Wtorek, 13 września Doczekaliśmy się kar za aferę "Blue Taxi" z Ostrołęki. Policjanci, którzy wykorzystywali służbowe samochody do prywatnych celów, zostali zdegradowani. Ale policja chce ukarać przede wszystkim funkcjonariusza, który współpracował z mediami przy ujawnieniu nadużyć. Zawiadomiła już w tej sprawie prokuraturę. Policjantowi grozi do 3 lat więzienia za ujawnienie tajemnicy służbowej.
Aferę w Ostrołęce nagłośnili reporterzy "Prosto z Polski". W serii reportaży pokazali, jak policjanci wykorzystują służbowe przywileje. Po przypadającym na 24 lipca święcie policji służbowe samochody potraktowali jak taksówki i rozwozili nimi gości po policyjnej imprezie, łamiąc przy tym ograniczenia prędkości.
Po emisji materiału wydział kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie wykorzystywania służbowych samochodów policyjnych do prywatnych celów.
Jakie są skutki tych działań? Jak ujawnia "Tygodnik Ostrołęcki", ostrołęcka komenda policji zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez policjanta, który współpracował z naszymi reporterami przy ujawnianiu nadużyć. Dwóch policjantów, którzy wykorzystali służbowe auto jak taksówkę, zostało zdegradowanych w swych funkcjach. Ale nadal pracują oni w policji.
Komendant policji: to nieprawda. Ale nie komentuję
Policjanta, który współpracował z mediami, broni karnista, prof. Piotr Kruszyński. - W sytuacji, gdy policjant ujawnia takie ewidentne świństwa i łamanie prawa, to powinien dostać nagrodę, a nie ponosić konsekwencje - uważa. Oburza się również na wiadomość, że informacji o sprawie odmawia prokuratura. - Tego typu działań nie można tolerować - podkreśla.
Mimo wielu próśb komendant nadkom. Janusz Pawelczyk odmówił udzielenia jakichkolwiek informacji przed kamerą. W telefonicznej rozmowie z reporterami mówi, że zarzuty, jakoby miał mścić się na kimś są nieuprawnione i nie mają potwierdzenia w faktach. Na konkretne pytanie o to, czy złożył doniesienie do prokuratury, nie chce odpowiedzieć.
Prokurator rejonowy z Ostrowii Mazowieckiej, który zajmuje się sprawą, do końca miesiąca jest na urlopie. Jego zastępca nie chce wypowiadać się w tej kwestii.
Policjantowi grozi do 3 lat więzienia
Informacje te potwierdza jednak prokuratura okręgowa z Ostrołęki. Rzecznik prasowy prokuratury, Andrzej Rycharski, stwierdził w rozmowie z TVN24, że zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa dotyczy funkcjonariusza policji z Ostrołęki. Chodzi o ujawnienie tajemnicy służbowej. Grozi za to do 3 lat więzienia.
W sytuacji, gdy policjant ujawnia takie ewidentne świństwa i łamanie prawa, to powinien dostać nagrodę, a nie ponosić konsekwencje. Prof. Piotr Kruszyński, karnista
Czy taki ewentualny zarzut jest uzasadniony? Jak wyjaśnia rzecznik komendy wojewódzkiej policji w Radomiu podinsp. Tadeusz Kaczmarek, jego zdaniem numery rejestracyjne radiowozów (które ujawnił funkcjonariusz) nie są tajemnicą służbową. - Ale dyslokacja służby (rozmieszczenie) już niekoniecznie - dodaje. Prof. Kruszyński jest innego zdania. - Gdyby ten policjant zdradził dyslokację samochodów policyjnych w trakcie akcji ścigania przestępców, to komendant miałby rację. Natomiast jeśli zdradził numery po to, żeby ujawnić opinii publicznej ewidentne świństwa, to absolutnie komendant nie może się na to powoływać - uważa.
Prokuratura z Ostrołęki tłumaczy, że ma obowiązek rozpatrzenia wniosku o podejrzenie popełnienia przestępstwa. Dopiero potem rozstrzyga, czy wszczynać postępowanie, czy nie.
Coraz więcej sygnałów od policjantów
Ale nie brakuje funkcjonariuszy, którzy o patologii w policji chcą mówić głośno. Po wyemitowaniu kilku odcinków o "Blue Taxi" do naszej redakcji napisali kolejni policjanci, między innymi z Olsztyna i Warszawy. Bardzo szczegółowo podając numery rejestracyjne, grafiki służby, a nawet zdjęcia policjantów, którzy z nieoznakowanych radiowozów też robią sobie taksówki. Wszystkie listy są anonimowe, ale każdym z nich zajęło się już Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej.