Ta noc należała do Spurs, którzy kompletnie zdemolowali Heat 113:77 w trzecim meczu finałów NBA. W San Antonio ani przez moment nie było wątpliwości, która drużyna jest lepsza. Do zwycięstwa "Ostrogi" poprowadzili dwaj gracze na ogół znajdujący się na drugim planie: Gary Neal i Danny Green.
113 San Antonio Spurs (Zachód) 77 Miami Heat (Wschód)
Pierwsze dwie kwarty nie zapowiadały, tego co wydarzyło się po przerwie. Oba zespoły w pierwszej połowie prowadziły wyrównaną walkę. Trochę lepiej zbierali koszykarze Spurs i świetnie w mecz wszedł rezerwowy Gary Neal - dzięki temu "Ostrogi" prowadziły przed drugą odsłoną 50:44.
Nie najlepiej grał MVP sezonu zasadniczego LeBron James, który zdobył do przerwy tylko cztery punkty, a jego grę można określić w najlepszym wypadku jako pasywną. Na pytanie, jak udało się go zatrzymać, trener Spurs Gregg Popovich po meczu odpowiedział tylko, że "nie może tego powiedzieć".
Złapali wiatr w żagle
Dopiero po przerwie kibice zgromadzeni w AT&T Center w San Antonio byli świadkami historycznych wydarzeń. Najlepszy na boisku Neal trafiał najtrudniejsze możliwe rzuty i swoją determinacją natchnął swoich kolegów do maksymalnego wysiłku.
Potem już reszta "Ostróg" złapała wiatr w żagle i nic nie mogło ich powstrzymać przed całkowitą dewastacją ekipy z Florydy. Najlepiej punktował Danny Green, który zwłaszcza z dystansu rzucał z chirurgiczną precyzją. Trafił siedem na dziewięć "trójek".
Nie poznawał swojej drużyny
- Dostaliśmy to, na co zasłużyliśmy. Nawet nie byłem w stanie rozpoznać tej drużyny, która wybiegła na boisko - nie ukrywał rozczarowania trener zespołu z Florydy Erik Spoelstra.
Kluczowa w obronie była gra ostoi defensywy "Ostróg" Tima Duncana. 37-letni skrzydłowy nie pozwalał wchodzić pod kosz Jamesowi i Wade'owi, co zmusiło ich do rzutów z półdystansu. Skuteczność tej taktyki dobrze odzwierciedla wynik spotkania.
Trzecia najwyższa w historii
Przegrana różnicą 36 punktów jest trzecią najwyższą w historii finałów NBA. W 1998 roku Michael Jordan i spółka wygrali różnicą 42 "oczek" z niespełnionymi Jazzmenami, a pięć lat temu Kobe Bryant poprowadził Lakersów do 39-punktowego zwycięstwa nad Boston Celtics.
- To nie jest niespodzianka. Na placu boju zostały już tylko dwie drużyny i po jednym słabym meczu, druga na pewno się nie załamie - stwierdził enigmatycznie Popovich.
Gospodarze grali w tym meczu jak w transie i ustanowili rekord play-off w liczbie trafionych rzutów za trzy. Z 32. oddanych aż 16 znalazło drogę do kosza.
Czwarty mecz finałów zostanie rozegrany w nocy z czwartku na piątek, również w San Antonio.
Najlepsi gracze: Spurs: Gary Neal (nasz MVP) - 24 pkt., 9/17 z gry, 6/10 za trzy; Danny Green - 27 pkt., 9/15 z gry, 7/9 za trzy Heat: Nikt nie zasługuje na wyróżnienie
Stan rywalizacji do czterech zwycięstw: 2:1 dla Spurs
Autor: kris/k / Źródło: sport.tvn24.pl