18 września 1989 roku Huragan Hugo spustoszył większość Karaibów, w tym Wyspy Dziewicze. Marzenia 14-letniego chłopca, by zostać pływakiem legły w gruzach. Przetrwał, a ukojenie i spokój ducha znalazł grając w koszykówkę. I został jednym z najlepszych w historii. Poznaj Tima Duncana - koszykarza XXI wieku.
Hugo zabił 107 osób i spowodował straty w wysokości 12 mln dolarów - wtedy była to suma astronomiczna, zwłaszcza jeżeli weźmie się pod uwagę gospodarki małych wysp w okolicy Zatoki Meksykańskiej.
Lek na całe zło
Dla Duncana największą tragedią było zniszczenie basenu, jedynego na wyspie, na którym trenował od małego. A już wtedy miał papiery na bycie wielką gwiazdą. Później próbował nawet pływać w oceanie, ale strach przed rekinami ostudził jego zapędy - szybko definitywnie zrezygnował z pływania.
Był to jednak dopiero początek dramatu. Pół roku później matka Tima zmarła na raka. Dzień przed jego 14. urodzinami. Nastoletni chłopiec nie mógł się z tego otrząsnąć i popadł w depresję.
Lekiem i swoistym antydepresantem okazała się koszykówka. Huragan nie zniszczył boiska, na którym godzinami grał jego brat. To on zaszczepił w małym Timmym miłość do basketu i pomógł mu przetrwać ten trudny okres.
Trudne początki
Inna sprawa, że już wtedy nastoletni Duncan imponował wzrostem, który zwłaszcza w tym sporcie bardzo się przydaje. Po trzech latach treningów był już wystarczająco dobry, by o jego usługi zaczęły zabiegać uniwersytety z USA, nie te najlepsze, ale zawsze.
Trafił do Wake Forest pod skrzydła Dave'a Odoma. Początki nie były najłatwiejsze - w pierwszym meczu nie zdobył nawet punktu - ale z każdą minutą gry, z każdym treningiem Duncan czynił nieprawdopodobne postępy, a koszykarską wiedzę chłonął jak gąbka.
Już wtedy cechował go spokój w grze i niesłychana efektywność. Miał naturę stoika i to widać było również na boisku - dostał nawet ksywę Mr. Spock - od słynnej postaci ze Star Treka, która zawsze kierowała się rozumem i w każdej sytuacji postępowała skrajnie racjonalnie.
Nowy numer 1
W 1995 roku agenci i menedżerowi z NBA zasypywali go propozycjami i przekonywali, by przeszedł na zawodowstwo. Duncan był jednak zdeterminowany, by dokończyć college i uzyskać dyplom - obiecał to siostrze. I tak zrobił - po kolejnych dwóch latach otrzymał tytuł licencjata psychologii.
25 czerwca 1997 Gregg Popovich i San Antonio Spurs nie mieli wątpliwości - wybrali Duncana z pierwszym numerem w Drafcie. Tam młodzieniec z Wysp Dziewiczych dołączył do wielkiego Davida Robinsona, z którym utworzył duet siejący postrach pod koszami NBA- tzw. Twin Towers (Dwie Wieże). Razem z Robinsonem zdobył dwa tytułu NBA (pierwszy w 1999 roku, drugi w 2003), a później, już w tercecie z Tonym Parkerem i Manu Ginobilim wygrywał w 2005 i 2007.
Największy w XXI wieku
W tym roku pokonał w finale NBA Miami Heat i po raz piąty w karierze sięgnął po tytuł - pod tym względem zrównał się z Kobem Bryantem. To właśnie z nim toczy bój o miano najlepszego koszykarza XXI wieku i choć Duncan ustępuje legendarnemu koszykarzowi Lakersów pod względem zdobytych punktów i tytułów strzeleckich to przewyższa go pod kilkoma innymi względami.
Duncan trzy razy został wybrany MVP Finałów NBA, Kobe dwa. Podobnie sprawa wygląda z MVP sezonu zasadniczego, gdzie TD prowadzi 2:1. Ale najważniejsze jest to, że legenda Spurs miała zdecydowanie większy wpływ na zdobycie mistrzostwa przez swoją drużynę niż Bryant, który na początku kariery był w cieniu Shaquille'a O'Neala. Poza tym center Spurs zawsze na pierwszym miejscu stawiał sukces drużyny, a nie indywidualne popisy.
Duncan od początku był też liderem z prawdziwego zdarzenia, nawet przy Robinsonie. Teraz nie ma już może sił, by grać po 40 minut w meczu, ale w przeciwieństwie do wielu starzejących się gwiazd, nie stracił na efektywności. Gra równie dobrze, jak wtedy, gdy miał 25 lat, co udowodnił w tegorocznych play-offach. Tylko trochę mniej.
I przynajmniej jeszcze przez rok 38-letnia Ostroga będzie straszyć podkoszowych w najlepszej koszykarskiej lidze świata.
Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: sport.tvn24.pl