Poniedziałek, 14 listopada Dwa tygodnie temu cała Polska usłyszała o kapitanie Boeinga 767, Tadeuszu Wronie. O jego prawej ręce - drugim pilocie - wiadomo niewiele. A warto, bo to równie ciekawa postać. Jego przygoda z lotnictwem trwa już 25 lat.
Jerzy Szwarc, prawa ręka kapitana Wrony na pokładzie Boeinga 767, który uczestniczył w awaryjnym lądowaniu na lotnisku Chopina w Warszawie 1 listopada, urodził się i dzieciństwo spędził w małej wsi Nowosady, na wschodzie Polski.
Uczeń na piątkę
Wraz z cztery lata starszym bratem Grzegorzem chodził do tej samej szkoły podstawowej, a potem do Zespołu Szkół Zawodowych w Hajnówce. - Były takie sytuacje, że trzeba było młodszemu bratu pomóc, inni wiedzieli, że to mój brat, młodszy Szwarc. Ja byłem większy, on mnie dogonił, a teraz przerósł - opowiada Grzegorz Szwarc.
Szwarc był dobrym uczniem. Jak mówi Eugenia Karwowska, obecna dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych w Hajnówce, pracę dyplomową o modelu podświetlanego noża tokarskiego obronił na piątkę.
25 lat w przestworzach
Jego matka, Irena Szwarc chciała, by syn dalej się uczył. Złożył papiery do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. - Wezwali go na egzaminy do Dęblina, to tydzień czasu nie wracał. Przyjechał do domu, wchodzi, drzwi otwiera, ja patrzę, a on: "nie zdałem". A ja patrzę na jego minę - zdał, zdał. A on: "skąd wiesz?". Ja mówię, bo patrzę na ciebie. No i poszedł w świat - opowiada jego matka, Irena Szwarc.
Po szkole lotniczej była szkoła wojskowa. - Latał na MIG-ach, potem przeszedł do specpułku, do Warszawy, a po 15 latach - do lotnictwa cywilnego. Latał po Europie i po Azji - wspomina brat pilota.
"Nasz Jurek" - mówią o nim sąsiedzi - do dziś spędził ponad 25 lat w przestworzach. Brat Szwarca podkreśla: - Ludzie gratulują mi brata, a ja mówię, że on wykonywał swoją pracę.