Wtorek, 5 września - Krokodyl nie jest planowany, nie marzyliśmy o nim - mówi żartem o podrzuconym do warszawskiego zoo krokodylu Mariusz Lach, opiekujący sie gadem. Ale nie jest mu do śmiechu - "krokodylkowi" trzeba bowiem znaleźć nowy dom. Czy policji uda się znaleźć tego, który pozbył się zwierzęcia? Zoo zapowiada skierowanie sprawy do sądu.
Podjechał pewien pan pod bramę ogrodu zoologicznego i wyjął z samochodu paczkę. W tej paczce coś zaczęło się ruszać. Zobaczyliśmy wtedy, że jest to skrzynka do transportu zwierząt". A do skrzynki dołączony był krótki liścik: "Jestem sobie krokodylek, mój tatuś nie jest w stanie się mną zajmować".
Pracownicy ogrodu przygarnęli gada, jednak nie może on zostać w Warszawie, bo w tutejszym zoo nie ma warunków do opieki nad nim. - Ktoś po prostu pozbył się własnego kłopotu, a nam zrobił bardzo duży kłopot - mówi Mariusz Lech opiekun gadów i zapowiada, że sprawa trafi do sądu.
"Ktoś za to odpowie"
Będziemy starali się znaleźć mu nowe miejsce, w którymś z ogrodów zoologicznych w Europie, lub nawet na świecie. Ale trzeba zaznaczyć, że jest to dosyć trudne, bo żeby znaleźć miejsce dla krokodyla trzeba znaleźć nowe zoo, które się dopiero buduje i które planuje ekspozycje dla krokodyli. Bo większość ogrodów na świecie posiada już swoje krokodyle - tłumaczy pracownik warszawskiego ogrodu.
O tym, gdzie zamieszka krokodyl i kto będzie miał prawo do opieki nad nim najprawdopodobniej zadecyduje sąd. Ogród sprawę zgłosił także policji. - Ktoś po prostu pozbył się własnego kłopotu, a nam zrobił bardzo duży kłopot. Ale postaramy się, żeby za to odpowiedział - mówi Mariusz Lech.
Do czasu rozwiązania sprawy krokodyl zostaje w warszawskim zoo.