Anglia ostatnim ćwierćfinalistą mundialu w Rosji. Prowadziła do 93. minuty, ale dała Kolumbijczykom wbić sobie gola. O wszystkim zdecydował konkurs rzutów karnych, trzeci na tych mistrzostwach.
To nie był piękny mecz. W Moskwie długo brakowało dogodnych sytuacji, więcej było taktyki, kuksańców i wzajemnych pretensji. Obie strony wyraźnie zadbały przede wszystkim o zabezpieczenie drogi do własnej bramki.
Pierwsza połowa do zapomnienia. Poza strzałem głową Harry'ego Kane'a z trudnej pozycji nie działo się nic szczególnego. Wydawało się, jakby obie drużyny wyczekiwały na dogrywkę i karne. Po przerwie Anglicy mieli optyczną przewagę. Długo wymieniali piłkę, ale nie mogli przedostać się pod pole karne Davida Ospiny.
Historyczny Kane
Były twarda walka, przepychanki, w końcu przebrała się miarka. Niepotrzebny faul Carlosa Sancheza, który zapaśniczym chwytem powalił Kane'a w polu karnym. Sprawiedliwość wymierzył sam poszkodowany. Tak się przechodzi do historii - snajper Tottenhamu został pierwszym reprezentantem Anglii, który zdobył bramkę w szóstym spotkaniu z rzędu.
Zdawało się, że po stracie gola Kolumbijczycy wezmą się do pracy. Tymczasem oni skupili się na bezsensownych dyskusjach z sędzią i pyskówkach z rywalami. Pogromcom polskiej reprezentacji z fazy grupowej brakowało ognia pod bramką Jordana Pickforda. Bez kontuzjowanego Jamesa Rodrigueza ta maszyna nie miała prawa pracować jak należy.
Wymiana nieczystych zagrań była Anglikom na rękę. W końcu czas działał na ich korzyść. Tyle, że oni po strzeleniu gola głęboko się cofnęli, żeby za nic w świecie nie dać rywalom złapania oddechu. Przeliczyli się. Coraz częściej popełniali błędy. Pierwszym ostrzeżeniem była pomyłka Kyle'a Walkera, który oddał piłkę za darmo. Wtedy ruszyła kontra, a Juan Cuadrado miał szansę stać się bohaterem wieczoru. Strzelił mocno i niecelnie. Miał czego żałować.
Wieżowiec dał dogrywkę
Czas uciekał, ale Kolumbijczycy ostatkiem sił skoczyli rywalom do gardła. Strzał rozpaczy zza pola karnego oddał Mateus Uribe. Huknął z woleja, Pickford jakimś cudem obronił, ale był rzut rożny. To był już doliczony czas gry.
Pod bramkę popędził Yerry Mina. On ma potężną broń w zanadrzu - wzrost. 195 centymetrów przydały mu się w meczach z Polską i Senegalem, w których strzelił po golu. I znów trafił, oczywiście znów głową. A na zegarze była 93. minuta!
Gdyby Kolumbijczycy mieli 60 sekund, może trochę więcej, to pewnie by jeszcze raz ruszyli na angielską bramkę. Z ich oczu biła wściekłość, poczuli krew. Sędzia im nie pozwolił.
Dogrywka niczego nie rozstrzygnęła, a w karnych więcej zimnej krwi zachowali gracze z Wysp. Po stronie Anglików pomylił się Jordan Henderson, ale u rywali zawiedli Uribe i Carlos Bacca.
Angielscy piłkarze w ćwierćfinale zagrają ze Szwecją.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl