W Iranie rozpoczęły się wybory do parlamentu. Zdaniem obserwatorów, doprowadzą one do umocnienia i tak już potężnych wpływów muzułmańskiego kleru. Wyniki wyborów będą znane w sobotę.
Są to już ósme od zwycięstwa rewolucji islamskiej w 1979 roku wybory do Islamskiego Zgromadzenia Konsultatywnego. Mimo apeli władz o masowy w nich udział, frekwencja zapewne nie przekroczy 50 procent. Nie pomogą hasła nacjonalistyczne, ani konieczność przeciwstawienia się "amerykańskiemu wrogowi".
Wielu Irańczyków prawdopodobnie nie pójdzie do urn, uznając iż nie ma na kogo oddać głosu. Jak pisze BBC, prodemokratyczni reformatorzy, którzy w obecnym 290-osobowym parlamencie mają zaledwie 13 proc. miejsc, zrezygnowali z walki wyborczej. Większość ich kandydatów została bowiem zdyskwalifikowana przez mułłów pod pretekstem "nielojalności wobec idei rewolucji islamskiej".
Kandydatów usuniętych przez Radę Strażników jest ok. 3000. Z ponad 7500, którzy stanęli do religijnej weryfikacji, zostało tylko 4600.
Plebiscyt popularności Ahmadineżada
W takiej sytuacji wybory parlamentarne przekształciły się w sprawdzian popularności radykalnego prezydenta Mahmuda Ahmadineżada. Niska frekwencja może być dla niego sygnałem, że Irańczycy nie akceptują jego twardego kursu wewnątrzkrajowego, jak i w polityce zagranicznej.
Teheranowi opinia międzynarodowa zarzuca wspieranie terroryzmu i prowadzenie nielegalnych badań nad stworzeniem arsenału atomowego.
Źródło: PAP, tvn24.pl