Pentagon złożył duże zamówienie na nowe rakiety Tomahawk, warte 338 miliony dolarów. Oznacza to zakup około 220 nowych rakiet. Dotychczasowy zasób rakiet został "zużyty" podczas interwencji w Libii do precyzyjnych ataków na cele lądowe.
Kontrakt został przyznany firmie Raytheon, która produkuje Tomahawki. Produkcja nowych rakiet ma rozpocząć się na początku 2013 roku, po zakończeniu budowy tych zamówionych wcześniej.
Nowe Tomahawki mają zastąpić te, które zostały odpalone na cele w Libii podczas operacji "Świt Odysei". Rakiety wykorzystano głównie do ataków na system obrony przeciwlotniczej i położonych głęboko na pustyni składów uzbrojenia.
Broń pierwszego kontaktu
Pentagon przykłada dużą wagę do utrzymania odpowiedniej liczby Tomahawków, ponieważ mają one kluczową rolę w amerykańskiej strategii. Rakiety te są odpalane z okrętów US Navy krążących u wybrzeży atakowanego kraju, po czym na małej wysokości mogą przelecieć około 1800 kilometrów i z wielką precyzją trafić w mały cel.
Jednocześnie Tomahawki są trudne do wykrycia i zniszczenia, głównie dzięki małej wysokości na jakiej się poruszają i o wiele mniejszym rozmiarom niż samolot. Z tego powodu rakiety są pierwszym wyborem, kiedy trzeba zniszczyć cele, na które atak przy pomocy lotnictwa jest zbyt ryzykowny. Najpierw nadlatują Tomahawki, obezwładniają przeciwnika, po czym pojawiają się samoloty, które dokańczają dzieła.
Mniej więcej taki schemat ataku Amerykanie wykorzystują we wszystkich swoich wojnach od czasu pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Gdyby chcieli teraz przeprowadzić interwencję w Syrii - o czym coraz głośniej się mówi - na pewno by go powtórzyli. Syryjska obrona przeciwlotnicza w pierwszych godzinach ataku stałaby się celem właśnie dla Tomahawków i "niewidzialnych" bombowców B-2.
Autor: mk//bgr/k / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy