|

Dlaczego na Podlasiu nagle szukali "ambicji", czyli skąd się biorą przecieki na egzaminach

Dlaczego na Podlasiu nagle szukali “ambicji”, czyli jak działają przecieki na egzaminach
Dlaczego na Podlasiu nagle szukali “ambicji”, czyli jak działają przecieki na egzaminach
Źródło: TVN24

- To smutne, że może gdzieś być szkoła, która kształciła człowieka przez 12 lat i wypuszcza go w dorosłość z przesłaniem, że warto kłamać, łamać prawo i zasady - mówi o przeciekach maturalnych Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Dziecko burmistrza dziwnym trafem znało pytania na maturze.

Komisja wydawała się łaskawsza dla syna wicedyrektorki.

Maturzystki w dwóch różnych liceach w tym samym mieście miały zupełnie inne szanse na zdobycie piątki na pisemnym egzaminie. I to nawet jeśli pisały prace na ten sam temat.

To wszystko - i wiele innych podobnych patologii maturalnych - miał ukrócić system egzaminów zewnętrznych. Założenie jest takie: te same testy są przeprowadzane równolegle w całym kraju, a następnie sprawdzane nie przez lokalnych nauczycieli, ale przez zupełnie obcych egzaminatorów - nauczycieli, często z zupełnie innego regionu kraju, którzy pochylają się nad zakodowanymi, a więc anonimowymi dla nich pracami i analizują efekt pracy maturzystów według krajowych wytycznych.

To wszystko miało zagwarantować uczniom poczucie sprawiedliwości. Na poziomie organizacyjnym matura stała się dla wszystkich równa.

Jednak w praktyce nie zawsze tak się dzieje. W tym tygodniu dziwnym zrządzeniem losu na Podlasiu ktoś nagle dwie godziny przed egzaminem zaczął wyszukiwać połączenie haseł "ambicja" i "Lalka", co, jak już wiemy, było jednym z trzech tematów maturalnych.

Jak mogło do tego dojść i kto zostawił po sobie cyfrowy ślad oszustwa?

Gwałtowny wzrost

Środa, 5 maja, dzień matury z matematyki. Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcin Smolik zawiadomił policję i prokuraturę o możliwym wycieku tematów maturalnych z arkusza egzaminacyjnego z języka polskiego na poziomie podstawowym. Ten egzamin odbył się dzień wcześniej.

Skąd takie podejrzenie? - Na naszą skrzynkę mailową dostaliśmy kilka jednakowych informacji: skany z Google Trends, na których jest pokazane, że we wtorek po godzinie 7.30 poszukiwana była fraza "ambicje Lalka", czyli słowa klucze z jednego z wypracowań - przyznał dyrektor Smolik. Zaznaczył, że na razie trudno ustalić wiarygodność tych informacji.

0505N261X F16 CZEPITA MATUR
Wpłynęło kilka zawiadomień
Źródło: TVN24

O co dokładnie chodzi? Wyszukiwarka Google'a i połączone z nią mechanizmy do analizy danych pozwalają sprawdzić nie tylko, jakie hasła były wyszukiwane, ale również o jakiej porze i w jakim miejscu. Bliższa analiza informacji z wyszukiwarki wskazała, że "ambicjami" w "Lalce" Bolesława Prusa nagle we wtorkowy poranek zainteresowali się internauci z Podlasia. Nie wiadomo, ilu ich dokładnie było, bo system nie pokazuje liczby zapytań, a jedynie ich przyrosty. Upraszczając: jeśli w poniedziałek nikt nie szukał połączenia tych haseł, a we wtorek rano zrobiło to, dajmy na to, sto osób, to Google odnotowuje ten gwałtowny wzrost. I właśnie to zauważyli internauci, którzy przekazali informacje do CKE.

Czy jest możliwe jakieś inne wytłumaczenie? Jest. Jakiś nauczyciel wysłał uczniom rano wiadomość o tym, co jego zdaniem warto jeszcze powtórzyć przed wejściem na egzamin. I trafił. Jak bardzo to prawdopodobne? Musimy to zostawić ocenie policji.

Ale w środę zrobiło się jeszcze poważniej. Do CKE dotarła informacja, że na zamkniętych grupach na komunikatorach internetowych miały być udostępniane całe zadania z matematyki z odpowiedziami. Ten egzamin, podobnie jak z języka polskiego, rozpoczął się o godz. 9.

W środę po południu dyrektor Smolik poinformował: "W związku z przekazywanymi do CKE informacjami dotyczącymi możliwego ujawnienia treści arkusza egzaminacyjnego z języka polskiego i matematyki na poziomie podstawowym przed rozpoczęciem egzaminu z danego przedmiotu przez osoby prawnie zobowiązane do ochrony materiałów egzaminacyjnych przed ujawnieniem, uprzejmie informuję, że Centralna Komisja Egzaminacyjna złożyła w tej sprawie doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa do właściwych organów, tj. policji oraz prokuratury".

cke
Dyrektor CKE Marcin Smolik o reżimie sanitarnym podczas egzaminów maturalnych

Winnego brak

Ubiegły rok pokazał, że służby nie zawsze radzą sobie z odnalezieniem źródeł przecieków.

- Będzie to wyjaśniała policja - mówił nam rok temu dyrektor Smolik, gdy pytaliśmy, czy wzmożona liczba zapytań w internecie poświęconych "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego tuż przed rozpoczęciem matury jest dowodem na przeciek.

Tak, w zeszłym roku CKE miała bardzo podobny problem, jak dziś z ambicją i "Lalką" na Podlasiu.

W poniedziałek 8 czerwca 2020 roku rano (matury były wówczas przesunięte z powodu pandemii), jeszcze przed rozpoczęciem egzaminu pisemnego z języka polskiego, na Podlasiu odnotowano nagły wzrost wyszukiwań haseł związanych z dramatem Wyspiańskiego. Kilka godzin później okazało się, że ta lektura była jednym z dwóch tekstów do wyboru na egzaminie dojrzałości.

Maturzyści obawiali się, że ewentualny wyciek może być powodem do unieważnienia egzaminu dojrzałości. Dyrektor CKE uspokajał jednak: - Na pewno nie dojdzie do unieważnienia matury w całej Polsce. Jeśli jednak potwierdzi się, że w jakiejś szkole czy grupie uczniów był wcześniej dostęp do pytań, tam unieważnienie matury jest możliwe - zapewniał.

Unieważnienia nie było, ale i żaden winny jak dotąd się nie znalazł.

Już jesienią zeszłego roku wiele wskazywało na to, że sprawa może nie zakończyć się sukcesem. RMF FM informowało o przedłużającym się postępowaniu, braku wymiernych efektów, a także niezrozumiałej decyzji o przeniesieniu śledztwa z Warszawy do Ostrołęki. Po tych doniesieniach Prokuratura Krajowa orzekła jednak, że śledztwo w sprawie przecieków podczas egzaminów maturalnych przebiega prawidłowo.

Tyle że dziś już wiemy, że nadal trwa. I nikomu nie postawiono dotąd zarzutów.

W 2020 roku unieważniono w całej Polsce egzamin 345 osobom.

W czasie egzaminu: - za niesamodzielne rozwiązanie zadań - 3; - za wniesienie lub korzystanie z telefonu - 42; - za zakłócenie przebiegu egzaminu - 1.

Po egzaminie: - za naruszenie przepisów przeprowadzania matury (np. były skargi, że źle było słychać nagrania na egzaminie z języków obcych; że za oknem był remont; że ktoś z komisji rozmawiał cały czas) - 148, - za stwierdzoną przez egzaminatora niesamodzielność - 136, - inne przypadki - 15.

konfa justyna 3
CKE: egzamin maturalny w 2020 roku zdało 74 procent absolwentów
Źródło: TVN24

Zadania na Twitterze

W Polsce wprowadzono egzaminy zewnętrzne na dużą skalę niemal 20 lat temu - w 2002 roku przeprowadzono pierwszy egzamin gimnazjalny. Przez cały ten czas udowodnione wycieki pytań egzaminacyjnych były rzadkie. Udokumentowano trzy.

W 2002 roku była pracownica toruńskiego Zapoleksu (ten zakład drukował testy dla szkół w całej Polsce), pracując bezpośrednio przy produkcji arkuszy, od marca spisywała treść pytań testu matematyczno-przyrodniczego, a następnie sama je rozwiązała i przekazała synowi, który zdawał egzamin w gimnazjum w Lubiczu. Chłopak podzielił się odpowiedziami z dwiema koleżankami.

Z kolei wiosną 2009 roku doszło do przecieku w jednym z warszawskich gimnazjów niepublicznych. Było tak: kilka godzin po egzaminie humanistycznym ówczesny dyrektor CKE Krzysztof Konarzewski dostał mail dotyczący strony internetowej, na której znalazły się rozwiązania zadań. Z informacji na stronie wynikało, że plik został zamieszczony dzień przed egzaminem. Tego samego wieczora zatrzymano 18-latka, który przyznał, że test dostał od woźnej. Okazało się, że dyrektorka szkoły otworzyła kopertę z arkuszami egzaminów dzień przed terminem. I choć CKE nie mogła ustalić, ilu uczniów widziało zadania, egzamin musiała powtarzać cała szkoła.

W 2018 roku doszło do wycieku zadań z języka polskiego - również na egzaminie gimnazjalnym. Wtedy temat wypracowania uczniowie opublikowali na Twitterze na 20 minut przed rozpoczęciem egzaminu. Nie udało się jednak ustalić, jak do tego doszło.

Kwestia zaufania

Z punktu widzenia tegorocznych matur i zamieszania z nimi związanego kluczowe są dwa ostatnie przypadki. Pierwszy nie ma się już prawa powtórzyć - w drukarniach wprowadzono specjalne zabezpieczenia organizacyjne i nie ma w zasadzie szans, by ktoś bezkarnie wykradł tam zadania.

Inną kwestią jest moment, gdy prace trafiają już do szkół. Koperty z arkuszami są zabezpieczone. Jeśli ktoś będzie chciał podejrzeć zawarte w nich zadania, musiałby którą z nich otworzyć.

Co prawda, dyrektorzy, przedstawiciele zespołów nadzorujących i uczniowie muszą przed rozpoczęciem matur potwierdzić, że dostali zamknięte zestawy egzaminacyjne. - Ale to wszystko to kwestia zaufania i szacunku do procedur - przyznaje dyrektor Smolik. - System zbudowany jest na uczciwości. Zakłada, że w szkołach pracują rzetelni ludzie, którym zależy na przeprowadzeniu sprawiedliwego dla wszystkich egzaminu. Jak inaczej mielibyśmy to nadzorować? Do każdej z ośmiu tysięcy szkół, gdzie jest matura, wysyłać policjanta? - pyta.

Obecnie dyrektorzy szkół muszą przyjmować arkusze w towarzystwie drugiego członka zespołu egzaminacyjnego. A wydając je przewodniczącym zespołów nadzorujących, mają obowiązek pokazać list przewozowy członkom zespołu i przedstawicielowi uczniów. W liście jest informacja, ile dokładnie pakietów zostało dostarczonych do danej szkoły. Osoby, które uczestniczą w przekazaniu arkuszy, muszą na piśmie potwierdzić tę liczbę pakietów.

Jeśli więc na Podlasiu rzeczywiście doszło do wycieku, w oszustwie musieli brać udział nie tylko maturzyści, ale również ich nauczyciele.

MATURA
"Wszystko przebiegło bez zakłóceń"
Źródło: TVN24

Chcieli dobrze, ale...

Historia pokazuje, że nawet "rzetelni" pracownicy oświaty nie zawsze tak samo jak CKE rozumieją to, co jest dobre dla uczniów. Najgłośniejszym przykładem egzaminacyjnego nadużycia jest najpewniej historia z Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie na sprawdzianie szóstoklasisty (kończyła się nim podstawówka przed reformą Anny Zalewskiej) poprawiono odpowiedzi uczniów.

To było w 2012 roku. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Poznaniu unieważniła wówczas wyniki sprawdzianu z kwietnia, gdyż stwierdziła, że doszło do ingerencji w karty odpowiedzi. 23 uczniów Szkoły Podstawowej nr 10 w Gorzowie Wlkp. musiało w efekcie napisać test jeszcze raz.

Fałszerstwo najpewniej nie wyszłaby na jaw, gdyby nie rodzice zaniepokojeni słabymi wynikami sprawdzianu swoich dzieci. Po wglądzie w karty odpowiedzi okazało się, że zostały na nich naniesione zmiany. Ingerencja dotyczyła zadań zamkniętych. W większości przypadków zmiany jednak... zaniżyły wyniki sprawdzianu.

Nauczycielki chciały, aby dzieci uzyskały gorszy wynik? Wręcz przeciwnie. Ale ten, kto poprawiał karty odpowiedzi, zapomniał, że choć dzieci rozwiązują te same zadania, to żeby ograniczyć ściąganie, mają na swoich arkuszach różnie rozłożone odpowiedzi. Uczniowie siedzący obok siebie, co innego będą mieli ukrytego pod odpowiedziami "a", "b" czy "c".

- W wyniku przesłuchania kilkudziesięciu osób, w tym nauczycieli, ustalono, że członkowie komisji egzaminacyjnej nie zostali przygotowani przez dyrektorkę, która była szefową szkolnego zespołu egzaminacyjnego, do zmienionych reguł przeprowadzenia tego egzaminu i w związku z tym tylko oskarżona miała dostęp do wszystkich kart egzaminacyjnych - mówił "Gazecie Lubuskiej" Dariusz Domarecki, ówczesny rzecznik gorzowskiej prokuratury. Przeciwko Izabeli K. skierowano akt oskarżenia. Groziło jej do pięciu lat więzienia.

Sprawa ciągnęła się latami, dyrektorka zapewniała, że jest niewinna. - Ale ostatecznie Izabela K. została skazana na karę więzienia w zawieszeniu, w trzecim podejściu do procesu - mówi Kamil Siałkowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej", który przez lata opisywał tę historię.

Ale zdarzały się też wpadki po stronie CKE. W 2011 roku uczniowie jednego z prestiżowych warszawskich liceów na klasówce z matematyki rozwiązywali zadania, z których dziewięć w niezmienionej postaci i tej samej kolejności dostali potem na maturze rozszerzonej z matematyki. To jednak nie był przeciek, a poważny błąd nauczyciela, który dla okręgowej komisji egzaminacyjnej prowadził rok wcześniej próbne zastosowanie zadań. A następnie, pomimo zakazu, wykorzystał zadania na klasówce.

Żerowanie na stresie

Egzaminom zewnętrznym od lat towarzyszy jeszcze jeden rodzaj oszustwa.

"Matura, mamy arkusze", "Przecieki! Tylko u nas!" - fora internetowe dla maturzystów od lat zasypywane są setkami tego typu wpisów. Jedni zachęcają: "Znalazłem je, to się dzielę". Inni: "Mam już nawet odpowiedzi". Powstają poświęcone "przeciekom" strony internetowe i blogi. Wielu autorów takich wiadomości zakłada fałszywe konta na Facebooku i Twitterze. Tylko że oni żadnych zadań nie mają. A nawet jeśli, to te z poprzednich lat, które tylko udają aktualne.

Po co? Autorom takich wpisów zwykle chodzi m.in. o wyłudzanie danych i zarabianie na zestresowanych maturzystach. Ci często tak bardzo chcą zdobyć zadania przed czasem, że np. rejestrują się na stronach, które wymagają podania numeru telefonu. Podzielenie się nim wiąże się zaś z zapisaniem na płatną subskrypcję SMS. Tak, chodzi m.in. o kosztujące kilkadziesiąt złotych SMS-y z prognozą pogody, motywującymi cytatami czy wróżbami.

W tym roku na jednym z serwisów za "arkusz" oszuści chcieli nagich zdjęć albo zdjęć z durszlakiem na głowie. To przykład żerowania dla upokorzenia i wykorzystywania cyfrowej nieświadomości młodych ludzi.

Czy dla pokrzywdzonych w ten sposób będzie to wystarczająca przestroga przed ściąganiem w przyszłości? Nie wiadomo.

czarnek matura 2022
Jak będzie wyglądała matura w 2022 roku?

Świadectwo sprytu

Tymczasem przyzwolenie na ściąganie podczas matury jest w Polsce stosunkowo duże, choć pomiędzy 1997 a 2009 rokiem wyraźnie spadło. Przez lata przyglądał się temu CBOS.

W 1997 roku ściągania "nie aprobowało" 28 procent badanych, a w 2009 roku – już 47 procent. "Nic przeciwko" ściąganiu w 1997 roku nie miało 52 procent badanych, w 2009 – 34 procent.

Skąd ta zmiana? "Zapewne wiele jest powodów, dla których odsetek respondentów potępiających ściąganie na maturze się zwiększył. Jednym z nich może być fakt, że wcześniejsza matura była raczej rytuałem przejścia w dorosłość, jej wynik nie liczył się tak bardzo jak obecnie liczba punktów zdobytych na maturze. Należy pamiętać, że dzisiejsza matura jest jednocześnie egzaminem na studia - podniesienie rangi i ważności tego egzaminu spowodowało być może większy rygoryzm" - czytamy w raporcie CBOS. Jego autorzy zwracali też uwagę, że "dezaprobata ściągania na maturze wzrasta wraz z wiekiem badanych, wielkością miejscowości zamieszkania, poziomem wykształcenia, wysokością dochodów per capita oraz częstością praktyk religijnych. W grupach społeczno-zawodowych takie zachowanie najczęściej potępiają kierownicy i kadra zarządzająca (69 proc)".

Student przyszedł na egzamin z największą ściągą świata
Student przyszedł na egzamin z największą ściągą świata
Źródło: TVN24 BiS

Ściągającym uczniom w Polsce grozi unieważnienie egzaminu i możliwość poprawy dopiero po roku. Są także konsekwencje karne - za poświadczenie nieprawdy przez wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego grożą nawet trzy lata więzienia. Ale praktyka pokazuje, że w przypadku egzaminów to na razie głównie straszak.

Z raportu "Uczciwość w szkole" z 2014 roku, który przygotowali wspólnie eksperci Fundacji Rozwoju Edukacji i Szkolnictwa Wyższego oraz serwisu edukacyjnego zadane.pl (w badaniu wzięło udział 6,5 tys. uczniów) wynikało, że w opinii uczniów ściąganie i podpowiadanie w szkole nie jest nieuczciwością, ale świadectwem sprytu i umiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Prawie 68 procent respondentów twierdziło, że w ich szkole podczas zajęć nie był poruszany temat uczciwości.

Czytaj także: