Premium

Małgorzata zmarła od razu, Laura cztery dni później, w szpitalu. Krzysztof S. nie pamięta, jak je zabił

Zdjęcie: Archiwum rodzinne

Wbiegł mu pod koła czarny pies. Odbił w prawo, by go nie potrącić i wjechał do rowu. Próbował skręcić w lewo, hamować, wrócić na drogę - tak mówił w śledztwie. W sądzie tego nie pamiętał. Było jakieś zwierzę, ale w rowie doznał chwilowej utraty przytomności. Uderzył w mostek i wtedy dopiero się ocknął. Lecąc w powietrzu, porwał z mostku żonę i córkę Andrzeja, który stał obok nich i przeżył.

Miał je na wyciągnięcie ręki. Nie zdążył nic zrobić. Biały hyundai tucson przeleciał w ciszy. Uderzył Laurę w głowę, Małgorzatę przygniótł. Kobieta zmarła na miejscu. Dziewczynkę zabrał śmigłowiec medyczny.

Strażacy powiedzieli ojcu: gdyby nie drzewo, pan też by nie żył. Andrzej stał za drzewem. Biały hyundai otarł się najpierw o to drzewo, a potem zabił mu żonę. I córkę.

22 października 2020 roku, wieś Gilowice na Żywiecczyźnie. Małgorzata miała 36 lat, tyle samo co Andrzej, była z sąsiedniego Rychwałdu, znali się od podstawówki. Ich pierwsza córka, Laura, miała trzy lata, zmarła w szpitalu cztery dni po tym wypadku, cztery dni po śmierci mamy, cztery dni po śmierci żony Andrzej stracił córkę. Lekarze nie dawali mu nadziei. Mówili: głowa dziecka zalana jest krwią. Jeszcze jest Rita, ich druga córka, wtedy miała niewiele ponad rok i została w domu z babcią, może dlatego żyje. Andrzej żyje dziś tylko dla niej. Trzecia miała być Łucja, a jeśli chłopiec, to Artur, jeszcze nie znali płci. Małgorzata była w drugim miesiącu ciąży.

Małgorzata i jej córka Laura zostały śmiertelnie potrącone na Zakopiańskiej w Gilowicach 22. 10. 2020
Nie żyje potrącona kobieta w ciąży, jej 3-letnia córka w ciężkim stanieŻywiec112/ śląska policja

"Pan patrzy na mnie"

- Panie S., pan patrzy na mnie. Nigdy panu tego nie zapomnę. Nigdy panu tego nie wybaczę - mówi Andrzej dwa lata później.

Jest 21 marca 2022 roku, ciasna sala Sądu Rejonowego w Żywcu. Krzysztof S. na ławie oskarżonych. To on kierował białym hyundaiem tucsonem. 69 lat, emeryt, ojciec trojga dorosłych dzieci. Lekarz laryngolog. Dotąd niekarany, doświadczony kierowca, w chwili wypadku trzeźwy. Siwą głowę opiera na rękach, patrząc w ziemię.

Andrzej ma go na wyciągnięcie ręki. Mógłby być jego synem, rocznik '84. Jest oskarżycielem posiłkowym i na każdej rozprawie stara się zająć miejsce w pierwszym rzędzie ławek przeznaczonych dla publiczności, tak by być jak najbliżej oskarżonego.

Sędzia Ewa Oleszek po wysłuchaniu mów końcowych zamyka przewód sądowy i zapowiada publikację wyroku na 4 kwietnia, za dwa tygodnie. To maksymalny okres odroczenia, jaki dopuszcza Kodeks postępowania karnego, gdy sprawa jest zawiła.

Wyrok nikogo nie usatysfakcjonuje.

Obejrzał się do żony, zrywała kwiat z drzewa

To był słoneczny dzień. Sucho, jasno, przejrzyście. Zbliżała się piętnasta.

Andrzej i Małgorzata wyszli z Laurą z domu przy ulicy Zakopiańskiej na kawę do sąsiadki - na posesję obok. Mieli wziąć także Ritę, ale zasnęła i została w domu z babcią. Zakopiańska to niebezpieczna ulica, fragment drogi wojewódzkiej 946, łączącej Żywiec z Suchą Beskidzką. Bardzo ruchliwa, do tego wąska, pełna zakrętów, wyboista i nie ma chodnika. Dzieci mieszkające przy Zakopiańskiej dowożone są do szkoły specjalnym autobusem.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam