"Nie chcemy być ani Amerykanami, ani Duńczykami". Grenlandia wybiera
Mieszkańcy Grenlandii decydują dziś o przyszłości swojej 56-tysięcznej wyspy. Od ich wyboru i tego, kto znajdzie się w 31-osobowym lokalnym parlamencie, mogą zależeć również losy Danii, a nawet Stanów Zjednoczonych. Kampanię wyborczą zdominował bowiem jeden temat - już nawet nie czy, ale kiedy Grenlandia mogłaby ogłosić niepodległość. I co stałoby się po tym.
"Jako kraj stoimy w obliczu bezprecedensowych i trudnych czasów" - pisze 4 lutego Mute B. Egede na Facebooku. Premier Grenlandii dodaje, że to nie pora na "wewnętrzne podziały, lecz na współpracę i jedność naszego kraju". I ogłasza, że jeśli parlament da zielone światło, 11 marca odbędą się wybory parlamentarne.
Izba wyraża zgodę i dziś Grenlandczycy idą głosować. Uprawnionych do głosowania jest ponad 41 tysięcy z 56 tysięcy mieszkańców wyspy. To mniej więcej tyle, ile zamieszkuje Mikołów, Zduńską Wolę czy Sieradz.
Z tym że Grenlandczycy mają wskazać osoby, które będą decydować o losach największej wyspy świata, niemal siedem razy większej niż powierzchnia Polski. Bogatej w rzadkie minerały. I ważnej z punktu widzenia globalnego bezpieczeństwa.
Wyborami parlamentarnymi na Grenlandii raczej mało kto by się interesował, gdyby nie wcześniejsze zainteresowanie wyspą ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa. Pod koniec grudnia 2024 roku, jeszcze przed zaprzysiężeniem, sygnalizował, że chce posiąść wyspę i przejąć nad nią kontrolę. Jeśli trzeba będzie - może ją nawet kupić, wszak USA nieraz już w historii kupowały ziemię.
Potem o Grenlandii było nieco ciszej, bo prezydent Trump zajmował się werbalnym tworzeniem riwiery w Strefie Gazy oraz jak najbardziej realnym wstrzymaniem dostaw broni do walczącej z rosyjską agresją Ukrainy. Ale z początkiem marca sytuacja się zmieniła.
Tydzień temu, w pierwszym oficjalnym wystąpieniu przed Kongresem, Trump znów poruszył wątek "zielonej wyspy". - Mam przesłanie dla cudownych ludzi z Grenlandii. Bardzo mocno popieram wasze prawo do określenia waszej własnej przyszłości, a jeżeli tak zdecydujecie, to przyjmiemy was do Stanów Zjednoczonych Ameryki - mówił.
Podkreślił, że jego administracja współpracuje "ze wszystkimi zaangażowanymi" w celu przejęcia Grenlandii. - Myślę, że ją dostaniemy w ten czy inny sposób - dodał.
Posypały się też obietnice. - Zapewnimy wam bezpieczeństwo, uczynimy bogatymi i wspólnie wzniesiemy Grenlandię na wyżyny, które nigdy wcześniej nie wydawały się możliwe - mówił Donald Trump. I ponownie przekonywał, że wyspa jest niezbędna Stanom dla ich własnego bezpieczeństwa, jak i dla bezpieczeństwa międzynarodowego.
Na reakcję władz Grenlandii nie trzeba było długo czekać. "Nie chcemy być Amerykanami ani Duńczykami" - napisał w mediach społecznościowych premier Grenlandii Mute B. Egede. I dodał:
Jesteśmy Grenlandczykami, Amerykanie i ich przywódca muszą to zrozumieć. (...) Nie jesteśmy na sprzedaż ani nie można nas przejąć, ponieważ o naszej przyszłości decydujemy sami, na Grenlandii.
Wtorkowe wybory parlamentarne to właśnie decyzja o przyszłości. Jakie są główne wątki w grenlandzkiej kampanii wyborczej? Czy coś jeszcze poza niepodległością interesuje dziś mieszkańców wyspy? A jeśli tak, to co? O tym wszystkim opowiada tvn24.pl dr hab. Tomasz Brańka, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalista m.in. w zakresie Arktyki.
Gorączka chwili
W kampanii na Grenlandii - jak mówi Tomasz Brańka - zarysowują się cztery główne wątki:
- kwestia niepodległości,
- relacje wyspy z USA,
- historyczne relacje z Danią,
- życie tu i teraz.
Czytaj dalej po zalogowaniu

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam