- Prawo własności w Polsce istnieje. No, chyba że twoja własność spodoba się urzędnikom, to wtedy nie - mówi Katarzyna Donakowska. Od sąsiada dowiedziała się, że ogród przed jej domem zmieni się w plac budowy. Wszystko jest możliwe dzięki specustawie drogowej, której moc może dotknąć właściwie każdego w Polsce. - Gdyby nie ustawa, to moglibyśmy zapomnieć o budowie nowych dróg w Polsce - mówi Maciej Zalewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
- Nie było nas stać na wypasiony dom w lesie, ale to miejsce i tak nas urzekło: mimo że z obu stron jest droga - opowiada Tomasz Donakowski. Mąż Katarzyny, właściciel domu jednorodzinnego z ogrodem w miejscowości Leszczynek, niedaleko Kutna w województwie łódzkim. Działka ma nieco ponad 900 metrów kwadratowych. Oprócz domu z garażem jest tu szambo, studnia, skalniaki i mnóstwo nasadzeń.
- Czterdzieści lat mieszkaliśmy w kutnowskim bloku, osiem lat temu przeprowadziliśmy się tutaj. Miejsce jest naszą idyllą. W przyszłości nieruchomość miała stać się własnością córki. Nie, żeby koniecznie tu zamieszkała. To miała być lokata kapitału, jak nas zabraknie - opowiada Katarzyna Donakowska.
O tym, że "idylla" zostanie poddana rozbiorom, małżeństwo dowiedziało się od sąsiada.
- Przyszedł z listem, że przez nasz ogródek będzie biegła nowa droga z chodnikiem. Będzie tam, gdzie teraz stoją moje tuje, potem łukiem przez kompostownik, trawnik, skalniak i kwiatki aż przez podjazd pod dom. O, do jego narożnika - opowiada Katarzyna, klepiąc ręką w ścianę domu.
Wspomina, że kiedy sąsiad przyszedł ze złymi wiadomościami, patrzyła na niego jak na wariata. Potem wzięła do ręki dokumentację od Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i przyglądała się załączonej mapie. Wynikało z niej, że jej ziemia faktycznie ma stać się terenem budowy. W pierwszym odruchu zwróciła uwagę, że znajdujące się kilka metrów od domu szambo ma być - według planów - częścią nowego chodnika.
- Miałam trzy myśli: po pierwsze, gdzie będzie stało szambo? Po drugie: jak będzie działała kotłownia, skoro komin ma się znaleźć na zabranej działce? Po trzecie: jakim cudem ktoś - bez konsultacji z nami - planuje, co będzie powstawało na naszej własności? - Katarzyna kręci głową z niedowierzaniem.
Będzie łuk
Inwestycja realizowana przez firmę, z którą umowę podpisała Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, ma łączyć drogę krajową numer 60 (przy której leży posesja państwa Donakowskich) z drogą gminną biegnącą w kierunku wsi Piwki. Jezdnie łączą się obecnie ponad czterdzieści metrów od ogrodzenia pani Katarzyny i Tomasza. Pomiędzy skrzyżowaniem a ich posesją jest jeszcze jedna, nieużywana, posesja: obecnie rośnie na niej trawa i stoi przydrożny krzyż.
- Trudno mi wyrazić, jak bezsensowne wydaje się rozwalanie naszej własności, skoro zarządca ma tyle miejsca na rozbudowę. Wszystko w imię stworzenia dużego dojazdu do drogi gminnej, którą dziennie jeździ kilkanaście osób - mówi Tomasz Donakowski.
Małżeństwo postanowiło interweniować. W pierwszej kolejności chcieli dowiedzieć się, dlaczego urzędnicy GDDKiA nie informują ich o swoich planach wobec ich własności, dlaczego dowiadują się o nich od sąsiadów.
- Firma wynajęta przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad przekazała nam przez telefon, że stosowne informacje zostały nam wysłane. Na stary adres, pod którym nie mieszkamy już od ośmiu lat - przekazuje pani Katarzyna.
Małżeństwo umówiło się na spotkanie z naczelnikiem wydziału dokumentacji w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Łodzi. I - jak opowiadają małżonkowie - szybko zrozumieli, że nie mają do czynienia z nieporozumieniem, które łatwo uda się odkręcić.
- Pan naczelnik pokręcił głową i stwierdził, że projektant popełnił błąd, odcinając nam szambo. Zapewnił, że droga będzie przebiegała ciut dalej od domu - o jakieś półtora metra - mówi pani Katarzyna.
Tomasz: - Kiedy pytaliśmy, dlaczego nie chcą budować na pustej działce przylegającej do starego skrzyżowania, usłyszeliśmy, że ma powstać łuk, którego kąt nachylenia będzie zgodny ze standardami bezpieczeństwa obowiązującymi w Unii Europejskiej.
Proszę czekać, będzie decyzja
Pani Katarzyna zaznacza, że z mężem są gotowi zrozumieć, że dla celu wyższego czasami trzeba iść na ugodę. Ale - jak podkreśla - nie taką, która całkowicie wywróci standard ich życia.
- Podczas wizyty dowiedziałam się, że nasza działka będzie otoczona drogą z trzech stron. Oprócz tego poziom gruntu na naszej posesji będzie niżej niż jezdnia. Czyli wszystko z drogi będzie spływać swobodnie na naszą ziemię, a raczej to, co z niej zostanie. Jakby tego było mało, przez kilka miesięcy de facto mamy mieszkać na terenie budowy - opowiada kobieta.
- A może to się państwu opłaca? Ile państwo macie dostać odszkodowania? - pytam.
- No właśnie nie wiadomo. Nikt o tym nam nie mówi. Usłyszeliśmy tylko w Generalnej Dyrekcji, że na pewno nikt nie będzie chciał wykupić naszej ziemi w całości. Niedawno mieliśmy wizytę geodetów, którzy słupkami zaznaczyli, który fragment ziemi już nie będzie nasz - odpowiada pani Katarzyna.
Plus wizyty był taki, że w zaktualizowanym planie szambo i komin od kotłowni - zgodnie z obietnicą inwestora - pozostawał własnością małżeństwa.
W lutym Donakowscy złożyli w siedzibie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych w Warszawie (wcześniej pisali też do Łodzi, ale potem poszli do centrali, bo - jak twierdzą - w Łodzi nie widzieli chęci współpracy) wniosek o zmianę planów na takie, które nie będą aż tak inwazyjne. Odpowiedź ma nadejść - jak wynika z pisma zarządcy drogi - do 27 maja.
Bez wyboru
Maciej Zalewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, przekazuje w rozmowie z tvn24.pl, że nie będzie się odnosił bezpośrednio do sprawy małżeństwa z Leszczynka. Dlaczego? Bo - jak mówi Zalewski - rodzina zwróciła się do reprezentowanej przez niego instytucji z wnioskiem o zmianę sposobu realizacji inwestycji, ale zdecydowała się zaalarmować media jeszcze przed otrzymaniem odpowiedzi:
- Nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje, dlatego uważam, że nie ma na razie sensu omawiania sprawy w przestrzeni publicznej - przekazuje Zalewski.
Wskazuje jednak, że specustawa drogowa, na podstawie której ma dojść do zajęcia części działki w Leszczynku na rzecz przebudowy drogi, jest kluczowa dla setek inwestycji w kraju.
- Jechał pan kiedyś drogą ekspresową S8? No to tylko na odcinku od węzła Łódź Południe do węzła Wieluń [długim na 114 kilometrów - red.] było ponad siedem tysięcy posesji, które musieliśmy przejąć na rzecz Skarbu Państwa, żeby inwestycja mogła zostać zrealizowana - mówi Zalewski.
Podkreśla, że z reguły nie jest tak, że jedna posesja ma jednego właściciela. Z reguły jest ich kilkoro.
- Gdyby warunki współpracy z właścicielami były nie fair, pod siedzibą mielibyśmy armię ponad 20 tysięcy rozwścieczonych osób. A tak nie było. Wie pan dlaczego? Bo chociaż dla wielu oddanie swojej własności jest niedogodnością, to - w mojej opinii - wypłacamy za to godziwe odszkodowania - mówi rzecznik.
Ile to kosztuje?
"Godziwe", czyli ile? Rzecznik wskazuje, że za metr kwadratowy GDDKiA wypłaca równowartość kwoty wskazanej przez wojewodę: czyli zazwyczaj więcej niż cena rynkowa. Według jego deklaracji, czasami jest to jej kilkukrotność:
- W ostatnich latach przeciętne odszkodowanie za grunt wynosiło od 1,5 do trzech razy ceny rynkowej. Dla przykładu: dla części omawianego odcinka S8, w pobliżu Rzgowa, płaciliśmy 20 złotych za metr kwadratowy, chociaż wartość rynkowa ziemi oscylowała wokół pięciu, sześciu złotych. Robimy tak, bo jest to forma zadośćuczynienia za przejęcie wartości prywatnej - przekazuje Zalewski.
- A jeżeli ktoś nie jest zadowolony z wyceny? - pytamy.
- Wtedy można się odwołać do ministra infrastruktury. Jeśli ten utrzyma decyzję wojewody [wycenę - red.], można się odwołać do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Jego decyzja jest ostateczna - opowiada Zalewski.
Jeżeli na przejmowanym przez państwo gruncie stoi dom, powoływany jest rzeczoznawca. Ma on wycenić kwotę odtworzeniową. Znaczy to tyle, że właściciel nieruchomości ma dostać tyle pieniędzy, żeby wybudować (albo kupić) nieruchomość o podobnym standardzie co poprzednia.
I tak na przykład jedna z realizowanych przez GDDKiA inwestycji - jak się dowiedzieliśmy - miała przebiegać przez środek budynków, w których właściciel miał potężne stado krów. Ostatecznie dostał cztery miliony złotych, żeby mógł odtworzyć budynki gospodarcze w innym miejscu.
Nie tak kolorowo
Mecenas Marta Modrzewska pracuje w kancelarii, która reprezentuje małżeństwo Donakowskich. Optymistyczna wizja prezentowana przez rzecznika GDDKiA jest przez nią przyjmowana z dużą rezerwą.
- Musimy zrozumieć, że specustawa powinna być wykorzystywana - jak sama nazwa wskazuje - w specjalnych sytuacjach. Zajmowanie mienia prywatnego powinno mieć miejsce w ostateczności, kiedy nie ma innej drogi - mówi mec. Modrzewska.
W Leszczynku, jak podkreśla, przy skrzyżowaniu jest pusta działka, którą z powodzeniem można by było wykorzystać do prac. Zwraca uwagę, że nikt nie wyjaśnia zainteresowanym, dlaczego nie może tak się stać.
- Planiści powinni się skupić na maksymalnym wykorzystaniu wolnej powierzchni. Jednak zamiast racjonalnego planowania mamy rzeczywistość rodem z filmów Barei. Inwestycja jest planowana bez baczenia na to, że ma być realizowana kosztem własności prywatnej - podkreśla mecenas Marta Modrzewska.
Zaznacza, że wywłaszczanie właścicieli z ich terenu nie jest tak korzystne, jak obiecuje GDDKiA:
- Najpierw podejmowana jest decyzja o wywłaszczeniu, a dopiero potem dochodzi do ustalenia wysokości kwoty odszkodowania. Proszę sobie wyobrazić, że musi pan sprzedać auto, ale dopiero po zawarciu umowy i oddaniu samochodu usłyszy pan, ile kupiec planuje zapłacić - zaznacza prawniczka.
Ma też poważne wątpliwości, na ile wierzyć zapewnieniom w "godziwe" zadośćuczynienie. Mecenas Modrzewska wskazuje, że analiza dostępnego orzecznictwa sądów w sprawach wywłaszczeniowych daje podstawy do twierdzenia, że w wielu przypadkach przyznane odszkodowanie jest zbyt niskie. Prawniczka przypomina, że wartość zabranego mienia wyceniana jest na podstawie opinii biegłego powołanego przez organ dokonujący wywłaszczenie, a zatem przedstawiciela Skarbu Państwa.
- Mamy nierówną sytuację: Skarb Państwa w swoim interesie ma jak najtańsze nabycie nieruchomości. Trudno zatem, będąc na miejscu właścicieli wywłaszczanych nieruchomości, nie zastanawiać się, na czyją korzyść decyzje będzie podejmować biegły. W sytuacji idealnej powinien tego zadania podejmować się również specjalista wskazany przez zainteresowanych, co najczęściej następuje dopiero w toku postępowania odwoławczego od decyzji ustalającej wysokość przyznanego odszkodowania - wskazuje rozmówczyni tvn24.pl.
Inwestycje mile widziane, ale...
Justyna Jasińska, wójt gminy Kutno, podkreśla, że samorząd zadowolony jest z tego, że droga krajowa przebiegająca przez Leszczynek będzie odnowiona. Zaznacza, że inwestycje są zawsze mile widziane, ale - jak mówi wójt - powinny one w jak najmniejszym stopniu uderzać w mieszkańców:
- Nasi mieszkańcy mają prawo być zaniepokojeni. Małżeństwo, które ma stracić fragment swojej posesji, poprosiło nas o pomoc. Wystąpiliśmy więc do GDDKiA z prośbą o informacje dotyczące budowy. Niestety, od marca nie otrzymaliśmy odpowiedzi - wskazuje Justyna Jasińska.
Podkreśla, że to wykonawca - w tym wypadku GDDKiA - powinien zadbać o sprawną komunikację z zainteresowanymi, których ziemia ma - według planów - zostać przejęta przez Skarb Państwa.
- Niestety, w tym wypadku tak nie jest. Nasi mieszkańcy kilkukrotnie musieli się upominać o rozmowę z przedstawicielami generalnej dyrekcji. A przecież to wykonawca ma w tym przypadku sprawę do nich, a nie na odwrót - przekazuje wójt.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź