt musiał przerwać rejs do Singapuru i zawrócić na Hawaje po niesprecyzowanej awarii w maszynowni. Wcześniej w lipcu USS Freedom doznał poważnej awarii podczas postoju w San Diego. Jeden z silników okrętu musi zostać wymieniony. Dodatkowo w styczniu problemy miał USS Fort Worth, a w grudniu USS Milwaukee. We wszystkich wypadkach dochodziło do awarii w maszynowniach. Odpowiedzialni za nie mieli być głównie ludzie, którzy nie dość dobrze kontrolowali pracę maszyn. Prawdopodobnie stąd wysłanie wszystkich mechaników z okrętów LCS na ponowne szkolenia. Prawdopodobnie nie wszystko było jednak winą ludzi, bo podobne incydenty zdarzają się w liczącej niemal 300 okrętów US Navy bardzo rzadko, a szkolenia obsad maszynowni są na podobnym poziomie.
Przerost ambicji nad możliwościami
Nie ma przy tym wątpliwości, że futurystyczne okręty klasy LCS mają sporo problemów natury technicznej. Konstruowano je zgodnie z kilkoma niecodziennymi założeniami. Ich główną cechą miała być daleko posunięta wielozadaniowość. Każdy okręt miał mieć montowane zestawy uzbrojenia i wyposażenia adekwatnie do potrzeb. Wróg zaminował podejście do portu? Kilkanaście godzin, wymienienie kilku modułów i okręt już może zwalczać miny. Wróg rzucił do walki okręty podwodne? Znów wymiana modułów i jednostka LCS staje się łowcą okrętów podwodnych. W ten sposób Amerykanie chcieli uzyskać wyjątkowe możliwości w małym opakowaniu, bo nowe okręty są dość kompaktowe, aby móc swobodnie operować na wodach przybrzeżnych. Jednocześnie muszą mieć jednak możliwość pokonywać oceany i działać długo samodzielnie. Dodatkowo w celu oszczędności znacznie zredukowano załogę i postawiono na automatyzację. Żeby zmieścić się w limitach masowych, konstruktorzy musieli więc mocno ograniczyć odporność okrętów na uszkodzenia i drastycznie ograniczyć uzbrojenie niewchodzące w skład wymiennych modułów. Postawienie tylu sprzecznych wymogów skończyło się tym, że trudno je było pogodzić. Prace nad okrętami przeciągały się, a koszty rosły. Długo nie chciano jednak pogodzić się z ograniczeniem ambitnych planów. Aż do teraz.
Ograniczenie oczekiwań
Wraz z decyzją o tymczasowym zawieszeniu okrętów w służbie opublikowano najnowszy raport na temat jednostek klasy LCS. Ostatecznie przyznano się do tego, że są odległe od ideału. Cztery pierwsze okręty zostały sklasyfikowane jako testowe. Na misje poza USA zostaną wysłane tylko "w czasie kryzysu". Oznacza to tyle, że nie nadają się do normalnej służby. Zrezygnowano też z wymiennych modułów. Każdy okręt będzie miał przypisaną jedną funkcję. Żadnego wymieniania modułów pomiędzy okrętami. Ten, który zostanie przeznaczony do zwalczania okrętów podwodnych i dostanie odpowiedni sprzęt, będzie to robił zawsze. Nie będzie też wymiany załóg pomiędzy okrętami, tak aby specjaliści od danych modułów wędrowali za nimi. Każdy okręt będzie tradycyjnie obsługiwany przez dwie zmieniające się obsady. Oznacza to ostateczne zderzenie się okrętów LCS z rzeczywistością i przyznanie, że postawione na początku programu ich budowy koncepcje były zbyt ambitne. Problemy techniczne okazały się zbyt duże, a szczupłe załogi najwyraźniej nie były w stanie podołać stawianym przed nimi zadaniami. Nie zrezygnowano jednak z budowy okrętów LCS. Zgodnie z planem powstanie ich 28 (choć początkowo miało ich być 52), a później na ich podstawie zostaną skonstruowane większe i lepiej uzbrojone fregaty.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl, USNI News
Źródło zdjęcia głównego: US Navy