Zasłabł, zmarł czekając na karetkę. Mieszkał 100 metrów od szpitala

59-latek mieszkał w bloku po drugiej stronie ulicy
59-latek mieszkał w bloku po drugiej stronie ulicy
Źródło: TVN 24

100 metrów i jedna ulica - tyle dzieli mieszkanie pana Eugeniusza od szpitala w Międzychodzie (woj. wielkopolskie). Gdy mężczyzna zasłabł, jego rodzina wezwała pomoc. Karetka nie przyjeżdżała, więc poproszono o pomoc w szpitalu. Tej jednak odmówiono, tłumacząc się procedurami. 59-latek zmarł. Sprawę bada już wojewoda.

Dramat rozegrał się tydzień temu przy ul. Szpitalnej w Międzychodzie. Gdy pan Eugeniusz stracił przytomność, jego rodzina natychmiast wezwała pomoc. Mijały cenne minuty, karetka nie przyjeżdżała.

Po około 15 minutach jego żona pobiegła do szpitala prosić o pomoc. Tam usłyszała, że ma wrócić do domu i czekać na karetkę. Gdy ta dojechała, było już za późno. 59-latek zmarł.

Wojewoda sprawdził, gdzie były karetki

Teraz sprawę bada wojewoda wielkopolski. - W ubiegłym tygodniu wojewoda wielkopolski wszczął postępowanie kontrolne, jeśli chodzi o system ratownictwa medycznego. Przeprowadzono już pierwsze ustalenia - podaje Tomasz Stube, rzecznik wojewody wielkopolskiego Zbigniewa Hoffmanna.

Zabezpieczono karty wyjazdów karetek, nagrania rozmów telefonicznych z dyspozytorem, wiadomo gdzie w tym czasie zespoły ratownictwa medycznego były zadysponowane i jakie były czasy dotarcia na miejsce.

- Pierwsza karetka, która stacjonuje w Międzychodzie, musiała transportować pacjenta udarowego do szpitala w Nowym Tomyślu, a więc zgodnie z przyjętymi założeniami uruchamiana jest karetka najbliższa i taka została zadysponowana z Sierakowa. Dojazd trwał około 17 minut, więc czas dotarcia nie został przekroczony - tłumaczy Stube.

Wojewoda podjął też decyzję, aby kontrolować szpital i przychodnię, w której dzień wcześniej pojawił się zmarły mężczyzna. Wiadomo, że 59-latek od 20 lat miał problemy z sercem i był pod opieką lekarzy z tej przychodni. Podczas ostatniej wizyty lekarz miał wykonać badanie EKG i zapisał mu dodatkowe krople.

- Wojewoda chce znać szerszy kontekst tej sprawy. Kontrola ma wykazać też czy lekarze z tego szpitala mogli udzielić pomoc temu mężczyźnie. Poznanie pełnych wyników tej kontroli to pewnie kwestia kilku tygodni - tłumaczy.

Dyrektor broni szpitala

Zdaniem dyrektora szpitala w Międzychodzie, jego pracownicy zachowali się zgodnie z procedurami.

- Pacjenci wiedzą jakie mają prawa, my wiemy jakie mamy obowiązki. Nie mogliśmy narażać pacjentów na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym czy tych, którzy dopiero przyszliby po pomoc. Jeśli mówimy o odległości 100 czy 200 metrów, to rodzi się pytanie - do jakiej odległości od budynku szpital miałby świadczyć usługi - mówi Maciej Bak, dyrektor Szpitala Powiatowego w Międzychodzie.

Autor: FC/sk / Źródło: TVN 24 Poznań

Czytaj także: