Premium

Dlaczego na Podlasiu nagle szukali "ambicji", czyli skąd się biorą przecieki na egzaminach

Zdjęcie: TVN24

- To smutne, że może gdzieś być szkoła, która kształciła człowieka przez 12 lat i wypuszcza go w dorosłość z przesłaniem, że warto kłamać, łamać prawo i zasady - mówi o przeciekach maturalnych Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. 

Dziecko burmistrza dziwnym trafem znało pytania na maturze.

Komisja wydawała się łaskawsza dla syna wicedyrektorki.

Maturzystki w dwóch różnych liceach w tym samym mieście miały zupełnie inne szanse na zdobycie piątki na pisemnym egzaminie. I to nawet jeśli pisały prace na ten sam temat.

To wszystko - i wiele innych podobnych patologii maturalnych - miał ukrócić system egzaminów zewnętrznych. Założenie jest takie: te same testy są przeprowadzane równolegle w całym kraju, a następnie sprawdzane nie przez lokalnych nauczycieli, ale przez zupełnie obcych egzaminatorów - nauczycieli, często z zupełnie innego regionu kraju, którzy pochylają się nad zakodowanymi, a więc anonimowymi dla nich pracami i analizują efekt pracy maturzystów według krajowych wytycznych.

To wszystko miało zagwarantować uczniom poczucie sprawiedliwości. Na poziomie organizacyjnym matura stała się dla wszystkich równa.

Jednak w praktyce nie zawsze tak się dzieje. W tym tygodniu dziwnym zrządzeniem losu na Podlasiu ktoś nagle dwie godziny przed egzaminem zaczął wyszukiwać połączenie haseł "ambicja" i "Lalka", co, jak już wiemy, było jednym z trzech tematów maturalnych.

Jak mogło do tego dojść i kto zostawił po sobie cyfrowy ślad oszustwa?

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam