Stanąłem za plecami "Czachy" i z odległości pół metra strzeliłem mu w plecy. Druga kulka poszła w potylicę. Na pamiątkę zabrałem sobie złoty zegarek i łańcuszek tego oszusta - pysznił się "Zwierzak" podczas pierwszego przesłuchania. O porachunkach w Nowym Dworze Mazowieckim pisze dla Magazynu TVN24 Helena Kowalik.
Chciałbym, żeby napisali o mnie książkę - Rafał Ł. zwierza się policjantom podczas konwojowania go do aresztu. - Wielu zginęło z mojej ręki, dlatego książka powinna mieć tytuł "Grabarz z Modlina".
Gangster ma na sumieniu pięć egzekucji. Pierwszej dokonał, mając niespełna 20 lat. Pozostałe, zanim skończył 25. W areszcie usilnie przekonuje śledczych, że w gangu nie jest szeregowym "żołnierzem". Dopiero kiedy stanie przed sądem i dotrze do niego, że grozi mu dożywocie, wycofa się z pierwotnych deklaracji. Ale to dopiero za kilka lat.
Na razie przechwala się, jak nie będąc jeszcze pełnoletnim, skutecznie zbierał od alfonsów żyjących z pracy przydrożnych prostytutek haracze dla bossów modlińskiego gangu Dariusza K., ps. Kary i jego brata Grzegorza K., ps. Gieno. A w 2003 roku, tuż po swoich dwudziestych urodzinach, przeszedł bandycki "chrzest". Na polecenie jednego z szefów gangu zabił członka tej bandy Artura H., ps. Czacha. Koledzy podejrzewali, że nie rozlicza się z mafijnych pieniędzy. Uprowadził "Czachę" z siłowni w Łomiankach i wywiózł do lasu pod Modlinem wspólnie z Konradem O., ps. Obój.
- Stanąłem za plecami "Czachy" i z odległości pół metra strzeliłem mu w plecy. Druga kulka poszła w potylicę. Na pamiątkę zabrałem sobie złoty zegarek i łańcuszek tego oszusta - pysznił się "Zwierzak" podczas pierwszego przesłuchania.
***
Rafał Ł. ledwo skończył szkołę przysposobienia zawodowego. Wcześniej powtarzał pierwszą i czwartą klasę podstawówki. Miał 13 lat, gdy sąd dla nieletnich umieścił go w schronisku za wymuszenia rozbójnicze i podtapianie kolegi na kąpielisku. Potem trafił do zakładu poprawczego. Cztery lata później został przyjęty do zorganizowanej grupy przestępczej braci Dariusza i Grzegorza K. w jego rodzinnym Nowym Dworze Mazowieckim pod Warszawą. Jej członkowie handlowali bronią i narkotykami. Mieli na swych sumieniach zabójstwa oraz uprowadzenia dla wymuszenia okupu.
Ojciec Rafała Ł., palacz w klubie garnizonowym, wyznał po aresztowaniu syna: - Straciłem swoje dziecko, gdy pierwszy raz poszedł za kratki. Chłopak miał wtedy siedemnaście lat. Odsiedział półtora roku i wyszedł stamtąd całkiem zepsuty. Nigdzie nie pracował, a miał pieniądze na wszystko. Wynajął pokój przy tej samej ulicy, przy której mieszkamy, ale gdy chciał czegoś od nas, zajeżdżał na podwórko luksusowym samochodem, choć zabrano mu prawo jazdy. Ostatnio zmienił adres, nie wiem na jaki.
Kiedy "Zwierzak" chwalił się w swym miasteczku, że należy do gangu braci K., słynnym na całą okolicę gangsterom wyrastała pod bokiem konkurencja - "nowodworscy". Rafał Ł. był wiernym żołnierzem. Zmartwił się, kiedy komando braci K. nieskutecznie ostrzelało samochód "nowodworskich" - Marka B. "Białego" i Pawła G. "Głębika". Pochwalał zapowiedziany przez braci K. odwet, gdy spłonęły nadzorowane przez nich solarium i siłownia.
Na 23 czerwca 2000 roku w pubie EB w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie chętnie przesiadywali szefowie gangu konkurującego z "Modlinem", zaplanowano festyn z okazji końca roku szkolnego. Pod stolikiem zajmowanym zwykle przez bossów cyngle braci K. umieścili ponad pięciokilogramową bombę. Do eksplozji miało dojść wieczorem. Tragicznym zbiegiem okoliczności, rano właściciel lokalu zauważył w tym miejscu poluzowaną kostkę brukową. Kiedy wziął ją do ręki, nastąpił wybuch. Mężczyzna zginął, wyrzucony siłą podmuchu na dach. Śmiercionośny ładunek rozszarpał też ciała trzech innych osób.
Bracia K. nie zrezygnowali z dintojry. Niespełna trzy miesiące później Paweł G., ps. Głębik, wraz z należącym do jego bandy Krzysztofem B., ps. Szczurek, bawili się na automatach w miejscowym pubie Tartak. Nagle wpadło tam dwóch mężczyzn w kominiarkach. Jak później dowodziła policja, byli to Marek N. zwany "Markiem z Marek" i Daniel E., ps. Chulio vel Kulio. To ich podejrzewano o podłożenie bomby w pubie EB. Związani byli z gangiem wołomińskim, ale "wypożyczano" ich jako cyngli innym bandom. W Tartaku strzelali z broni maszynowej, ofiary nie miały szans. Kiedy napastowani padli od kul na podłogę, mordercy obrócili butami ich ciała, aby upewnić się, że są martwi.
Śledztwa w sprawie obydwu wybuchów trwały kilka lat. Prokurator chciał widzieć w ławie oskarżonych nie tylko kilerów, ale i zleceniodawców morderstw.
***
W 2003 roku do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił akt oskarżenia przeciwko liderom modlińskiej grupy przestępczej. Przyprowadzono dziewięciu gangsterów. Byli wśród nich dwaj bracia K., Dariusz i Grzegorz oraz Marek N., ps. Marek z Marek i Daniel E., ps. Chulio. Prokuratura przedstawiła dowody, że grupa modlińska podlegała wówczas bezpośrednio Jackowi K., ps. Klepak - bossowi gangu wołomińskiego, zastrzelonemu w 2002 roku w Mikołajkach. "Nowodworscy" byli z kolei częścią gangu z warszawskiego Żoliborza.
Podczas procesu "Gieno" przekonywał sąd, że został wrobiony w zarzuty. Nie ma gangu modlińskiego, a on nie obarczył swego sumienia zleceniem zabójstwa.
Nie wypadło to na tyle przekonująco, aby sąd zwolnił oskarżonych z aresztu. Nadal więc siedzieli za kratami, a tymczasem podwładni braci K., którzy pozostali na wolności, coraz mniej oglądali się na swoich szefów.
Dwaj "żołnierze" - Andrzej B., ps. Broda i Mariusz S., ps. Skowron, próbowali przejąć kontrolę nad zyskami z przydrożnej prostytucji. Odszczepieńcy postanowili przeciągnąć na swoją stronę także Konrada O., ps. Obój.
Umówili się z nim na kolację w restauracji. Potem w szampańskich humorach, przekonani, że się dogadali, wsiedli do samochodu, którym kierował "Broda". Obok niego siedział "Skowron". "Obój" i "Zwierzak" zajęli fotele z tyłu. W pewnej chwili Konrad O. zaczął symulować, że zbiera mu się na wymioty, i że muszą się zatrzymać. Samochód skręcił w stronę lasu. Tam Rafał Ł. strzelił do "Brody" i "Skowrona" przez oparcia foteli. Ciała zamordowanych zostały ukryte pod gałęziami w leśnym wykrocie.
Niespełna miesiąc później 26-letni Konrad O. został zastrzelony w Szpitalu Bielańskim, gdzie leczono mu nogę zranioną podczas gangsterskiej potyczki w ogródku piwnym na stadionie Olimpii. Egzekucja odbyła się w sali oddziału chirurgii urazowej na oczach pacjentów i odwiedzających ich rodzin. Bandyci w maskach wyciągnęli broń i oddali kilka strzałów w klatkę piersiową unieruchomionego gangstera. Z czwartego piętra uciekli przez okno po linie.
Zlecenie zabójstwa początkowo przypisywano grupie słynnego w Warszawie gangstera Rafała S., ps. Szkatuła, ale podejrzenie okazało się chybione. "Szkatuła" poszedł do więzienia za inne przestępstwa.
Dla "Zwierzaka" przekonanego, że zabójstwa "Oboja" dokonano na zlecenie braci K. zaniepokojonych, że ich wychowanek podejmuje samodzielne decyzje, nie pytając o zdanie, był to ostatni impuls, aby dokonać rozłamu w grupie modlińskiej, choć przecież latami pozostawał lojalny. Doszło do tego w 2005 roku. Przy osadzonych w więzieniu braciach K. zostali tylko pocięgle, jak mówiono na mieście, czyli bandyci bez większego znaczenia.
Grupę zbuntowanych potocznie nazywano w kręgach mafijnych "twierdzakami", gdyż mieszkali w pobliżu starych fortyfikacji wojskowych w Modlinie, dzielnicy Nowego Dworu Mazowieckiego. Rafał Ł. ogłosił się ich przywódcą. Jego przybocznymi zostali Józef M., Piotr T., ksywa Skwara, Marcin O., ksywa Orzech, Maciej S. "Śledź" i Piotr K. "Kopany". Wszyscy musieli mieć na sumieniu co najmniej jedno zabójstwo, aby nie mogli się starać o status świadka koronnego.
Ich wyposażeniem była broń braci K. ukryta na łąkach w Nowym Dworze. Rozwinęli paletę gangsterskiej działalności - doszedł przemyt i sprzedaż narkotyków sprowadzanych z Holandii.
Kiedy z aresztu śledczego wyszedł na wolność Dariusz K., ps. Kary, postanowił upomnieć się o dawne swoje miejsce. "Zwierzak" nie chciał podzielić się władzą i zdecydował, że zabije swego dawnego mentora. Nie było to proste, gdyż "Kary" chodził z obstawą. Rafał Ł. jednak uparcie polował na swą ofiarę. Raz z gotowym do strzału kałasznikowem czekał kilka godzin w śmietniku koło domu "Karego". Dariusz K. zwietrzył zasadzkę i tego dnia nie wrócił z miasta do domu. A na swego dawnego pupila wydał wyrok.
17 lipca 2005 roku, gdy "Zwierzak" wracał do domu z nadzorowanej przez siebie dyskoteki, na klatce schodowej ktoś przywitał go strzałami. Przywódca "młodych wilków" miał szczęście - broń zabójcy zacięła się. Rafał Ł. uciekł, krzycząc: - Mamusiu, strzelają do mnie!
Kiedy tylko doszedł do siebie, chciał poznać nazwisko niedoszłego mordercy. Dotarło do niego, że Artur Z., ps. Santos, handlarz narkotykami, który czasem chodził na akcje z braćmi K., przechwala się na mieście, że przechowuje broń tego, który chybił, strzelając do "Zwierzaka".
Ł. postanowił za wszelką cenę wyciągnąć od "Santosa" nazwisko kilera.
5 sierpnia 2005 roku o piątej rano przed oficyną, w której mieszkał Artur Z., gwałtownie zahamowały dwa samochody. Bandyci przebrani za antyterrorystów wyciągnęli z łóżka mężczyznę i jego ciężarną narzeczoną Małgorzatą R. Wywieziono ich półnagich do dzikiego parku w Twierdzy Modlin.
Tam mężczyzna był torturowany. Gdy nadal nie chciał mówić, został wrzucony do własnoręcznie wykopanego dołu. Wtedy ujawnił, że zamach na "Zwierzaka" zlecił "Kary". Napastnicy nagrali to wyznanie. Żeby wyciągnąć jeszcze więcej informacji, strzelili na postrach w stronę porwanego. Kula trafiła w tętnicę, mężczyzna wykrwawiał się. Rafał Ł. kazał go dobić.
Ochroniarze twierdzy modlińskiej (w jej murach pamiętających czasy Napoleona znajdują się różne magazyny) usłyszeli wołanie o pomoc i zaraz potem odgłos strzału. Pobiegli w tamtym kierunku. Ale wokół była cisza. Przeczesując zarośla, doszli do odkrytego dołu. Były w nim nieruchome nagie ciała mężczyzny i kobiety. Nie żyli. Obok leżał szpadel, rękawiczki, sznurowadła i zakrwawiony nóż. Żadnych porzuconych dokumentów identyfikacyjnych. Pies doprowadził do parkingu za parkiem, tam stracił trop.
Po kilku dniach nazwisko zamordowanego mężczyzny było już znane policji dzięki badaniom daktyloskopijnym.
***
Śledczy namierzyli 25-letniego Krzysztofa M. z Warszawy, posługującego się telefonem komórkowym zamordowanej Małgorzaty R. Przesłuchiwany przyznał, że w sierpniu ukradł komórkę koledze Józkowi M. Odwiedził go w Modlinie i jakoś tak go skusiło, gdy przez chwilę był sam w pokoju. Twierdził, że nigdy nie słyszał o poprzedniej właścicielce telefonu. Zamordowana? Nie, on nie da się w to wrobić. Owszem, ma przeszłość kryminalną, siedziało się w roku 1997 i później, w latach 2000-2004, ale to nie znaczy, że można na niego zwalić niewyjaśnione przestępstwa.
Po kilku dniach pobytu w areszcie Krzysztof M. zrozumiał, ze sytuacja jest poważna i że nie wymiga się pierwszym z brzegu kłamstwem. Za cenę wtajemniczenia prokuratora w szczegóły walki dwóch band na terenie Nowego Dworu Mazowieckiego i okolic chciał zostać świadkiem koronnym. Twierdził, że jemu bliżej pod komendę "Zwierzaka", ale nie był tam traktowany jako pełnoprawny członek bandy, na przykład nie dostawał wypłaty ze wspólnego kotła. Zabierali go na akcje, ale tylko te bezkrwawe. Może o jednej takiej opowiedzieć, z końca roku 2004. Umorzonej z powodu niewykrycia sprawców.
On wtedy właśnie wyszedł z więzienia. Pojechali na porwanie do małej miejscowości pod Olsztynem. Uprowadzony nazywał się Tadeusz W., miał stację benzynową. Zawieźli go do Nowego Dworu i związanego, z zaklejonymi oczami, ukrywali ponad tydzień w opuszczonym budynku. Rozmowy o wykupie za 600 tys. zł. były prowadzone z synem porwanego.
- Nie wiem, ile w końcu dał - odpowiedział Krzysztof M. na pytanie prokuratora. - Ja zarobiłem za pilnowanie 17 tysięcy.
Przesłuchano właściciela stacji paliw. Tak, przeżył straszne dni. Dwóch bandziorów znęcało się nad nim. Opowiadali mu, jak się topi ludzi, aby ciało nie wypłynęło. Że trzeba żywemu wbić gwoździe w płuca i serce. Potem wrzucili go do dołu, pytali, czy ma jeszcze grunt pod nogami, bo zaraz się wszystko zarwie. Z nerwów dostał drgawek mięśni twarzy, które pozostały mu na zawsze.
Prokuratura wznowiła śledztwo.
W czasie kolejnego przesłuchania oskarżony Krzysztof M. przyznał się do napadu wspólnie z Rafałem Ł. na hurtownię komputerów. To wszystkie jego grzechy. Bo z zabójstwem tej pary w Modlinie, twierdził, nie ma nic wspólnego.
***
Do aresztu trafił również Piotr K., ps. Kopany. Prokuratura zarzuciła mu handel narkotykami, napady na tiry i porwania dla okupu (m. in. Tadeusza W., tego od stacji benzynowej). "Kopany", 23-letni tokarz, nigdzie niepracujący, oficjalnie na utrzymaniu matki - biednej rencistki, początkowo nie przyznawał się do żadnego z listy przestępstw. A skąd miał nowy drogi samochód? Kupił go za pieniądze od mamy, tak twierdził. Jednakże wystarczyło kilka dni w areszcie i "Kopany" zaczął mówić, co wydarzyło się 5 sierpnia w Twierdzy Modlin. Kiedy zorientował się, że jeśli opowie wszystko o bandzie Rafała Ł., będzie mógł skorzystać z dobrodziejstw artykułu 60 Kodeksu karnego - czyli zostać tzw. małym świadkiem koronnym - ujawnił, jak zginęła ciężarna dziewczyna "Santosa".
"Zwierzak" prowadził Małgorzatę R. w głąb zdziczałego parku w taki sposób, że trzymał rękę na jej karku; nie mogła podnieść głowy. Doszli do dołu, gdzie leżał jej Artur. Żył jeszcze. Ciężko oddychał, z ust płynęła mu krew. Prosił Maćka, żeby go dobił. Maciej Ś., ps. Śledź, wskoczył do dołu i z bliska oddał strzał. Ale broń się zacięła, gangster musiał poprawić i potem jeszcze raz. Potem, na polecenie "Zwierzaka", Józef M. najpierw wepchnął dziewczynę do dołu, żeby patrzyła na śmierć narzeczonego, następnie Rafał Ł. założył jej na głowę kominiarkę i pokazał oprawcy taki gest: palec na ustach, ręka na gardle. Wtedy M. przewrócił kobietę na plecy, usiadł na niej okrakiem i dusił sznurówką. Ona ciągle żyła, więc krzyknął do tych, co stali nad dołem, aby rzucili mu nóż.
- Kiedy stanął nogą na jej krtani - Piotr K. płakał w czasie składania wyjaśnień - słyszałem taki trzask, jak przy łamaniu kości. "Śledź" po wyskoczeniu z dołu, cały był zakrwawiony. Ale jeszcze musiał razem z Józkiem M. zasypać grób.
Następnego dnia "twierdzaki" pojechali całą grupą ze swoimi dziewczynami na Mazury.
***
W październiku 2007 roku wszyscy mafijni egzekutorzy z grupy modlińskiej siedzieli już na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
Wraz z kolejnymi rozprawami tracili początkową butę. Ze strony sądu groziło im skazanie na dożywocie, wyrokiem konkurencyjnej mafii - śmiercionośna kula, gdyby wyszli za więzienną bramę.
Krzysztof M. przyznał w sądzie, że był przy zabójstwie w Twierdzy Modlin (wcześniej temu zaprzeczał). Kiedy jechali po tę parę, wiedział, że czeka ją śmierć. Ale nie mordował. Nawet współczuł Małgorzacie. Tę dziewczynę zabrali tylko dlatego, aby nie szukała narzeczonego po komendach policji. Przed zepchnięciem do grobu dał jej papierosa.
Józef M. przyznał się do udziału w morderstwie, zaprzeczył, że był członkiem grupy zbrojnej "Zwierzaka".
Rafał Ł. wypierał się, że kierował zabójstwem Artura Z. i Małgorzaty R. Przyznał się tylko do porwania tych dwojga oraz przedsiębiorcy Tadeusza W. Dopiero pod koniec procesu "Zwierzak" zmienił wyjaśnienia. Potwierdził swój udział w zabójstwie na terenie Twierdzy Modlin oraz dwóch innych gangsterów. Natomiast odwołał przyznanie się w śledztwie do kierowania gangiem.
W maju 2008 roku proces dobiegł końca. W ostatnim słowie oskarżony Rafał Ł. powiedział krótko: - Zrozumiałem, co zrobiłem i chciałbym to wszystko naprawić.
Krzysztof M. wyznał: - Przestępstwa, które popełniłem, były dla mnie ogromnym ciężarem. Poczułem ulgę, gdy mnie zatrzymano.
Józef M.: - Mój udział w grupie "Zwierzaka" podyktowany był brakiem perspektyw na lepsze życie. Ale nie zabiłem tych w dole. Jeśli sąd mnie skaże, będzie miał mnie na sumieniu.
Zwalisty, napakowany sterydami Piotr T., ps. Skwara, odczytywał swe ostatnie słowo z kartki z głośnym płaczem: - Nie wiem, jak zacząć... Przysięgam, że choć brałem udział w porwaniu i karę przyjmę za to z wielką pokorą, nie wiedziałem, że to się skończy takim nieludzkim morderstwem. Byłem prześladowany przez "Zwierzaka", nie mogłem mu odmówić.
Otoczony ciasno przez antyterrorystów Piotr K. (jako tzw. mały świadek koronny musiał być szczególnie chroniony) wypowiedział się krótko: - Chciałbym szybko wrócić do społeczeństwa.
Zapadły trzy kary dożywocia: dla Rafała Ł., Józefa M. i Krzysztofa M. Temu ostatniemu Sąd Apelacyjny w Warszawie obniżył karę do 25 lat pozbawienia wolności. Taki sam wyrok dostał Piotr T., ps. Skwara. Natomiast Piotra K., ps. Kopany, sąd nagrodził za współpracę z prokuraturą i skazał jedynie na dwa lata i cztery miesiące więzienia.
Wśród skazanych nie było Macieja Ś., ps. Śledź, który skutecznie ukrywał się przed policją. Był poszukiwany listem gończym w całej Europie. W policyjną zasadzkę wpadł na Malcie, dwa miesiące po zakończeniu procesu przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. Podawał się za kogoś innego, ale policjanci nie dali się zwieść.
W osobnym procesie Macieja Ś. skazano na dożywocie.
***
Proces o podłożenie bomby w pubie EB i zastrzelenie dwóch mężczyzn w pubie Tartak trwał blisko 10 lat. W dniu ogłoszenia wyroków w kwietniu 2013 roku w ławie oskarżonych brakowało jednego z braci K. - Grzegorza. Nie doczekał wyroku, bo został zastrzelony krótko po tym, jak sąd zwolnił go w 2008 roku z aresztu.
Dariusz K., ps. Kary, został skazany na 25 lat więzienia. Dwaj inni gangsterzy, którzy zdaniem prokuratury wykonywali mafijne wyroki: Daniel E., ps. Chulio oraz Marek N., ps. Marek, usłyszeli wyrok dożywocia. W apelacji wyroki jednak uchylono.
W powtórnym procesie sąd uznał, że winnym udziału w tych mordach jest Daniel E., ps. Chulio vel Kulio i skazał go na dożywocie. Ku zaskoczeniu prokuratury uniewinnił zaś z braku dowodów Marka N., ps. Marek z Marek. Ale tylko jego. Dariuszowi K. podwyższył wyrok na dożywocie. O warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero po 40 latach.
Prokurator odwołał się od uniewinniającego wyroku dla Marka N. Po skutecznej apelacji będzie on sądzony powtórnie.
***
Rafał Ł. nie napisał w więzieniu książki, do której miał już tytuł. Ale jego inicjały i ksywa widnieją w monumentalnej monografii prawniczej pt. "Dożywotnie pozbawienie wolności. Zabójca, jego zbrodnia i kara" autorstwa Andrzeja Rzeplińskiego, Marii Ejchart-Dubois i Marii Niełacznej. "Zwierzak" jest tam przedstawiony jako zbrodniarz, którego zdaniem więziennych psychologów nie da się zresocjalizować.
Dodajmy tylko, że skazujący go w pierwszej instancji sędzia Janusz Jankowski podkreślał bezwzględność oskarżonego, a o kierowanej przez niego grupie mówił, że jedyną zasadą jej działania był "brak jakichkolwiek zasad".
Barbara Piwnik, sędzia Sądu Okręgowego Warszawa-Praga i była minister sprawiedliwości, przez wiele lat prowadziła procesy członków gangów. Dziś twierdzi, że w cieniu przestępców - prasowych bohaterów, chełpiących się publicznie liczbą wykonanych wyroków, wyrosły prawdziwe mafijne struktury, przygotowane na czasy, które nadeszły. W dzisiejszym świecie przestępczości zorganizowanej nie ma już miejsca dla takich postaci, jak Rafał Ł., który nie zdołał ukończyć nawet podstawówki, a źródłem jego majętności były haracze zbierane od handlarzy i prostytutek czy ograbianie tirów.
Dzisiejszą mafię tworzą przestępcy innej kategorii niż 20-latek, który wywalczył sobie posłuszeństwo w grupie wyłącznie tym, że nie miał żadnych problemów z zabiciem człowieka. Szczycił się tym nie tylko wśród swoich "żołnierzy", ale i już w czasie śledztwa.
Dziś wielu spośród nowych gangsterów ma kupiony dyplom ukończenia prywatnej wyższej uczelni (nierzadko to dyplom studiów prawniczych) i notes z nazwiskami osób poznanych w czasie studiów. A to otwiera duże możliwości nie tylko towarzyskie. Może się zdarzyć, że kolega poznany w czasie studenckiej "domówki" zasiada w spółkach z udziałem Skarbu Państwa, albo na innym, intratnym stanowisku i wtedy warto robić z nim interesy.
Rafał Ł. nigdy nie trafi do takiego elitarnego towarzystwa. Dzisiejsi gangsterzy nie maja już dziar "spod celi", które kiedyś były ich znakiem rozpoznawczym, a dresy zakładają wzorem klasy średniej tylko wtedy, gdy chcą się czuć swobodnie we własnym domu. I nie mają, jak Ł., na rękach krwi. Przestępstwa polegające na przykład na wyłudzaniu milionowego zwrotu VAT, robi się białych rękawiczkach. Więc albo ktoś się zmieni, albo gangsterem już nie będzie.
Właśnie taki proces z udziałem osławionego gangstera "Słowika" toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie.
Autorka/Autor: Helena Kowalik
Źródło: Magazyn TVN24