"Konstytucja, konstytucja!" - tym razem ten okrzyk może rozlec się w szkołach, jeśli dorośli z uczniami pochylą się nad szkolnymi konstytucjami, czyli statutami. To dobry moment, żeby zobaczyć, jak wyglądają, by z początkiem nowego roku być przygotowanym do ich zmiany. Przecież nauczyciele i dyrektorzy już wiedzą, jak to jest, gdy łamane są ich prawe. Pora, żeby zrozumieli, że prawa uczniów to nie fanaberia.
W ostatnich kilku latach, gdy obywatele mieli poczucie, że łamane są ich prawa, na ulicach miast i miasteczek często krzyczeli: "Konstytucja, konstytucja!".
A co dzieje się, gdy łamane są szkolne konstytucje, czyli statuty? Czemu tak rzadko ktoś krzyczy, a częściej przyjmujemy to z milczącą akceptacją? O tym rozmawiamy z Łukaszem Korzeniowskim, założycielem Stowarzyszenia Umarłych Statutów (SUS).
Ale najpierw przykłady.
Kraków. "Ucznia obowiązuje w Szkole i poza nią bezwzględny zakaz: (...) podejmowania aktywności seksualnej, polegającej na: odbyciu stosunku seksualnego, udziału w imprezach o charakterze erotycznym oraz pozowania do filmów i zdjęć pornograficznych, publicznym podejmowaniu zachowań o zabarwieniu seksualnym".
Gdańsk. "Uczniom nie wolno: [...] rozpowszechniać na terenie szkoły informacji, zdjęć i innych treści bez zgody dyrektora".
Łódź. "strój dziewczęcy składa się z: białej bluzki oraz ciemnej spódnicy/sukienki". Tak, spodnie na apelach szkolnych były tylko dla chłopców.
To wszystko prawdziwe zapisy ze szkolnych statutów - czyli dokumentów, które nazywane są szkolnymi konstytucjami. To właśnie z takimi - w większości bezprawnymi - zapisami próbuje walczyć Łukasz i jego znajomi ze Stowarzyszenia Umarłych Statutów.
Na co dzień edukują innych, jak stworzyć statut wolny od takich wad i przyjazny wobec całej społeczności szkolnej. Bo rodzice i uczniowie też mogą mieć wpływ na szkolną konstytucję. I to najlepszy moment, by się nią zainteresować.
Pierwszy raz na dywaniku
Zacznijmy od zapoznania się z Łukaszem, naszym przewodnikiem po statutowych zawiłościach.
Dla niego ta historia zaczęła się kilka lat temu, gdy sam był uczniem drugiej klasy liceum. Dodajmy - jednym z najstarszych uczniów w tej klasie i roczniku, bo urodził się w styczniu.
- Jakoś w listopadzie dostałem informację, że skoro kończę 18 lat, to moja mama powinna przyjść do szkoły i wyrazić zgodę na to, żebym mógł się samodzielnie usprawiedliwiać w przypadku nieobecności. A jeśli nie, to dalej ona będzie mnie usprawiedliwiać - opowiada Łukasz. - Zdziwiło mnie to i wydawało się niezrozumiałe, w końcu miałem być już dorosły, co miała mieć do moich spraw mama?
Łukasz zaczął szukać informacji w sieci. Znalazł pisma byłego Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, który pochylał się nad kwestią łamania praw "dorosłych uczniów". Zaczął też o sprawie rozmawiać z kolegami i koleżankami z Młodzieżowej Rady Miasta w Wadowicach, gdzie na co dzień się uczył. - Nie bardzo była chęć, by podjąć temat, bo to było równoznaczne z narażeniem się dyrekcji - wspomina. - Więc pomyślałem, okay, sam sobie poradzę.
O swoich wątpliwościach poinformował małopolskie kuratorium oświaty, a to uznało, że szkolne przepisy, które nie pozwalają pełnoletnim uczniom się usprawiedliwiać, należy uchylić.
Wtedy pierwszy raz w życiu został wezwany na dywanik. - Siedziałem sobie na matematyce, przychodzi pani sekretarka i pyta się, czy jestem. Ja mówię, że tak, jestem - opowiada. - Cała klasa wbija we mnie wzrok, wszyscy wiedzą, o co chodzi. Rozmowa trwała około półtorej godziny, to było moje pierwsze takie doświadczenie. Zaczęło się od pytania o moje relacje z rodzicami. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że są całkiem okej. Więc padło pytanie: "dlaczego tak zrobiłeś?". Dyrekcji wydawało się, że musi być jakiś motyw, który za tym moim zgłoszeniem stał, a jak się okazało, że go nie ma i tylko chodzi mi o przestrzeganie prawa, to było wielkie zdziwienie. W końcu tyle lat nikt się nie czepiał - zauważa.
A jednak po interwencji dokument został zmieniony.
Cena kilku krzywych spojrzeń
Czy było warto wywoływać szkolną burzę? - Mieliśmy takie osoby w szkole, które miały trudne relacje z rodzicami, gdzieś tam się powoli usamodzielniały, ale dalej szkoła ich mocno z nimi wiązała - wspomina. - Jeśli mogłem im jakoś pomóc, to chyba mogę być z siebie zadowolony. Jeśli choć kilku osobom poprawiło się życie, to warto było przeboleć kilka nieprzyjemnych uwag czy krzywych spojrzeń - dodaje.
Łukasz zauważa, że dziś - kilka lat od jego pierwszej inicjatywy - stowarzyszenie, które w efekcie założył, nadal dostaje wiadomości na przykład od osób, które opowiadają, że są pełnoletnie i chcą iść do lekarza bez wiedzy rodziców. System, w którym rodzic ma ich nieobecności usprawiedliwiać, to uniemożliwia.
- Już wtedy, gdy sam byłem w liceum, widziałem, że to nie jest problem tylko mojej szkoły, a w zasadzie w wielu tak jest. Poszła o mnie fama, że sobie z tym poradziłem, więc zaczęły się do mnie zgłaszać osoby, które chciały się dowiedzieć, jak to zrobić - wspomina Łukasz. - Zgadaliśmy się, że zakładamy grupę na Facebooka, bloga i będziemy działać, dzieląc się wiedzą i doświadczeniami.
Szybko jednak okazało się, że różne problemy ze szkolnymi zapisami w statutach mają nie tylko pełnoletni uczniowie. - Uczniowie pełnoletni to był tak naprawdę margines - opowiada Łukasz. - Wszyscy, bez względu na wiek, zgłaszali się z kłopotami w kwestii oceniania, sprawdzania, ocen z zachowania. To był po prostu kosmos! Im więcej statutów czytałem, tym mocniej byłem zdziwiony, jak mocno te prawa uczniów są ograniczane lub nierespektowane.
Zaprowadzić porządek w kosmosie
Gdy Łukasz walczył ze statutami, wcale nie marzył, że będzie prawnikiem. Pomysł, by studiować prawo, narodził się dopiero w czasie aktywności na rzecz praw uczniów.
- To był 2018 rok, nasza grupa się rozrastała i pojawiały się coraz to nowsze problemy - wspomina. - Pisaliśmy różne wnioski do kuratoriów, samorządowców, poradniki dla uczniów o ich prawach i możliwościach. Działaliśmy razem, choć nawet nigdy nie widzieliśmy się na żywo. Nasz fanpage na Facebooku szybko przekroczył dwa tysiące polubień. To była kula śnieżna i w 2020 roku, półtora roku po tej pierwszej interwencji, uznaliśmy w końcu, że trzeba to sformalizować. Tak powstało stowarzyszenie.
W pierwszy weekend lipca część naszego zespołu wzięła udział w zjeździe Stowarzyszenia, który odbył się w Białymstoku. ✨...
Posted by Stowarzyszenie Umarłych Statutów on Tuesday, July 6, 2021
Dziś w jego zespole jest około 20 osób. Oprócz uczniów i studentów są m.in. radca prawny, informatyk, grafik. - A posiadanie osobowości prawnej pomaga nam w kontakcie z instytucjami - tłumaczy Łukasz. Jest co robić, bo tygodniowo odpowiadają nawet na 50 zgłoszeń uczniów z całej Polski.
- Wszystko zaczęło się od względnie małej głupoty i uporu jednej dyrekcji, nikt, a na pewno nie ja, nie przypuszczał, że powstanie z tego organizacja, która jest istotnym głosem w kwestiach praw ucznia. Gdyby tylko szkoła przestrzegała prawa, toby całej tej historii nie było - przyznaje Łukasz.
Najpierw umarli poeci, potem statuty
Nazwa - Stowarzyszenie Umarłych Statutów - nawiązuje do filmu i książki “Stowarzyszenie umarłych poetów”, ale Łukasz przyznaje, że jest nieco przypadkowa.
- Szukaliśmy jakiejś nazwy i dyskutowaliśmy, że może dobrze byłoby sparafrazować tytuł jakiejś książki. Był nawet jakiś pomysł z Harrym Potterem - opowiada. - I dlatego, gdy ktoś mnie pyta, jak nawiązujemy w swojej działalności do "umarłych poetów", to nie mam na to jakiejś fajnej, zgrabnej historyjki. Nie próbujemy dopisywać znaczenia na siłę, bo sens jest taki, że to nazwa, która fajnie brzmi. I chyba zapada w pamięć - dodaje.
Za największy sukces organizacji Łukasz uważa to, że udaje im się podnieść świadomość społeczeństwa na temat praw uczniów. - Kiedy sam w liceum próbowałem się ze swoim tematem uporać, było może kilka artykułów - wspomina. - Teraz, gdy przeglądam jakieś fora, czy grupy uczniowskie, to widzę, że jest dużo świadomych swoich praw użytkowników.
Zmienia się też nastawienie kuratoriów, do których stowarzyszenie zgłasza się z uwagami do szkolnych statutów. - Chyba nauczyli się, że spławianie nas i mówienie "drogie dzieci, nie macie racji" już nie przejdzie i nie da się nas zbyć jednym pismem - ocenia Łukasz. - Gdy założyliśmy fanpage, naszym celem było nauczyć ludzi ich praw, pokazać, co mają zrobić, żeby sami działali. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego sami ogarnąć. Chcieliśmy dać im przykład, że to walczenie o swoje nie jest straszne, bo te urzędy są dla obywateli, a nie na odwrót. I mają pomagać, a nie po prostu sobie istnieć. I to się chyba udało - dodaje.
Najczęściej na naszej stronie możecie zobaczyć opisy spraw interwencyjnych, skany odpowiedzi na wysłane przez nas...
Posted by Stowarzyszenie Umarłych Statutów on Sunday, July 18, 2021
W kogo uderza szkolne bezprawie
Łukasz za absurdalne uważa to, że nie ma takiego organu jak rzecznik praw ucznia. - Są rzecznicy konsumentów, pasażerów kolei, pacjenta. A nie ma rzecznika grupy, która liczy pięć milionów obywateli - zaznacza. - W szkole często jest tak, że dominującą relacją jest relacja podporządkowania. I to poczucie, że nauczyciel ma zawsze rację i nie warto się z nim kłócić, jest dojmujące. Ja sam od podstawówki to słyszałem. Więc to, że dziś jako organizacja mamy posłuch, jakiś autorytet, to jest coś dużego - dodaje.
Ale nie chodzi tylko o relacje strachu. - Szkoły nauczyły się, że można z nami współpracować. I to jest najfajniejsze. Pomagamy w tworzeniu dobrych statutów, szkolimy, wspieramy. Przecież nam nie chodzi o to, by powiedzieć dyrektorom, że się nie znają, tylko o to, by w szkołach wszystkim żyło się lepiej - podkreśla Łukasz.
Stowarzyszeniu udało się zjednać sporo nauczycieli wiosną 2020 roku, gdy po zamknięciu szkół okazało się, że to prawa nauczycieli właśnie są łamane. Byli na przykład zmuszani do prowadzenia zajęć zdalnych w innym wymiarze czy w czasie, gdy w ogóle nie powinni pracować. - Nauczyciele zobaczyli na własnej skórze, czym jest bezprawie w szkołach, bo sami go doświadczyli - komentuje Łukasz. - Miałem trochę satysfakcji, że ich też to dotknęło. Okazało się, że przez to zrozumieli, że przestrzeganie prawa to nie jest jakaś fanaberia, ale że faktycznie pozwala regulować pracę szkoły dla każdego sprawiedliwie - dodaje.
Śmieje się, że gdy jako stowarzyszenie napisali poradnik o tym, co oznacza "zawieszenie zajęć edukacyjnych", to dwa kuratoria to skopiowały i wysłały go do dyrektorów jako swoje pismo. - Już się nie czepialiśmy o prawa autorskie i takie inne rzeczy, bo fajnie, że ta wiedza poszła w świat - opowiada.
Forum dla edukacji już za nami. Był to długi (żeby dotrzeć do Warszawy na rano, z Krakowa musiałem wyjechać o 4:30 😉),...
Posted by Stowarzyszenie Umarłych Statutów on Wednesday, January 27, 2021
I ty możesz napisać dobry statut
Stowarzyszenie opracowało Statut Nieumarły, by dawać szkołom dobry przykład. Statut idealny to w końcu taki, który pasuje i dyrektorowi, i nauczycielom, i uczniom.
Nad merytoryczną stroną dokumentu z fachowymi komentarzami, który liczy ponad sto stron, pracowały m.in. pedagożka z UAM dr hab. Sylwia Jaskulska, doświadczona polonistka z Krakowa dr Gabriela Olszowska i ceniona matematyczka ze Zduńskiej Woli Anna Szulc.
Proponują, by statut pomógł stworzyć "szkołę inną, niż wszyscy znamy". "Szkołę bez ocen, bez strachu przed kartkówkami i sprawdzianami, szkołę przyjazną uczniowi i wspierającą go w rozwoju, kształtującą jego samodzielność. Szkołę przestrzegającą prawa, szanującą godność i podmiotowość uczennic oraz uczniów" - precyzują.
- Najlepszy statut jest taki, który jest współtworzony. Bo są takie informacje w statucie, które są stricte techniczne, jak adres, siedziba, organ prowadzący. Tutaj wielkiej filozofii nie ma, ale są takie, które dotyczą relacji między uczniami a nauczycielami, praw i obowiązków, systemu oceniania, kar i nagród… i tu jest miejsce na debaty, współpracę, kompromisy - przekonuje Łukasz. - Oczywiście jest najprościej zrobić tak, że wymyślamy sobie coś na radzie pedagogicznej i wpisujemy to do statutu bez żadnej konsultacji. Ale potem płaczemy, że tego nikt nie przestrzega. Albo że uczniowie piszą do nas, a my piszemy do kuratorium. Jest płacz i zgrzytanie zębów. A prościej jest zrobić tak, że się konsultujemy z uczniami, dogadujemy, jak to zrobić i razem ustalamy. Szkoły trochę chcą być jak taki omnipotentny ustawodawca: my sobie coś uchwalamy, a potem obywatele tego przestrzegają bez szemrania - dodaje.
Moment, by wziąć to sobie do serca, jest doskonały. Większość szkół uchwalała swoje statuty na chybcika w 2017 roku, gdy wchodziła w życie likwidująca gimnazja reforma Anny Zalewskiej.
Łukasz zachęca uczniów, by zainicjowali taką debatę ze swoimi nauczycielami. Przyszli do nich ze swoimi propozycjami dotyczącymi na przykład zasad ubierania czy oceniania. Można zrobić szkolną debatę na ten temat.
Wtedy jego zdaniem uda się uniknąć zapisów, jak te z początku tego tekstu. To prawdziwe przykłady, które SUS "nagrodziło" tytułem Statutowego Absurdu Roku.
Zapis dotyczący aktywności seksualnych krakowskich licealistów wciąż obowiązuje. Małopolska kurator Barbara Nowak nie widziała w nim problemu. Stowarzyszenie złożyło w styczniu 2021 roku odwołanie do Ministerstwa Edukacji i Nauki, które przez wiele miesięcy przedłużało termin jego rozpatrzenia. - Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że kurator nie wydała ani decyzji, ani postanowienia, więc nie było od czego się odwoływać. Teraz ze sprawą wracamy na poziom kuratorium i będziemy skarżyć bezczynność kurator - zapowiada Łukasz.
I miejsce w konkursie na Statutowy Absurd Roku 2021 zdobywa Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. Świętej Rodziny z...
Posted by Stowarzyszenie Umarłych Statutów on Sunday, January 23, 2022
Po interwencjach SUS podstawówka w Łodzi zmieniła zasady w kwestii ubioru, a w Gdańsku - dotyczące rozprowadzania informacji.
- To może działać, bo jesteśmy konsekwentni. A dziś największą nagrodą jest to, że kilka szkół pracuje już nad tym, żeby od września, na kanwie naszego wzorcowego statutu, wprowadzać zmiany w swoich dokumentach i mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej - mówi Łukasz. - Powoli udaje się zmieniać tę rzeczywistość. Pewnie jeszcze z pięć lat będzie się to wszystko ciągnęło w takim stanie, w jakim jest teraz, ale chyba jest to taki kierunek, z którego już nie zboczymy - dodaje.
Łukasz kończy właśnie trzeci rok prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim.