W Niżnym Nowogrodzie mijała godzina gry. Urugwajczycy przegrywali 0:1, ale mieli prawdopodobnie najlepszy fragment. Raz po raz próbowali zagrażać francuskiej bramce, atakując prawą stroną i wtedy wydarzyło się coś, co zupełnie podcięło im skrzydła.
Dziurawe ręce
Sprzed pola karnego lekko i mało precyzyjnie uderzył Antoine Griezmann. Piłka leciała w sam środek bramki, a Fernando Muslera podobnych strzałów w całej karierze wyłapał tysiące. W czwartek najwyraźniej waga spotkania go przerosła. Futbolówka tylko przetoczyła się po jego rękawicach i wpadła do siatki. Gol kuriozum, który nie pasuje do ćwierćfinału mistrzostw świata. Z tego Urusi się nie podnieśli i to Trójkolorowi - jako pierwsi - mogą szykować się do półfinału.
Dwa razy Kariusa
Błędy tego kalibru częściej można oglądać w meczach niższych lig niż w spotkaniach o medale mundialu. Choć i to nie jest reguła. Dla Urugwajczyka to pewnie marne pocieszenie, ale w majowym finale Ligi Mistrzów jeszcze bardziej nawywijał Loris Karius.
Niemiec najpierw podarował gola Karimowi Benzemie, a później, po strzale Garetha Bale'a, "dokonał" tego samego co Muslera. Zamiast łapać zabawił się w siatkarza i musiał sięgać za siebie.
Muslera zapewnił Urugwajczykom bilety powrotne z mundialu, Karius zabrał piłkarzom Liverpoolu marzenia o Pucharze Europy. Nie ma sensu roztrząsać, który nabroił bardziej. Za pewnik wziąć możemy natomiast, że obie wpadki bardzo bolą swoich bohaterów.
Autor: pqv/TG/kwoj / Źródło: sport.tvn24.pl