Środa, 30 listopada Skandal w Skawinie. Władze gminy pożyczały pieniądze z funduszów remontowych wspólnot mieszkaniowych, nie informując o tym lokatorów. W dodatku sama gmina jako właściciel kilku lokali komunalnych należących do wspólnoty, nie płaciła ani pełnego czynszu, ani składki na fundusz remontowy, z którego pożyczała pieniądze. Burmistrz wprawdzie zadeklarował, że zwróci zagrabione pieniądze. Ale dalej nie wiadomo, kiedy, ile i z czego. Chodzi o 2,5 mln zł.
Jak tłumaczy Elżbieta Jastrzębska, organizatorka niedawnego wiecu przed magistratem w Skawinie, na którym mieszkańcy domagali się od burmistrza zwrotu pieniędzy, gmina co najmniej od 2002 roku bezprawnie zadłużała się ze środków, które mieszkańcy wspólnot mieszkaniowych zbierali na remonty swoich domów. - Burmistrz jak gdyby nigdy nic pożyczał sobie te pieniądze, nie informując o tym mieszkańców - mówi.
Sygnałem, że coś może być nie tak, był remont schodów w jednym z bloków. Schody miały zostać wymienione na nowe, a nie jedynie wyremontowane. - Schody zostały tylko załatane. Pytam dlaczego - robotnicy odpowiadają, że tak im kazali - żali się Irena Chomin ze wspólnoty mieszkaniowej przy ulicy Kraszewskiego 7 w Skawinie. Kobieta postanowiła o sprawie powiadomić urzędników magistratu. Tam usłyszała, że na wymianę schodów nie ma pieniędzy.
Gdzie one są?
Pieniądze powinny jednak być, ponieważ mieszkańcy co miesiąc wpłacają składkę remontową. Po zebraniu odpowiedniej kwoty Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej powinno przeprowadzić za nią remont. Pomimo, że remontów nie było, fundusz zamiast rosnąć kurczył się. Jak to możliwe.
Problem dotyczył bloków, w których obok mieszkań własnościowych są też lokale komunalne. Choć w takiej sytuacji władze gminy, tak jak pozostali członkowie wspólnoty, powinny przekazywać swoją część składki i czynsz na bieżące utrzymanie, burmistrz uznał, że pieniądze można zainwestować inaczej. - Tych pieniędzy użyłem do innych celów - przyznaje burmistrz Adam Najder.
Jednak to, że burmistrz nie płacił swojej części składek nie tłumaczy dlaczego pieniądze znikały z funduszu remontowego. Jak się jednak okazało, zostały one przeznaczone na bieżące opłaty za mieszkania, czyli prąd, gaz itp. Na taki krok zdecydował się PGM, który musiał ratować płynność finansową wspólnot mieszkaniowych. Bez wiedzy mieszkańców.
Bezprawnie
Teraz burmistrz zapewnia, że odda całość kwoty. - Te należności, które wspólnoty mają na swoich rachunkach są jednocześnie zobowiązaniem gminy. Tych pieniędzy nikt nie wziął i nikt nie ukradł. Są one związane z należnościami zapisanymi w poszczególnych wspólnotach - tłumaczy burmistrz. Jednak nie płacąc składek zadłużył się u mieszkańców już na ponad 2,5 mln zł. Jak twierdzi problemu nie ma, bo pieniądze są zaksięgowane jako dług gminy wobec mieszkańców. - Fizycznie ich nie ma, ale zostały wydane na cele powiązane ze wspólnotami - zapewnia Najder.
Problem w tym, że zgodnie z prawem na taki krok gmina nie mogła sobie pozwolić. Burmistrz obiecał, że zaległe pieniądze odda. Nie wiadomo jednak kiedy i ile.