Koszykarze Miami Heat nie mogli sobie pozwolić na kolejną wpadkę u siebie w finałach NBA. W niedzielę zemścili się za porażkę w pierwszym meczu i zmiażdżyli San Antonio Spurs. Kluczowa dla "Żaru" w tym meczu była gra zawodników drugiego planu, którzy tym razem stanęli na wysokości zadania.
103 Miami Heat (Wschód) 84 San Antonio Spurs (Zachód)
W pierwszym spotkaniu Spurs zatrzymali MVP sezonu zasadniczego LeBrona Jamesa na 18 punktach i dzięki chirurgicznej egzekucji w ataku udało im się wywieźć cenne zwycięstwo z Florydy. W drugim meczu "Król" znowu nie imponował skutecznością i rzucił tylko 17.
Na jego szczęście z pomocą przyszli mu koledzy, na co dzień będący raczej tylko tłem dla Jamesa. Agresywna gra najskuteczniejszego tego dnia Mario Chalmersa (19 pkt.) oraz celne "trójki" rezerwowych Raya Allena i Mike'a Millera pozwoliły Heat wywrzeć srogą zemstę na przyjezdnych.
Coraz więcej błędów
Pierwsza połowa nie zapowiadała jednak wysokiego zwycięstwa gospodarzy w drugim spotkaniu. "Ostrogi" trafiały z dystansu, a graczy "Żaru" maltretował zwłaszcza bezbłędny tego dnia Danny Green. Mimo to Heat prowadzili po pierwszych 24 minutach pięcioma punktami, głównie dzięki świetnej grze rezerwowych.
W trzeciej kwarcie coraz więcej błędów zaczęli popełniać goście, którzy w całym meczu zaliczyli aż 17 strat. W porównaniu z pierwszym meczem finałów jest to o 13 więcej i tę różnicę doskonale odzwierciedla wynik drugiego spotkania.
To nie był ich mecz
- Niecelne rzuty i straty to fatalna kombinacja. Dlatego przegraliśmy - lakonicznie stwierdził trener "Ostróg" Gregg Popovich na pomeczowej konferencji.
Niewidoczny w ataku James był ostoją defensywy "Żaru", która pod jego batutą grała jak z nut i nie pozwoliła rozkręcić się ultraszybkiemu Parkerowi. Imponujący był jednak blok LeBrona na Tiago Splitterze w czwartej kwarcie. Brazylijczyk chciał wsadzić piłkę do kosza nad "Królem", od którego jednak odbił się jak od ściany.
- Trzeba przyznać, że Heat zagrali lepiej. Lepiej kończyli kwarty, celniej rzucali i popełnili mniej strat. Ja ze swojej strony muszę zaznaczyć, że zagrałem beznadziejnie - podkreślił 37-letni Tim Duncan.
Spurs mogą jednak z podniesionymi głowami wracać do San Antonio, bo kolejne trzy spotkania zostaną rozegrane w ich hali. Następny mecz już we wtorek.
Najlepsi gracze: Heat: LeBron James (nasz MVP) - 17 pkt., 8 zb., 7 as., 3 blk., 3 prz. Spurs: Danny Green - 17 pkt., 6/6 z gry, 5/5 za trzy
Stan rywalizacji do czterech zwycięstw: 1:1
Autor: kris/k / Źródło: sport.tvn24.pl